Herbjørg Wassmo „Stulecie”, Smak Słowa 2014, ISBN
978-83-62122-65-3, stron 520
Sara Susanne Lind przychodzi na świat w 1842 r. i jest
szóstym dzieckiem swoich rodziców. Ma dwóch starszych braci i siostry. Rodzina
utrzymuje się z prowadzonego gospodarstwa i sklepiku, ale gdy dziewczyna
dorośnie do odpowiedniego wieku, będzie musiała iść na służbę. I tak też się
dzieje. Na weselu swojej siostry Maren, jej uwagę zwraca młody mężczyzna, który
z nikim nie rozmawia. To Johannes Krog, rybak, o którym mówiło się, że jest wielce
utalentowany, skoro „potrafił wyczuć sól z odległości wielu mil morskich” (str.
19). Krog, który mocno się jąka, woli wyrażać swoje zdanie w piśmie; w takiej
też formie – listownej – oświadcza się Sarze Susanne. Choć obiecał jej, że będą
mieć własny dom, początkowo po ślubie musieli mieszkać z jego matką, co nie do
końca odpowiadało młodej żonie – czuła się obco, nie miała nic swojego. Nic,
poza Johannesem, pożądaniem i przychodzącymi co rok na świat dziećmi.
Najmłodsza córka Sary Susanne to Elida. Na jej przyszłość
złożą się trudne wybory. Pierwszy z nich, kandydata na męża, nie znajduje
uznania jej matki, która ma Fredrika za marzyciela. To na wiele lat wprowadzi
między dwie kobiety chłód i dystans, łatwy do utrzymywania także z uwagi na
dzielącą ich domy odległość. Gdy jej mąż ciężko zachoruje, konieczna będzie
wyprawa do szpitala i przeniesienie się w inny region kraju. Elida podejmuje
decyzję, że na jakiś czas część dzieci pozostanie w rodzinach zastępczych, bo
niemożliwością jest zabrać je wszystkie.
Hjørdis byłą jednym z tych dzieci, które zostały.
Zaopiekowała się nią siostra matki, Kjersti. To ona stanowiła dla dziewczynki
prawdziwą, kochaną mamę. Dziecko do nowych warunków przyzwyczaiło się szybko,
więc czy można się dziwić, że gdy na progu wreszcie zjawia się Elida, dla
Hjørdis jest obcą panią, która powinna sobie już jechać, bo ona musi zbierać
ziemniaki i jest zajęta?
Herbjørg ma swoje sekrety, które zapisuje w kolejnych notatnikach.
Ukrywa jest przed Nim, a sama ucieka i chowa się najczęściej w stodole, gdzie
On nie może jej znaleźć. Gdy jest już dorosła, jej córka dostarcza jej broszurę
poświęconą katedrze na Lofotach. Znajduje się tam po dziś dzień obraz z aniołem
w tle. Malarzowi, pastorowi Fritzowi Jensenowi, pozowała modelka, którą była
Sara Susanne Krog. Prababka Herbjørg urodziła się równe sto lat przed swoją
prawnuczką – pisarką.
Uwielbiam sagi rodzinne, opowieści o kolejnych pokoleniach
powiązanych więzami krwi. Do „Stulecia” pióra nagradzanej norweskiej pisarki
przyciągnęło mnie także to, że opowiada ona o swojej rodzinie ze strony matki.
Kreśli obrazy z życia swoich antenatek, począwszy od prababki Sary Susanne,
babki Elidy i matki Hjørdis, z tym że trudno wywnioskować, na ile są one
prawdziwe, a na ile Wassmo popuściła wodze fantazji i literackiej kreacji.
Odniosłam takie wrażenie, że kluczowe dla losów każdej postaci wydarzenia są
rzeczywiste, natomiast wszelkie szczegóły stanowią już swoistą nadbudowę i
osobistą interpretację autorki, czyli jak to według niej mogło wyglądać, co jej
przodkowie myśleli i jak to ubierali w słowa. To, co dotyczy samej Herbjørg,
jako postaci książki, zaprezentowane jest w półcieniu, nic nie jest powiedziane
wprost i tak naprawdę możemy tylko przypuszczać, dla czego O n (tak pisany) był
jej wrogiem. W moim odczuciu tym, co łączy wszystkie kobiety tego rodu, jest
wstyd. Każda z nich czegoś się wstydzi i zjawisko to występuje na tyle często,
że staje się jakby doświadczeniem pokoleniowym, czymś zakorzenionym, tkwiącym w
genach, przekazywanym z matki na córkę, właśnie w tej linii.
„Stulecie” ma ciekawą konstrukcję. Podzielone jest na
księgi, przenoszące na zmianę od świata Sary Susanne do rzeczywistości Elidy, a
początek każdej z nich to reminiscencje z dzieciństwa Herbjørg, dające także
niejako wgląd w przyszłość jej krewnych, których poznajemy wcześniej jako
dzieci i dorastającą młodzież.
Co ważne, powieść Wassmo nie jest prostą opowiastką, którą
można przeczytać na jedno posiedzenie i bezrefleksyjnie odłożyć na półkę. To
proza, którą powinno się smakować. Pozostało we mnie przekonanie, że jest dość
surowa, ale nie tylko dlatego, że akcja rozgrywa się w ostrym dla człowieka
norweskim klimacie. Tu każda, nawet najbardziej wydawałoby się wyrazista,
emocja, przedstawiona jest za pomocą półtonu, niedopowiedzenia, subtelnego zawieszenia,
który jednocześnie pozwala sobie samemu dużo rzeczy dopowiedzieć. Paradoksalnie
dało to efekt zmysłowości i przywiodło do stwierdzenia, że nie zawsze trzeba
powiedzieć wszystko wprost, by osiągnąć efekt przekazania sedna i istoty rzeczy.
Lektura „Stulecia” była interesującym doświadczeniem. Dała
mi możliwość zanurzenia się w świecie surowych, ale jakże silnych emocji.
Pozwoliła mi poznać cztery wyjątkowe kobiety, których życie nie oszczędzało,
wiele dając i kto wie, czy nie wiele więcej zabierając. Herbjørg Wassmo snuje
swoją opowieść niespiesznie, byśmy mieli szansę dostrzeżenia czegoś głębszego w
pozornie zwyczajnym życiu jej rodziny.
Za egzemplarz recenzencki, przekazany przez Wydawnictwo Smak
Słowa, bardzo dziękuję Pani Ewie Sularz z Business & Culture.
Wyzwanie: „Czytamy powieści obyczajowe”, "Czytamy książki historyczne".
W takim razie muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJeśli tylko odnajdujesz się w takich klimatach, to koniecznie:)
UsuńKonstrukcja tej książki faktycznie ciekawa, dlatego będę mieć ją na uwadze, ale to dopiero za jakiś czas, bo teraz mam w planach inne priorytety czytelnicze.
OdpowiedzUsuńNo i na pewno musisz sobie na nią zarezerwować sporo czasu, bo przemknąć się przez nią nie da;)
UsuńPodoba mi się zarówno sama treść książki, jak i to, co o niej napisałaś. Chętnie sięgnę do tej prozy.
OdpowiedzUsuńDziękuję, starałam się, żeby za dużo nie zdradzić;)
UsuńOch, jak ja uwielbiam skandynawskie rodzinne opowieści! Są przygnębiające, ale takie prawdziwe! Chętnie przeczytam, nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej!
OdpowiedzUsuńZaryzykuję stwierdzenie, że przypadłaby Ci do gustu:)
UsuńMoże kiedyś sięgnę po tę książkę...Wydaje się być ciekawa i bardzo emocjonująca! Bardzo spodobała mi się Twoja recenzja, muszę wpadać tutaj częściej! Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńZapraszam, zawsze będziesz mile widziana;)
UsuńLubię takie surowe klimaty, więc to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńMam więc nadzieję, że uda Ci się przeczytać i że będziemy mogły porównać wrażenia:)
UsuńAch te Norweskie klimaty ;) one mają w sobie "to coś" :) ciekawa jestem.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście klimat jest, i choć trudno go zdefiniować, to dobrze się go odbiera podczas czytania;)
UsuńCzytałam dwie książki tej autorki i nawet nie masz pojęcia, jak bardzo Ci zazdroszczę tego, że już przeczytałaś tę książkę. A jeśli nie znasz poprzednich, to gorąco zachęcam do lektury.
OdpowiedzUsuńTo ja ulegnę Twoim namowom, widziałam u siebie w bibliotece, że jest "Księga Diny", więc będę na nią polować:)
UsuńCzytając pierwszy akapit modliłam się, aby ta książka okazała się być dobra. I cieszę się, że tak wyszło! Piękna okładka, saga, kobiety, sekrety, miłość, służba... Na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńJa się tak modliłam przez pierwsze rozdziały, bo jakby było nudno, to nie wiem, jak przebrnęłabym przez tyle stron;)
UsuńWspaniała recenzja, chociaż nazwisko Wassmo już jest dobrą reklamą :) Bardzo dobry wpis!
OdpowiedzUsuńDla mnie było ono kompletnie nieznane;) Dziękuję za miłe słowa:)
UsuńKupiłam niedawno "Księgę Diny" tej autorki i liczę na wielkie wzruszenia :)
OdpowiedzUsuńJa planuję ją pożyczyć z biblioteki:)
UsuńZ literaturą skandynawską nie miałam za bardzo do czynienia, ale dzisiaj naczytałam się tyle pozytywów o "Stuleciu", że muszę je przeczytać koniecznie. Obiecuję sobie, że w tym roku.
OdpowiedzUsuń