Artur Andrus „Vietato fumare czyli reszta z bloga i coś
jeszcze”, Prószyński i S-ka 2014, ISBN 978-83-7839-775-5, stron 368
„Wysoki facet z szeroko otwartymi ustami, w tak zwanej
pozycji glonojada, przyssany do szyby wystawowej księgarni. To ja parę razy w
tygodniu. Lubię tak sobie stanąć i poobserwować, co się dzieje na rynku
wydawniczym” (str. 151). Założę się, że wyobrażenie sobie Artura Andrusa w
takiej sytuacji nie będzie niczym trudnym dla niejednego blogera, czy szerzej
mola książkowego. Pewnie sami nieraz przyjmowaliśmy taką samą pozycję. Ponieważ
sama za takiego mola się uważam, z uwagą śledzę poczynania Andrusa na niwie
literackiej, ale nie tylko. W moim domu często rozbrzmiewają jego piosenki, w
tym ta, którą na pewno słyszeliście: „Piłem w Spale, spałem w Pile” – choć on
sam, w charakterystycznym dla siebie stylu, mówi, że nie śpiewa, a „wykonuje”.
Jeśli zaś chodzi o słowo pisane, miałam przyjemność czytać jego „Blog osławiony
między niewiastami” oraz „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”, zapis rozmowy z
Marią Czubaszek. „Vietato fumare” jest drugą częścią teksów z prowadzonego
przez niego bloga oraz tych publikowanych w czasopismach.
Andrus jest nie tylko dziennikarzem związanym z Trójką Polskiego Radia, ale także konferansjerem i artystą kabaretowym. I to właśnie chyba ten aspekt jego wizerunku jest najbardziej charakterystyczny. Ja, myśląc o nim, mam przez oczyma elegancko ubranego mężczyznę, który ze śmiertelnie poważną miną potrafi opowiadać czasem horrendalne głupoty. Ale robi to w taki sposób, że naprawdę można boki zrywać. Nie inaczej jest przy lekturze tej książki. Czasem łzy płynęły ciurkiem – ze śmiechu, powodując tak zwaną głupawkę. Jego poczucie humoru trafia do mnie całkowicie.
Na przestrzeni całej książki fascynująca jest obserwacja, w
jakich kierunkach potrafi meandrować jego umysł. Czasem skupia uwagę na takim
szczególe, który ktoś inny na pewno by pominął, uznając za coś niezbyt
frapującego, niegodnego odnotowania, błahego. Posługuje się przy tym ironią i
błyskotliwą metaforą. Do tego dochodzi talent do budowania rymów oraz ciągła
gotowość do tworzenia wierszy, których w publikacji nie brakuje (i aż prosiłoby
się o ich uwiecznienie w towarzystwie muzyki, czyli drugą płytę).
O czym więc pisze Andrus? Na przykład o celebrytach, którzy uwielbiają
się zwierzać plotkarskim gazetom i portalom, a przy tym „odzierają się z
resztek intymności. Albo z własnej woli, albo prowokowani przez innych” (str.
33). Kilka tekstów dotyczyło Euro 2012. Autor przeprowadził też eksperyment i
zaczął odpowiadać na spam przychodzący na jego skrzynkę mailową. Dostało się
natrętnym reklamom leków na problemy, o których opowiadanie w towarzystwie
raczej nie należy do dobrego tonu. Jest także o tym, jak radzić sobie w czasie
zagranicznych podróży. O zapowiadanym końcu świata mówią rozmyślania z grudnia
2012 r. Rozczulający jest tekst „Atmosfera gabinetu”, ale tym, który rozłożył
mnie na łopatki, jest „Tata Dobra rada”. Andrus poprosił słuchaczy swojej
audycji o rady, jakie otrzymywali od swoich rodziców lub sami dają. Zacytuję
Wam najlepsze: „Maciek: Mój syn w wieku 2 lat miał kłopoty z zasypianiem, bo
zawsze chciał pić. Problem zniknął, kiedy zacząłem mu mówić: napijesz się, jak
zaśniesz” (str. 190); „Ewa: Nasz tata mawiał do mnie i do mojego brata: Dzieci,
pamiętajcie, nie wolno kraść! Jak będziecie czegoś potrzebowały, to wam tatuś z
pracy przyniesie” (str. 193). I jeszcze wsparcie dobrym słowem - „Ola: Zdarzyło
mi się kiedyś powiedzieć do dziecka, które się przewróciło: - Chodź, kochanie,
to mamusia cię podniesie. Może to nie do końca rada, ale synek przyszedł i było
po płaczu” (str. 195).
Zapewniam, że takich perełek jest bez liku, dlatego jeśli
lubicie dobrą zabawę i macie ochotę pośmiać się nad książką, a nie wątpię, że
tak jest, to spotkanie z Arturem Andrusem jest jak najbardziej wskazane.
Wyzwania: „Nie tylko literatura piękna...”, „Polacy nie
gęsi”.
Andrusa znam jedynie jako artystę kabaretowego, którego notabene bardzo lubię i podziwiam, dlatego z wielkim zainteresowaniem poznam powyższą publikację, gdyż jestem ciekawa jak napisał m.in. o celebrytach. Coś czuje, że czeka mnie wspaniały relaks i duża dawka humoru :)
OdpowiedzUsuńDobrze czujesz, tego na pewno Ci nie zabraknie w czasie czytania:)
UsuńNa pewno bym się uśmiała. Rozejrzę się za tą książką.
OdpowiedzUsuńNa pewno, a tego nigdy za wiele;)
UsuńSpasuję tym razem.
OdpowiedzUsuńW porządku, nic na siłę.
UsuńŚmiech w każdej dawce jest doskonały, dlatego jestem bardzo na tak!:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Artura Andrusa:)
OdpowiedzUsuńTo która to już nasza cecha wspólna?;)
UsuńZdaje się, że powyższa książka gdzieś mi mignęła , humor bardzo lubię, więc chętnie bym sobie poczytała, a co :)
OdpowiedzUsuńPewnie, po co sobie przyjemności odmawiać;)
UsuńNiezwykle ciekawa recenzja :) Dobrze się ją czytało, widać, że osoba autora Cię fascynuje. Ja z chęcią bym przeczytała tę książkę, bo lubię się pośmiać :)
OdpowiedzUsuńOj tak, uwielbiam go;)
Usuń