Lesley-Ann Jones „Freddie Mercury: biografia legendy”,
Wydawnictwo Dolnośląskie 2012, ISBN 978-83-245-9303-3, stron 328
Peter Hince “Queen. Nieznana historia. Moje życie u boku
najlepszego zespołu rockowego XX wieku”, Wydawnictwo Sine Qua Non 2012, ISBN 978-83-63248-07-9,
stron 288
Wychowałam się w domu, w którym muzyka w pewnym stopniu
zawsze była obecna. Więź ze starszą o 9 lat siostrą niewątpliwie ukształtowała
mój gust muzyczny – do tej pory słucham tego, czego ona słuchała. Piosenki,
które ona lubiła jako nastolatka, mnie kojarzą się z dzieciństwem i mam do nich
największy sentyment. Muzykę lubił też mój tata. Nic dziwnego więc, że utwory
Queen nie były mi obce. „Bohemian Rhapsody”, „I Want To Break Free”, „Radio Ga
Ga” tkwią gdzieś w mojej głowie właściwie od zawsze. „The Show Must Go On”
natomiast kojarzy mi się ze śmiercią Freddiego Mercury’ego. Co dziwne, do tej
pory pamiętam moment jego odejścia. Nie wiem, dlaczego tak utkwiło mi to w
myślach - nie miałam wtedy nawet dziesięciu lat – ale mam przed oczami
fragmenty Teleexpressu z wiadomością o pożegnaniu Artysty.
Peter Hince należał do ekipy technicznej zespołu Queen,
sprawując pieczę nad instrumentami Freddiego Mercury’ego i basisty Johna
Deacona. Pracował przy trasach koncertowych i nagraniach w studio. Mamy okazję
poznać muzyków z jego perspektywy, jako jego szefów, a nie tylko wielkie gwiazdy
– zresztą jak sam wspomina, nie był zagorzałym fanem zespołu, bo to „nie
pozwoliłoby mu powiedzieć wokaliście, że jest głupi, a podobno zasłużył”.
Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Na pewno jest
to pozycja obowiązkowa dla wielbicieli grupy, a moje uczucia wynikają z
nastawienia, z jakim zaczynałam czytać. Poszczególne rozdziały są w mojej
subiektywnej ocenie nierówne – oczekiwałam więcej wiadomości o zespole, a w
niektórych częściach dostałam tylko opis podbojów łóżkowych autora i jego przeżyć
fizjologicznych po narkotykach i alkoholu. Te drobiazgowe relacje z imprez
można było sobie darować – wiem, że w podtytule widnieje „moje życie u
boku...”, ale wystarczyłoby wspomnieć o tym raz, bez zagłębiania się w
szczegóły z kim i gdzie. To jest ta jedna rzecz, która wzbudza moją niechęć.
Te rozdziały, w których na pierwszym planie jest grupa i jej
wokalista (bo to głównie o nim chciałam się dowiedzieć jak najwięcej), są jak
najbardziej w porządku i pochłaniałam je w mgnieniu oka. Peter Hince zaprezentował
drobiazgi, które złożyły się na obraz prawdziwego człowieka, z jego wadami i
zmiennymi nastrojami, a nie tylko legendarnej gwiazdy. Nie spotkałam się
nigdzie np. z informacją o tym, że piosenkarz interesował się fotografią albo
że uwielbiał Scrabble i krzyżówki... „Techniczny” przedstawia wokalistę jako
człowieka inteligentnego i kreatywnego, który miał tylko jeden cel i dążył do
niego z determinacją. Ostatecznie zapłacił za to najwyższą cenę, ale z relacji
wynika także, że i w zwyczajnym życiu, na co dzień, nie zawsze radził sobie z
otaczającą go rzeczywistością. Dla mnie wstrząsający był jego wypowiedź, gdy
ktoś próbował mu poprawić nastrój w studiu nagraniowym: „Łatwo wam mówić, bo
wszyscy macie żony i rodziny. Ja nigdy nie zaznam szczęścia!” (str. 98). To
chyba najlepiej świadczy o zagubieniu artysty w swoim własnym życiu uczuciowym:
prawdopodobnie czego innego chciał, a co innego w rezultacie mu wychodziło.
Hince twierdzi również, że spotkał wiele gwiazd, ale „żadna
z nich nie roztaczała tego rodzaju aury, co Fred. A on był właściwie skrytą,
nieśmiałą osobą” (str. 187). Skryta, nieśmiała, serdeczna i ciepła osoba, a
równocześnie zwierzę sceniczne: „Fred zawsze dawał przykład innym członkom
Queen. Wracając do fortepianu wśród braw i okrzyków po tym, jak wreszcie zdobył
serca ludzi, walnął pięścią w klapę instrumentu, wydobywając z niego głuchy
odgłos i wrzasnął na całe gardło: - I tak to się (k...) robi! – wyrażając
uznanie dla własnego ogromnego talentu i oszałamiającej osobowości” (str. 37).
Zabrakło mi może jeszcze odniesienia autora do ostatnich
płyt zespołu. Fakt, że wtedy nie należał już do ekipy ani zespół nie
koncertował, ale pracował dla nich w innej roli, a jednak dwanaście lat
spędzonych u ich boku dałoby na pewno ciekawe i nieco inne spojrzenie.
Na uwagę zasługują zdjęcia (choć dla mnie – jak zwykle przy
tego typu wydawnictwach – za mało), począwszy od tego na okładce. Są mało
znane, a może to tylko ja nie zetknęłam się z nimi do tej pory.
Absolutnie nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Fragmenty
o Freddiem przedstawiają go jako człowieka z krwi i kości, który w zwyczajnym
życiu bywał zmienny i chimeryczny, a na scenie królował niepodzielnie, władał
publicznością i błyszczał w blasku swojej sławy i talentu. Punkt widzenia
Hince’a pokrywa się z moją interpretacją biografii Lesley-Ann Jones, a obydwie
te pozycje sprawiają, że mój szacunek do Freddiego Mercury’ego i podziw dla
całego zespołu wzrastają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.