Agnieszka Lingas-Łoniewska „Zakład o miłość”, Novae Res
2011, ISBN 978-83-7722-206-5, stron 246
Sylwia kończy studia. Historia sztuki ma jej pomóc w
realizowaniu zaplanowanej drogi życiowej, jaką jest prowadzenie rodzinnego
interesu: sieci galerii sztuki. Wychowana w duchu posłuszeństwa, w
konserwatywnej, arystokratycznej rodzinie przywiązanej do tradycji, rzadko
pozwala sobie na szaleństwa. Ulega jednak namowom koleżanek i spędza z nimi
swój wieczór panieński.
Aleks, wiceprezes firmy swojego ojca, pewny siebie,
sięgający w życiu twardą ręką po wszystko, co tylko przyjdzie mu do głowy. A na
imprezie w klubie przyjdzie mu na myśl sięgnąć po Sylwię...
Książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej od bardzo dawna
widnieją na mojej liście „do przeczytania”. „Zakład o miłość” jest pierwszą
pozycją, do której dotarłam. I od razu muszę powiedzieć, że raczej nie zaliczę
tego spotkania do udanych.
Pierwsze, o czym pomyślałam po przeczytaniu paru stron, to
że nie jest to zupełnie mój świat – świat ludzi bogatych, którzy nie muszą się
martwić o przyszłość, bo wszystko w zasadzie mają podane na tacy. Rodzinne
biznesy, duże pieniądze – nie moje literackie klimaty. Z czasem trochę
zmieniłam postrzeganie głównych bohaterów, ale też nie do końca. Zarówno
Sylwia, jak i Aleks, nie byli sobą. Ona od zawsze żyła tym, co przewidzieli dla
niej inni, kierowana przez tych, którzy lepiej wiedzieli, co dla niej dobre. On
nigdy nie poradził sobie z tym, że w dzieciństwie porzuciła go matka. Z czasem
(bardzo krótkim zresztą) zaczynają znaczyć dla siebie bardzo wiele. I
właśnie... siła tego uczucia jest porażająca. Sylwia jest dwa tygodnie przed
ślubem i mimo, że Aleks wzbudza w niej pewne obawy, zakochuje się w nim bez
pamięci, a jej życie wykonuje gwałtowny zwrot. Wiem, że w życiu pewnie nie takie
rzeczy się mogą zdarzyć, ale do mnie to nie trafia. Nie wierzę w takie
gwałtowne, nagłe, obezwładniające uczucia. Oboje zachowywali się tak, jakby
znali się całe życie, a chyba nie jest możliwe poznać kogoś tak dobrze w tak
krótkim czasie. Sama forma zakładu też rzutuje negatywnie na mój stosunek do
tego mężczyzny.
Kolejna rzecz, do której nie mogłam się przekonać, to język
i styl. Owszem, emocje targające bohaterami, zostały dobrze zgłębione, ale nie
podoba mi się warstwa językowa. Raziła mnie, drażniła, opisy były przedobrzone
i przesłodzone, pełne patosu i sztuczności.
Ostatnią rzeczą, do której mam zastrzeżenia, jest
zakończenie. Do pewnego momentu wszystko toczyło się po mojej myśli, ale epilog
wszystko zepsuł. Liczyłam na otwarte zakończenie, które mogłabym sobie
dopowiedzieć sama.
Cóż, „Zakład o miłość” nie porwał mnie ani nie zachwycił. Nie znaczy to
jednak, że skreślam Autorkę, nie. Gdybym miała możliwość, przeczytałabym jej
pozostałe powieści; zwłaszcza ciekawi mnie trylogia „Zakręty losu”.
Sama nie czytałam tej książki, ale dużo dobrego o niej czytałam. Uwielbiam w książkach otwarte zakończenia, szkoda że tutaj tego zabrakło...
OdpowiedzUsuńKupiłam ją zachęcona właśnie dobrymi opiniami.
UsuńCzytałam i powiem tak : nie jest to arcydzieło język a zwłaszcza nieustanne zdrobnienia dość mocno irytują , ale mnie się historia spodobała. Recenzję przeczytasz na blogu ( ma nr 50).
OdpowiedzUsuń