Katarzyna Michalak „Wiśniowy Dworek”, Wydawnictwo Literackie
2012, ISBN 978-83-08-04935-8, stron 296
Nie da się ukryć, że mam teraz etap na „tę Michalak”. Po
styczniowym „Mistrzu” oraz ponownym sięgnięciu po „Nadzieję” i „Zachcianek”,
przyszedł czas na „Wiśniowy Dworek”. Wiem, jestem troszkę opóźniona, premiera
była przecież parę miesięcy temu, ale to nie szkodzi, lubię, jak książki odleżą
mi się jakiś czas na półce (mój stosunek do własnych egzemplarzy to temat na
dłuższą wypowiedź...).
Katarzyna Michalak należy do moich ulubionych autorek.
Jeszcze się nie zdarzyło, żebym po lekturze jej powieści czuła się zawiedziona.
Lubię je czytać na raz, więc tak organizuję sobie czas, żeby nic mnie od nich
nie odrywało. Tak było i tym razem. Opowieść o dwóch Danusiach wciąga od
pierwszej strony, głównie dlatego, że bohaterki się od siebie różnią. Ale tylko
pozornie.
Danusia z Wiśniowego Dworku to nauczycielka w szkole
podstawowej w małej wsi pod litewską granicą. Jest uwielbiana przez dzieci,
szanowana przez mieszkańców, ale...
Danka mieszka w Warszawie i zarządza apartamentowcami. Jest
kobietą nowoczesną, żyjącą szybko, dla której nie ma zawodowej przeszkody nie
do pokonania. Ale...
Obie łączy jedno: samotność. Obydwie są otoczone ludźmi, ale
to nie są relacje pełne bliskości czy zrozumienia. Los szykuje dla nich
niespodziankę, która wywróci ich poukładane życie do góry nogami.
Autorce po raz kolejny udało się wprowadzić element
całkowitego zaskoczenia. Po książce z serii owocowej spodziewałam się klimatu
pełnego ciepła i tego charakterystycznego nastroju. I ta jest. Ale też kolejne
wydarzenia przynoszą dawkę niesamowitego napięcia, okropnie się denerwowałam,
obawiając się zwłaszcza, jak Pisarka rozwiąże akcję. Z ostatnią stroną
odetchnęłam z ulgą – takie otwarte zakończenie to najlepsze, czego się mogłam
spodziewać.
Z głównych bohaterek bardziej polubiłam Danusię.
Przebojowość Danki początkowo mnie drażniła i długo trwało, zanim się do niej
ostatecznie przekonałam. Rozmowy obu kobiet – intrygujące i dowcipne. Język i
styl – jak zwykle klasa sama w sobie (zresztą co by pani Kasia nie napisała,
pewnie i tak mi się spodoba właśnie z powodu tego, jak jest napisane; tak, jak
tylko ona potrafi – wie, kiedy rozśmieszyć, wie, kiedy wzruszyć, czasem nawet
do łez).
Wielki plus za postać Józia – ja chyba naprawdę mam „coś” na
punkcie takich małych, literackich dzieciątek – ogromnie mnie rozczulają, nic,
tylko przytulić...
Nie można nie wspomnieć także o trudnych tematach
poruszanych w powieści. Autorka przedstawia skomplikowane relacje rodzinne i
udowadnia, że nie zawsze wszystko jest takie, jak nam się wydaje, istotne, by
zważać na uczucia innych. Ciężko wyrazić to, co czuję bez zdradzania treści,
więc na tym poprzestanę.
„Wiśniowy Dworek” to dla mnie powieść o tym, że nawet
płynące dzień za dniem niezmiennie życie może się odmienić. To także historia o
tym, że marzenia, nawet głęboko ukryte, warto realizować.
Ja mimo wszystko jestem trochę zawiedziona, ale nie było źle.
OdpowiedzUsuń