środa, 27 marca 2013

Irena Matuszkiewicz "Modliszka"


Irena Matuszkiewicz „Modliszka”, Prószyński i S-ka 2013, ISBN 978-83-7839-406-8, stron 488



Twórczość Ireny Matuszkiewicz polubiłam od jej debiutu, który ukazał się już dobrych kilka lat temu. Jej styl bardzo mi odpowiada, niezależnie od tego, czy akurat sprezentowała nam kryminał, czy też powieść obyczajową. „Modliszka” należy do tych drugich.



Główną bohaterką jest Milena Płoszyńska, kobieta w wieku drugiej młodości. Ma własną pracownię protetyczną, jej mąż jest właścicielem hurtowni, a syn kończy studia. Nowy rok rozpoczyna się niepomyślnie: awarią ogrzewania i elektryki w domu. Gdy wydaje się, że sytuację udało się opanować, kobieta dowiaduje się, że jej Lucjan będzie miał nową rodzinę. Szok to zbyt delikatne słowo na opisanie tego, co przeżywa. Zaczyna analizować swoje życie, choć nie ma na to za wiele czasu, bliscy i przyjaciele dość skutecznie pochłaniają jej uwagę. Jak Milena odnajdzie się w nowym życiu?



Irena Matuszkiewicz ma talent do kreowania postaci wyjątkowych kobiet. Przywiązuję się do nich bardzo łatwo, nawet jeśli nie łączy nas podobieństwo losów czy wieku. Nie znaczy to jednak, że akceptuję wszystkie ich posunięcia. W przypadku Mileny początkowo szlag mnie trafiał i miałam ochotę nią potrząsnąć, wrzasnąć na nią, żeby przestała dawać się tak wykorzystywać. Z czasem się wyciszyłam, dotarło do mnie, że ona taka jest, że nie chodzi tylko o to, iż trafia w życiu na same emocjonalne modliszki, to raczej jej charakter nie pozwalał jej przejść obok nich obojętnie. Pomoc to jej drugie imię, choć wkrótce nawet ona znajdzie w sobie odrobinę asertywności i dodatkowo spojrzy na siebie oczami innych.



Obok Mileny w powieści mamy kilka wielobarwnych postaci. Z lekka zdziwaczała i zdziecinniała babka Zosia, która jednak potrafi się postawić i uprzeć, gdy jej na czymś zależy; Radek – niezbyt taktowny, a przez to szczery do bólu; zrównoważona Joanna i jej rezolutna córka Ada; drące ze sobą koty przyjaciółki, Agnieszka i Renata oraz „słodki cerber”, Jordankowa; babcia Barbie - pani Loda (jej stylizacje naprawdę dawały pole do popisu wyobraźni); bardzo „przyjazna otoczeniu i bogobojna” ciotka Elwira; i może przede wszystkim naczelna modliszka, Laura Widacka. Ta to dopiero miała zapędy i wybujałą fantazję!, by z czasem wzbudzać już tylko litość. To z jej postacią związany jest niewielki wątek detektywistyczny, którego nie odmówiła sobie pisarka, choć o tym cicho sza...



Mimo lekkiej dość formy, na czoło wysuwa się refleksja nad ludźmi, którzy potrafią bez skrupułów wykorzystywać innych do własnych celów. Rodzi się pytanie o granice poświęcenia, gdzie kończy się dobrowolna pomoc, a zaczyna przykry obowiązek? Jak przeciwstawić się takiemu traktowaniu i kiedy powiedzieć dość?
Nie ukrywam, że zdecydowanie bardziej wolę obyczajowe powieści tej autorki. Wprawdzie w kryminałach radzi sobie doskonale, ale to jednak w takich fabułach w pełni ujawnia się jej spojrzenie na ludzi i świat oraz umiejętność odwoływania się do ważnych, życiowych kwestii. Jeszcze bardziej cenię te powieści, w których pani Matuszkiewicz spogląda na losy matek i babek swoich bohaterek, czyli po prostu sagi i to na taką jej książkę czekam z utęsknieniem.

4 komentarze:

  1. Właśnie zaczęłam czytać "Modliszkę" i niezbyt mnie wciągnęła ale po przeczytaniu recenzji może jednak ją dokończę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zamówiłam sobie Modliszkę na Święta, tylko..wydawnictwo miało opóżnienie z wysyłką( czekam dalej. Upewniłaś mnie, że to dobry wybór.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.