Gaynor Arnold „Dziewczyna w błękitnej sukience”, Znak 2012,
ISBN 978-83-240-2273-1, stron 512
Inspiracją do powieści „Dziewczyna w błękitnej sukience”
było małżeństwo Catherine i Charlesa Dickensów. Choć autorka każe traktować
książkę jako fikcję literacką, ponieważ opierała się na własnej wyobraźni,
przedstawiając ich życie, to jednak twierdzi, że starała się wiernie
przedstawić osobowości pisarza i jego żony, zwłaszcza jej punkt widzenia.
Poznajemy Dorotheę w dniu pogrzebu męża, człowieka, którego
nie widziała od dziesięciu lat, od podpisania papierów poświadczających
separację – została odprawiona z własnego domu i pozbawiona kontaktu z dziećmi.
Brak możliwości wzięcia udziału w pożegnaniu najbliższego człowieka skłania ją
do snucia wspomnień. Jej życie nie wyglądało tak, jak sobie wymarzyła. Wielka
miłość do Alfreda Gibsona nie była wystarczająca, by sprostać codziennym
obowiązkom tak, jak życzył sobie on, wielki pisarz i wręcz dobro narodowe.
Jedno dziecko za drugim, a co za tym idzie złe samopoczucie oraz mała zaradność
powodują oddalenie Dodo od rodziny. Do tego dochodzi obecność jej dwóch sióstr
i niejasne uczucia Alfreda.
Historia Dodo i Freda, ale też ich dzieci, zwłaszcza Kitty i
Augustusa (którzy w pewnym stopniu powielili wzorzec rodziców), wywołuje silne
emocje i rodzi kontrowersje. Ale jednocześnie sposób, w jaki jest przedstawiona,
zupełnie nie przypadł mi do gustu. Uważam, że książka jest rozwleczona, a przez
to po prostu nudna. Autorka nie potrafiła udźwignąć potencjału tkwiącego w
życiorysie Dickensa. Jej interpretacja związku pisarza, zarysowana na tle
dziejów Wielkiej Brytanii XIX wieku, trafia do mojego przekonania, ale styl
prezentacji już nie – a szkoda, bo naprawdę z wielkim entuzjazmem podeszłam to
tej powieści. Niestety malał on z każdą stroną i miałam wątpliwości, czy dobrnę
do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.