Sarah Jio „Dom na plaży”, Znak 2012, ISBN 978-83-240-2267-0,
stron 296
Anne wychowała się w zamożnej rodzinie. Jej dorosłe życie
zostało zaplanowane już w dzieciństwie. Dwie matki pomysł małżeństwa swoich
dzieci uznały za idealny. Teraz nadszedł czas przypieczętowania tamtych
ustaleń: 21-latka ma poślubić Gerarda, najmłodszego wiceprezesa znanego banku.
Dobrze wie, zgodnie z jakimi prawidłami będzie się rozwijać jej związek, jakie
będzie miała obowiązki, ale ona chciałaby od życia czegoś więcej, niż tylko bogactwa
i zaproszeń na wystawne przyjęcia. Kiedy więc na spotkaniu zaręczynowym jej
najlepsza przyjaciółka, Kitty, oświadcza, że wyjeżdża na Bora-Bora, by dołączyć
do stacjonujących tam pielęgniarek, których zadaniem jest opieka nad rannymi z
rejonu walk na południowym Pacyfiku, dziewczyna nie waha się dłużej. Chce
wyjechać razem z Kitty.
Moim pierwszym spotkaniem z twórczością Sarah Jio były
„Marcowe fiołki”; pamiętam, że początkowo mnie nudziły, ale kiedy pojawiła się
Esther, jej historia wciągnęła mnie bez reszty i nie oderwałam się aż do końca.
„Dom na plaży” ma nad pierwszą książką autorki tę przewagę, że pochłania od
samego początku. Fabuła oparta na pomyśle, aby młoda dziewczyna z dobrego domu,
przyzwyczajona do służby, wyjechała na wojnę, okazał się być strzałem w
dziesiątkę. Wprawdzie te działania wojenne nie są może zbyt szczegółowo
nakreślone, ale klimat i ogólny wydźwięk został zachowany.
Tym, co najistotniejsze w „Domu na plaży”, są uczucia. Dla
całej historii ważne znaczenie będzie miała relacja Anne i Kitty, która każe
się zastanawiać, czy faktycznie możliwa jest przyjaźń na całe życie; czy
złożone sobie nawzajem obietnice, że nic nie jest w stanie rozdzielić tak
silnej więzi, są możliwe do zrealizowania wobec różnych zdarzeń, uczuć,
pojawiających się wokół ludzi.
Pięknie przedstawiona jest także miłość kwitnąca w
drewnianym domku, który jawi się jako enklawa spokoju wobec bezkresnego oceanu,
na którym toczą się walki. Dopiero spotkanie i rozmowa z pewną staruszką zburzą
równowagę Anne. Wierzenia Tity sprawdzą się w najtragiczniejszy z możliwych
sposobów, a życie dziewczyny i społeczności wyspy już nigdy nie będzie takie, jak
przedtem.
Można oczywiście dyskutować nad kwestią fabuły. Wyjaśnienie
tajemnicy sprzed lat nie jest niczym zaskakującym, bo można się go domyślić już
wcześniej, więc można by wysunąć argument przewidywalności. Można dyskutować
nad dokładnością rysu charakterologicznego bohaterów. Ale myślę, że autorce,
mimo niewielkich rozmiarów powieści, udało się wykreować postaci na tyle
dobrze, że z powodzeniem można wskazać swoje sympatie i antypatie, bo oni
wzbudzają takie uczucia. Zabrakło mi jedynie trochę mocniej rozbudowanego
zakończenia, wszystkie wątki rozwikłały się dla mnie zbyt szybko.
Doczepię się jeszcze zdania na okładce, które sugerowało, że
tę historię pokochają miłośnicy Nicholasa Sparksa. Bardzo nie lubię takich
porównań, bo często są one w najlepszym razie nieadekwatne, w najgorszym –
krzywdzące dla którejś z porównywanych pozycji. Według mnie akurat ta książka
jest zdecydowanie lepsza od powieści Sparksa, bo nie uwłaczając im, one są
bardziej powierzchowne i zawsze odrobinę przesłodzone, a Sarah Jio udało się
tego uniknąć.
Mimo tych drobiazgów, „Dom na plaży” uwiódł mnie pięknem
wyspy kwitnących kwiatów hibiskusa oraz romantycznością miłości w zawierusze
wojennej. Dla równowagi mamy też motyw sekretu chronionego przez lata oraz
pewnego malarza. To wszystko sprawiło, że przyjemnie spędziłam czas na lekturze
powieści Sarah Jio i już planuję nasze kolejne spotkanie.
Nie czytałam nic Sparkasa, więc nie będę miała porównania, a na tę książkę powiem że narobiłaś mi chętki :)
OdpowiedzUsuńTo i nawet się dobrze składa, będziesz mieć świeży odbiór, że tak powiem;) Cieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do tej książki:)
UsuńJeśli tylko nadarzy się okazja, przeczytam i sprawdzę, czy rzeczywiście podoba się tym, którzy lubią Sparksa :)
OdpowiedzUsuńSprawdź, sama jestem ciekawa Twoich wrażeń:)
UsuńCzytałam i uważam, że to piękna historia. Masz rację, nie była przesłodzona.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie Twoją recenzję, super, że mamy takie samo zdanie:)
UsuńLubię czytać o romantycznej miłości, która oscyluje wokół wojennego klimatu. Na dodatek mamy tutaj także pewne sekrety, tajemnice a to także mnie ciekawi. Rozejrzę się zatem za tą książką w wolnym czasie.
OdpowiedzUsuńZachęcam, nie powinnaś żałować:)
UsuńAaachh skoro miłość, skoro piękna sceneria to ja bym z ogromną chęcią się przeniosła w to miejsce wraz z bohaterkami. Może niekoniecznie ta wojna, ale myślę,że w tym wypadku jest ona na plus:)
OdpowiedzUsuńAgusia, nie poczujesz nawet, że tam jest wojna, więc spokojnie możesz czytać i na pewno by Ci się spodobało:)
UsuńA jaki kuszący jest tytuł powieści... Nie można przejść obok niego obojętnie:)
OdpowiedzUsuńPrawda?:) Zresztą wszystkie książki autorki mają bardzo przyjemne tytuły, mnie najbardziej podoba się zapowiadany na wrzesień "Kameliowy ogród".
UsuńPodoba mi się, już po Twojej recenzji mam ochotę po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńTo miło mi ogromnie:)
Usuń