Anna Karpińska „Pozwól się uwieść”, Prószyński i S-ka 2013,
ISBN 978-83-7839-487-7, stron 560
Marta ma 45 lat, prawie dorosłe dzieci, Kajtka oraz Rozalkę,
i właśnie się rozwiodła. Mąż prawnik bardzo starannie zaopiekował się nową
aplikantką. To była kropla, która przelała czarę. Bo Marta zaczyna mieć dosyć
swojego życia, w którym pełni głównie rolę kucharki, służącej i opoki całej
rodziny. W taki sposób traktują ją zwłaszcza matka i siostra, Renata. Matka
wymusza zainteresowanie jej osobą dzięki hipochondrii i częstym odwiedzinom w
szpitalu. Renata jest zapatrzoną w siebie egoistką, patrzącą na bliskich z
góry. To od sprzeciwiania się im Marta zacznie ćwiczyć swoją asertywność.
Gdy wraz z dziećmi postanawia jechać na urlop do Grecji, na
forum internetowym szuka wskazówek.
Nawiązuje kontakt z Szymonem, z którym
wkrótce zaczyna wymieniać długie maile. Marcie coraz bliższy jest ten
mężczyzna, który podtrzymuje ją na duchu, motywuje do działania i wspiera każdą
jej decyzję. Ale Szymon odwleka termin spotkania poza światem wirtualnym. Kim
tak naprawdę jest osoba, która pisze te tak potrzebne kobiecie wiadomości? Czy
można się zakochać w człowieku znanym tylko poprzez listy?
„Pozwól się uwieść” jest drugą powieścią Anny Karpińskiej.
Pierwsza, „Chorwacka przystań”, wzbudziła we mnie mieszane uczucia, bo o ile
sama historia wydawała się być interesująca, o tyle język, jakim była napisana,
drażnił niesamowicie, przesłodzony i miejscami na siłę młodzieżowy. Wybór więc
tej książki (która jest nagrodą w cotygodniowym konkursie wydawnictwa
Prószyński na recenzję) był dość ryzykowny, ale dałam autorce jeszcze jedną
szansę.
Muszę przyznać, że druga powieść bije pierwszą na głowę.
Jest zdecydowanie bardziej dojrzała, choć tematyka jest przecież dość
zwyczajna. Warsztat pisarski uległ wyraźnej poprawie, dzięki czemu lektura była
większą przyjemnością. Fakt, że czasami jeszcze mi coś nie zagrało, pojawiały
się irytujące zdania i zwroty, ale postęp jest znaczący. Równocześnie
stwierdzam, że Anna Karpińska ma talent do tworzenia denerwujących bohaterek.
Tutaj przodowała Renata i matka, obydwie rozkapryszone, wiedzące wszystko
najlepiej, włażące Marcie na głowę księżniczki. Postępowania samej Marty też
czasem nie rozumiałam, ale cieszył mnie jej bunt, rodząca się samoświadomość, że
ona też ma prawo do kierowania własnym życiem według swojej woli.
Natomiast jeśli chodzi o zakończenie – miałabym tu ochotę na
wielki spoiler – poczułam się zaskoczona, ale wcale nie na plus. Wcześniej
pojawiała się nawet lekka ekscytacja, gdy zastanawiałam się, kim też okaże się
ten tajemniczy Szymon, a tu takie coś. Gdyby jeszcze autorka pozostawiła
zakończenie otwarte, byłoby to jeszcze do uratowania w moich oczach, bo
ostatnio nie jestem zwolenniczką happy endów. A epilog przyniósł zakończenie rodem
z „Mody na sukces” czy jakiejś latynoskiej telenoweli, nie uwłaczając im
oczywiście. Szkoda. Liczyłam na coś bardziej fascynującego. I skoro autorka tak
postawiła tę kwestię, to nie wiem, czy był sens rozpisywania się na ponad 500
stron. Rozumiem też, że każdy twórca ma prawo do kreowania literackiego świata
według własnego „widzimisię”, ale nie pojmuję, skąd taka tendencja do mówienia
wszystkiego wprost, do stawiania kropki nad i. W niektórych przypadkach
niedopowiedzenie mogłoby zdziałać o wiele więcej.
W czasie lektury myślałam sobie, że napiszę pozytywną
opinię, bo lubię zachęcać do czytania polskiej literatury. I nie wyszło.
Zakończenie bardzo rzutuje mi na całość. To, że „Pozwól się uwieść” jest
obyczajówką, nie znaczy, że automatycznie mam obniżać wymagania i przyjąć
bezkrytycznie słodki do granic, ckliwy epilog. Jestem rozczarowana.
A ja lubię ckliwe, szczęśliwe zakończenia, dlatego mnie się osobiście bardzo podobała ta książka.
OdpowiedzUsuńDo pewnego momentu też mi się podobała. Mnie się happy endy trochę przejadły, teraz mam etap na coś innego.
UsuńA ja tam lubię happy endy, chociaż zakończenie otwarte przynosi pewne .. zaskoczenie i ekscytacje ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ekscytację, a jak wszystko zostanie podane jak na tacy, to nic z tego;) No ale to mój subiektywny odbiór tego akurat epilogu.
UsuńTa książka chyba nie jest dla mnie. Rzadko czytam obyczajówki, a ta o której piszesz nie za bardzo mnie zaciekawiła :)
OdpowiedzUsuńNo to nie będę namawiać, prędzej do kilku innych przeczytanych ostatnio mogłabym spróbować:)
UsuńPoczątek Twojej recenzji wydawał się być pozytywny i już myślałam, że mam kolejną lekturę na lato, jednak końcówka odwiodła mnie od tego pomysłu. Dzięki za ostrzeżenie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Nie ma za co;) Trochę szkoda, bo naprawdę początek był niezły. No ale cóż...
UsuńMnie też by pewnie rozczarowało zbyt słodkie zakończenie.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie jestem osamotniona w swoich ostatnich upodobaniach;)
UsuńTwoja szczerość buduje.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że tak uważasz. Jak zakładałam bloga, to stwierdziłam, że zawsze będę pisać szczerze, bo inaczej to wydaje mi się, że recenzowanie nie ma żadnego sensu.
UsuńJuż wcześniej nie byłam przekonana do tej książki, przeczuwając właśnie tę ckliwość - widzę, że nie pomyliłam się.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie pomyliłyśmy się obie;)
UsuńAAAAA jestem!! :D troszkę zaniedbałam odwiedzinki hihih:) czyli co ? nieciekawa książka? Mogę sobie odpuścić?;))
OdpowiedzUsuńWażne, że jesteś, mniej ważne, kiedy:D
UsuńMożesz. Chyba, że lubisz takie ociekające słodyczą zakończenia;)
Dobre zakończenia owszem, ale ociekające słodyczą chyba nie:)
OdpowiedzUsuńDla mnie ono właśnie takie było, nie leżą mi takie ostatnio;)
UsuńMuszę powiedzieć, że faktycznie w drugiej powieści Pisarka "rozpisała się", język jest jeszcze lepszy niż w pierwszej. Dla mnie obie książki są naprawdę warte polecenia i nie jestem pewna czy zakończenie "Pozwól się uwieść" jest przesłodzone. Na pewno nie kończy się tragicznie, ale dlaczego chcieć niedopowiedzeń lub przykrości, skoro życie może zafundować happy end. Ja chętnie przeczytałabym drugą część tej książki, żeby zobaczyć jak dalej potoczyło się życie Marty. Osobiście polecam lekturę, jak najbardziej na wakacje, plaże lub słoneczny balkon :-)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie chodzi mi o to, że skoro nie chcę happy endu, to od razu musi być tragicznie. W moich oczach niedopowiedzenie byłoby lepszym rozwiązaniem, wtedy sama bym sobie wybrała zakończenie takie, jakie by mi pasowało i całość oceniłabym inaczej.
UsuńAle masz rację, że na wakacyjne dni książka jak najbardziej się nadaje.
Na razie nie mam w planach czytania tej książki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że piszesz o każdej książce szczerą opinię. Lubię się sugerować Twoimi opiniami. Szczerość to podstawa, a przecież każdy ma swój gust i komuś innemu może się ta pozycja i jej zakończenie bardzo podobać:)
No właśnie, ja piszę tak, jak czuję, a każdy i tak decyduje sam, czy chce przeczytać daną książkę:)
Usuńto się póki co wstrzymam, fajna recenzja :)) też nie lubię banalnych zakończeń :D
OdpowiedzUsuńDzięki:)
Usuń