Bartłomiej Rychter „Złoty wilk”, W.A.B. 2009, ISBN
978-83-7414-683-8, stron 336
Rok 1875. Borys ma sześć lat. Razem z innymi dzieciakami
kąpią się nad rzeką. Malec chce udowodnić innym, że absolutnie nie jest
tchórzem, więc zaczyna pływać. Tyle, że woda jest zimniejsza, niż mu się
wydawało na początku, a on sam tak silny, jakby chciał. Gdy płuca zalewa woda,
nagle widzi coś dziwnego, jakiś kształt. Czy to dłoń?
Rok 1896. Borys jest nauczycielem córki doktora Zaleskiego.
Dziewczynka jest chora i uczy się w domu. Rytuał pewnego poranka zakłóca
niepokojące zachowanie służby lekarza. Okazuje się, że pod murem sanockiego
klasztoru znaleziono zwłoki rajcy miejskiego. Ta śmierć wzbudza strach, gdyż na
ciele ofiary znaleziono ślady wilczych zębów.
Borys angażuje się w śledztwo,
zwłaszcza gdy do miasta przybywa przyjaciela jego pracodawcy, profesor
Hildenberg. Sprawę oficjalnie prowadzi komisarz Witchenbacher, traktujący senne
miasteczko jak zesłanie i czekający na swoją wielką szansę. To dopiero początek
tajemniczych wydarzeń, a przeszłość jeszcze nieraz powróci...
Po powieść Bartłomieja Rychtera sięgnęłam zachęcona
entuzjastyczną recenzję Ann RK. Według Ani, autorowi udało się świetnie oddać
klimat Sanoka i właśnie to był ten główny czynnik, któremu nie mogłam się
oprzeć. Ja wprawdzie nie znam tego miasta, ale wypada mi się zgodzić z Anią, że
autor spisał się znakomicie. Jego wizja XIX-wiecznego miasteczka jest na tyle
drobiazgowa i plastyczna, że czułam się, jakbym faktycznie znalazła się w
tamtych czasach i miejscach, przeniosłam się na te niewielkie uliczki, na plac
targowy. Dobrze czasem przeczytać fabułę niekoniecznie współczesną.
Co do samej historii, wyjątkowo mi nie szła, właściwie sama
nie wiem, dlaczego. Fakt, że z braku czasu w tym tygodniu „męczyłam” ją trzy
dni, a gdy czytam krótko, a intensywnie, zawsze moja ocena jest inna. Tym razem
nie wychodziło mi wczucie się w sytuację głównego bohatera. Czegoś mi
brakowało, niby dużo się dzieje, a ja się nudziłam. Zrekompensowało to trochę
zakończenie, które mi nawet w głowie nie postało, więc należą się Rychterowi
zasłużone brawa. Zwodził prawie do samego końca, wątki zaczął rozplątywać późno
i tylko dzięki temu dobrnęłam do finału, bo jednak byłam ciekawa, o co tak
naprawdę chodzi.
Podoba mi się okładka tej książki. W wolnym czasie może zajrzę.
OdpowiedzUsuńJeżeli tylko Cię nie zniechęciłam, to możesz spróbować.
UsuńNie widziałam nigdy wcześniej tej książki, ale skoro ciebie nie porwała do końca, to chyba i ja się wstrzymam z jej czytaniem.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Ty chyba wolisz, jak się dużo więcej dzieje, więc nie wiem, czy też byś się nie męczyła. Ale mogę tylko przypuszczać:)
UsuńUfff... Cieszę się, że chociaż opis realiów Cię nie zawiódł. :)
OdpowiedzUsuńA no widzisz, tak jakoś wyszło;)
UsuńTeraz pozostaje Ci pojechać do Sanoka. :P
UsuńOj, nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała jechać w te tereny...
UsuńOkładka rzeczywiście jest intrygująca, ale treść raczej nie dla mnie. myślę, że również tak jak Ty Paulinko męczyłabym się z ta pozycją. Z tym, że ja bym ją czytała przynajmniej tydzień a nie trzy dni:)
OdpowiedzUsuńJest to bardzo możliwe, Aguś, Ty chyba też wolisz takie mocniejsze i żywsze kryminały;)
UsuńCiekawe, czy mnie by się spodobała ta książka. Chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak Ci się uda, to chętnie poznam Twoje zdanie:)
UsuńWiesz,że mnie ona jakoś przekonuje?:) nie wiem, być może po przeczytaniu zgodziłabym się z Twoją opinią, ale ma coś w sobie co mnie intryguje:))
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że Cię mimo wszystko nie zniechęciłam. Może w innym czasie przyjęłabym ją lepiej.
Usuńa to ja jednak na razie się na nią nie skuszę :)) Może najpierw pojadę do Sanoka haha :)) Fajnie chociaż byłby pretekst:) A potem przeczytać jeszcze chętniej:)
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała tam jechać, ale chyba się szybko nie uda;)
Usuń