Karina Bonowicz „Pierwsze koty robaczywki”, Prószyński i
S-ka 2012, ISBN 978-83-7839-412-9, stron 384
I znów nadszedł pierwszy września. Dla Idy Werner oznacza to powrót do szkoły. Tylko tym razem
znajdować się będzie po tej drugiej stronie. Właśnie została panią od polskiego
w liceum. Jej kariera będzie się rozwijać w środowisku ludzi specyficznych.
Dyrektor jest wuefistą wielbiącym adidasy do każdego rodzaju ubioru, a w jego
gabinecie króluje turecki dywan, na którym Ida będzie często gościć. Daga jest chemiczką,
której w zabawianiu się probówkami zupełnie nie przeszkadzają tipsy.
Bibliotekarz wygląda jak drwal w przykrótkim polarku, a ksiądz jest zbyt
przystojny jak na księdza. A do tego członkinie zespołu polonistycznego, czyli
Myszor, Dywanowa i Nowakowa, do których nie dotarł jeszcze fakt istnienia nowej
matury, więc notatki poczynione lata temu dla nich ciągle są jedynie słuszne.
W życiu Idy był jeszcze całkiem niedawno Igor Tarnowski,
gwiazda serialu i reklam, ale z nim zerwała. Teraz próbuje dociec, z jakich to
ważnych powodów, gdy na horyzoncie pojawia się Kuba, który wygląda jak z
amerykańskiej reklamy. A w mieszkaniu Idy wojująca aktywistka, Ada, i jej
chłopak, żyjący trochę we własnym świecie Qrek. Jednym słowem: dzieje się.
Karina Bonowicz napisała powieść wysoce rozrywkową. Wybuchy
śmiechu – gwarantowane. Nagromadzenie tak wyrazistych postaci daje komiczne
efekty, co dodatkowo nasila niewyparzony – i bardzo niepedagogiczny – język
Idy, celnie kwitujący rzeczywistość polskiego systemu edukacji. Mnie podbiła
szalona Ada ze swoim lekkim oderwaniem od rzeczywistości i niejedzeniem
niczego, co miało „plany na przyszłość”. Ona dopełnia kolorytu fabuły i
sprawia, że nuda nam nie grozi.
Jedna tylko rzecz mi przeszkadzała: słowa pisane
wersalikami, po kilka na stronie. Rozumiem, że miało to na celu podkreślenie
pewnych faktów i obrazów, ale jednak postawiłabym tutaj na zaufanie i wiarę w
inteligencję czytelnika, który sam potrafi dostrzec ironię tam, gdzie ona
występuje, bez wskazywania mu jej tak ostentacyjnie. Mnie to raziło ze względu
na dyskomfort samego czytania.
To mój jedyny zarzut. Poza nim „Pierwsze koty robaczywki” są
doskonałym pomysłem na odstresowanie się, odprężenie i zrelaksowanie. Na lato –
lektura idealna.
To musi być straszne... opuścić liceum tylko po to, by do niego wrócić ;P Ale w sumie to i tak lepiej niż zostać nauczycielką w gimnazjum...
OdpowiedzUsuń"Dyrektor jest wuefistą wielbiącym adidasy do każdego rodzaju ubioru"
Jakby się tak zastanowić, dyrektorami zadziwiająco często są wuefiści - ja miałam prawie samych. Dyrektor liceum np. pokazywał się publicznie wyłącznie albo w dresie, albo w garniturze. Na szczęście w tym drugim przypadku nie miał na nogach adidasów :D
Recenzja zajebista, książka wydaje się idealnie trafiać w moje poczucie humoru :)
I to zaraz po studiach...
UsuńJa się jeszcze z wuefistą na tym stanowisku nie spotkałam:)
Dzięki za entuzjazm:)
Bardzo interesująca fabuła. Zdaje mi się, że już słyszałam o tej książce, ale dopiero teraz nabrałam ochoty na jej przeczytanie.
OdpowiedzUsuńNie wiem tylko, czy 2 miesiące po opuszczeniu liceum, byłabym gotowa do niego powrócić, nawet jeśli ten powrót miałby polegać na czytaniu o nim książki :-)
Ja liceum skończyłam lata temu, więc mnie taki powrót tylko ubawił, ale nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz;)
UsuńTak napisałaś,że gdyby nie świadomość odległości ode mnie do Ciebie, przybiegłabym pożyczyć :))) nawet na ten zarzut przymknęłabym oko:))teraz z chęcią bym właśnie coś takiego poczytała:)
OdpowiedzUsuńTo bym Cię musiała zawlec do biblioteki, bo to ichnia książka, nie moja;)
UsuńWiesz, bardziej mnie to męczyło wizualnie, oczy po prostu bolały, choć w niektórych momentach się irytowałam, że kurczę, przecież łapię aluzję, nie trzeba tak dobitnie. Ale i tak ogólnie było fajnie:) Lekko i do resetu w sam raz;)
Ah, właśnie takiej książki mi brakowało- pełnej ogromu pozytywnego humoru :D
OdpowiedzUsuńNa takie braki jest absolutnie wskazana:)
UsuńO ja nie będę pisała ile lat temu ja skończyłam liceum. Wtedy to by mnie wołami nie zaciągnęli do niego z powrotem, tak miałam go dosyć. A teraz z perspektywy czasu patrzę na to inaczej i żal mi, że tamte lata nie powrócą...
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w domku, gdzieś tam na którejś półeczce i czeka aż ją przeczytam:)
Do liceum to bym nie chciała mimo wszystko wrócić, choć nie było źle. Ale za to mam tak, jak Ty, ze studiami, tak czasem narzekałam, że już chcę je skończyć, a jak skończyłam, to bardzo mi ich brakowało...
UsuńJaki dziwny tytuł ma ta książka, ale jednocześnie jej fabuła jest niezwykle interesująca. I skoro działa odprężająco, to mi właściwe coś takiego potrzeba.
OdpowiedzUsuńTo miało być połączenie "Pierwsze koty za płoty" ze "śliwkami robaczywkami", tak gdzieś wyczytałam:) A na odprężenie jest idealna:)
UsuńFajna tematyka, widzę, że książka i mi by się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ona jest na tyle uniwersalna, że większości powinna się podobać:)
UsuńZa nic w świecie nie wróciłabym do mojego liceum. Nie słyszałam o tej książce do tej pory.
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko myślę, że książka przypadłaby Ci do gustu:)
Usuń