Dziś krótkie refleksje nad przeczytanymi ostatnio książkami, które nieszczególnie przypadły mi do gustu:
Od wydawcy:
Ikona polskiego kina u szczytu sławy, rozczarowana dotychczasowym
życiem, także sobą, wyrusza do Indii i Tybetu, gdzie spotyka Dalajlamę.
Odkrywa świat buddyzmu i samą siebie. Pytanie „kim jestem?” powraca do
niej obsesyjnie. Dlatego wytrwale kroczy drogą zen. W końcu sama zostaje
nauczycielką buddyzmu - prowadzi medytacje. Po latach nieoczekiwanie
wraca na ekrany. Dlaczego i czy wbrew sobie?
O swoich wątpliwości, wyborach życiowych i rodzącej się świadomości
tego, kim naprawdę jest... o fascynującym i kolorowym życiu, z dystansem
i poczuciem humoru rozmawia z Arturem Cieślarem.
Dopóki rozmowa dotyczyła dzieciństwa i młodości Pani Małgosi, a potem aktorstwa, czułam się zainteresowana i czytało mi się dobrze. Natomiast część poświęcona buddyzmowi zupełnie do mnie nie trafiła. Szanuję drogę życiową, jaką aktorka wybrała, cieszę się, że daje jej to spełnienie, ale już z czytaniem opowieści o tym było gorzej.
Od wydawcy:
Katarzyna
Enerlich prowadzi nas drogami i bezdrożami polskiej prowincji,
proponując skosztować jej smaków. Pisze o ludziach i spotkaniach, które
choć przypadkowe, okazują się zawsze znaczące. Snuje opowieść pełną
smaków, zapachów i barw.
Według mnie najsłabsza część cyklu, pisana jakby na siłę. Niby wszystko dobrze, ciekawe przepisy kulinarne, jak zwykle urokliwe Mazury, a jednak czegoś mi zabrakło.
Od wydawcy:
Przedwojenne Wilno. On jest młodym zdolnym poetą, ona piękną, zakochaną w
nim studentką prawa. Kiedy on zostawia ją w krytycznym momencie, z
czasem pojawia się ten trzeci - wrażliwy bandyta, który zaopiekuje się
porzuconą kobietą. W tle: wojenna zawierucha i lata emigracyjnej
tułaczki. Historia ta dotyczy dwóch wyjątkowych postaci z artystycznego
parnasu: przyszłego noblisty, wówczas początkującego poety, oraz byłego
przestępcy, szpiega i więźnia, a zarazem literackiego odkrycia lat
trzydziestych.
Czesław Miłosz, po latach spędzonych na emigracji,
doczeka się największych literackich splendorów i międzynarodowego
uznania, pod koniec życia wróci do Polski. Sergiusz Piasecki, również
emigrant, już nigdy nie zobaczy kraju i do śmierci będzie żył w
zapomnieniu i biedzie. Łącząca ich, choć nie bezpośrednio, znajomość z
tajemniczą Jadwigą i tragiczne losy kobiety znajdują odzwierciedlenie w
licznych utworach obydwu artystów. Po latach na ślad tych dramatycznych
wydarzeń wpada przez przypadek młoda studentka polonistyki, a później
badaczka literatury, dla której z czasem wyjaśnienie nieznanej historii
przeradza się w coraz głębszą fascynację, wykraczającą daleko poza życie
zawodowe...
Maria Nurowska zawiodła mnie swoimi "Drzwiami do piekła", po których stwierdziłam, że nasze drogi raczej się rozejdą. Jednak kiedy zobaczyłam, że ta książka oparta jest na faktach, nie mogłam się oprzeć. Niestety, było nudno i znów męczyłam się w trakcie lektury. Zastanawiałam się też, jaki był cel powstania tej książki.
Dobrze wiedzieć, bo jeszcze chciałabym się na coś zdecydować,a tutaj rewelacji nie będzie.
OdpowiedzUsuńNo wydaje mi się, że nie ma. Ewentualnie mogłabyś spróbować z wcześniejszymi tomami Prowincji, bo były lepsze. Choć recenzje tej ostatniej są entuzjastyczne, ale widać czasami muszę być trochę inna;)
UsuńMnie również Maria Nurowska zawiodła mnie swoimi "Drzwiami do piekła", dlatego na razie nie mam ochoty na więcej jej twórczości. Szkoda natomiast, że ,,Prowincja...'' tak słabo wypadła w twoich oczach. Miałam na tę książkę dużą chrapkę.
OdpowiedzUsuńNo ja chyba też już podziękuję i nie będzie do trzech razy sztuka, dwa rozczarowania już były i wystarczy.
UsuńNa Prowincję miałam ogromną ochotę, a każda następna recenzja tylko zaostrzała apetyt. A wyszło, jak wyszło. Nie wiem, może nie trafiła na swój czas, może potrzebowałam czegoś żywszego, ale po prostu się nudziłam.
A mnie Prowincja oczarowała. Cudowna książka.
OdpowiedzUsuńNie mówię, że nie; fajnie, że Pani Kasia ma tylu zwolenników - sama zresztą kupiłam ostatnio zbiorek jej opowiadań - po prostu coś w tym przypadku nie zagrało.
UsuńWidzę, że nie tylko mnie jest nie po drodze z książkami Marii Nurowskiej. ;)
OdpowiedzUsuńTaa:P Kilka starszych nawet mi się podobało, ale młodsza byłam, jak czytałam, więc nie wiem, jakie odczucia wzbudziłyby teraz. Ale generalnie zdanie mam takie, że od "Imię Twoje..." jest coraz gorzej.
UsuńJeżeli chodzi o pierwszą książkę, ja również o buddyzmie chyba nie chciałabym czytać...
OdpowiedzUsuńCo do Prowincji, za mną zaledwie pierwszy tom, którym byłam oczarowana...
Trzeci tytuł jest kompletnie mi nieznany.
Czasem książki podobają nam się bardziej, czasem mniej, w tej chwili w ogóle nie mam ochoty na czytanie, wykańcza mnie ta pogoda :(
pozdrawiam serdecznie :)
To możliwe, że ten tom Prowincji też by Ci się podobał, bo ja cykl uznałam za przyjemną lekturę, ale bez szału. A skoro Ciebie oczarował, to prawdopodobnie z tym byłoby tak samo:)
UsuńTeż tak mam ostatnio, ani czytać, ani pisać, ani siedzieć przy komputerze, mózg mi się normalnie lasuje... I pewnie jest nas więcej:)
Mi się podobał wątek związany z historią w Prowincji, w ogóle taka klimatyczna wydawała mi się ta książka. Powoli zbieram się w sobie, ale lekko nie jest ;)
UsuńTutaj też jest kilka wątków historycznych, i klimat dalej jest. Tylko mój odbiór był właśnie taki;)
UsuńTaaak, skądś to znam...
Rzeczywiście książki nie wydają się być godne uwagi.
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle niegodne uwagi, co ich treść okazała się być niegodna dłuższej opinii i większego zainteresowania w czasie lektury;)
UsuńW sumie masz rację:)
UsuńW sumie fajnie, że się zgadzamy:)
UsuńZaciekawiła mnie ksiażka o Pani Małgorzacie Braunek.
OdpowiedzUsuńPolecam spróbować. Może na Pani zrobi większe wrażenie, niż na mnie:)
Usuń