sobota, 13 lipca 2013

Karina Bonowicz "Pierwsze koty robaczywki"


Karina Bonowicz „Pierwsze koty robaczywki”, Prószyński i S-ka 2012, ISBN 978-83-7839-412-9, stron 384

I znów nadszedł pierwszy września. Dla Idy Werner  oznacza to powrót do szkoły. Tylko tym razem znajdować się będzie po tej drugiej stronie. Właśnie została panią od polskiego w liceum. Jej kariera będzie się rozwijać w środowisku ludzi specyficznych. Dyrektor jest wuefistą wielbiącym adidasy do każdego rodzaju ubioru, a w jego gabinecie króluje turecki dywan, na którym Ida będzie często gościć. Daga jest chemiczką, której w zabawianiu się probówkami zupełnie nie przeszkadzają tipsy. Bibliotekarz wygląda jak drwal w przykrótkim polarku, a ksiądz jest zbyt przystojny jak na księdza. A do tego członkinie zespołu polonistycznego, czyli Myszor, Dywanowa i Nowakowa, do których nie dotarł jeszcze fakt istnienia nowej matury, więc notatki poczynione lata temu dla nich ciągle są jedynie słuszne.

Nie tylko z nauczycielami Ida będzie miała wesoło. Uczniowie też są niczego sobie. Bezczelna Kama; Max z drugiej klasy nie spuszcza z niej maślanego wzroku i uważa, że cóż to jest siedem lat różnicy; Janek uwielbia spodnie z krokiem na pewno nie tam, gdzie trzeba, a Monia ma wszystko w duuu...żym poważaniu.

W życiu Idy był jeszcze całkiem niedawno Igor Tarnowski, gwiazda serialu i reklam, ale z nim zerwała. Teraz próbuje dociec, z jakich to ważnych powodów, gdy na horyzoncie pojawia się Kuba, który wygląda jak z amerykańskiej reklamy. A w mieszkaniu Idy wojująca aktywistka, Ada, i jej chłopak, żyjący trochę we własnym świecie Qrek. Jednym słowem: dzieje się.

Karina Bonowicz napisała powieść wysoce rozrywkową. Wybuchy śmiechu – gwarantowane. Nagromadzenie tak wyrazistych postaci daje komiczne efekty, co dodatkowo nasila niewyparzony – i bardzo niepedagogiczny – język Idy, celnie kwitujący rzeczywistość polskiego systemu edukacji. Mnie podbiła szalona Ada ze swoim lekkim oderwaniem od rzeczywistości i niejedzeniem niczego, co miało „plany na przyszłość”. Ona dopełnia kolorytu fabuły i sprawia, że nuda nam nie grozi.

Jedna tylko rzecz mi przeszkadzała: słowa pisane wersalikami, po kilka na stronie. Rozumiem, że miało to na celu podkreślenie pewnych faktów i obrazów, ale jednak postawiłabym tutaj na zaufanie i wiarę w inteligencję czytelnika, który sam potrafi dostrzec ironię tam, gdzie ona występuje, bez wskazywania mu jej tak ostentacyjnie. Mnie to raziło ze względu na dyskomfort samego czytania.

To mój jedyny zarzut. Poza nim „Pierwsze koty robaczywki” są doskonałym pomysłem na odstresowanie się, odprężenie i zrelaksowanie. Na lato – lektura idealna. 

Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy powieści obyczajowe”.

16 komentarzy:

  1. To musi być straszne... opuścić liceum tylko po to, by do niego wrócić ;P Ale w sumie to i tak lepiej niż zostać nauczycielką w gimnazjum...

    "Dyrektor jest wuefistą wielbiącym adidasy do każdego rodzaju ubioru"
    Jakby się tak zastanowić, dyrektorami zadziwiająco często są wuefiści - ja miałam prawie samych. Dyrektor liceum np. pokazywał się publicznie wyłącznie albo w dresie, albo w garniturze. Na szczęście w tym drugim przypadku nie miał na nogach adidasów :D

    Recenzja zajebista, książka wydaje się idealnie trafiać w moje poczucie humoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to zaraz po studiach...
      Ja się jeszcze z wuefistą na tym stanowisku nie spotkałam:)
      Dzięki za entuzjazm:)

      Usuń
  2. Bardzo interesująca fabuła. Zdaje mi się, że już słyszałam o tej książce, ale dopiero teraz nabrałam ochoty na jej przeczytanie.
    Nie wiem tylko, czy 2 miesiące po opuszczeniu liceum, byłabym gotowa do niego powrócić, nawet jeśli ten powrót miałby polegać na czytaniu o nim książki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja liceum skończyłam lata temu, więc mnie taki powrót tylko ubawił, ale nie przekonasz się, dopóki nie spróbujesz;)

      Usuń
  3. Tak napisałaś,że gdyby nie świadomość odległości ode mnie do Ciebie, przybiegłabym pożyczyć :))) nawet na ten zarzut przymknęłabym oko:))teraz z chęcią bym właśnie coś takiego poczytała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bym Cię musiała zawlec do biblioteki, bo to ichnia książka, nie moja;)
      Wiesz, bardziej mnie to męczyło wizualnie, oczy po prostu bolały, choć w niektórych momentach się irytowałam, że kurczę, przecież łapię aluzję, nie trzeba tak dobitnie. Ale i tak ogólnie było fajnie:) Lekko i do resetu w sam raz;)

      Usuń
  4. Ah, właśnie takiej książki mi brakowało- pełnej ogromu pozytywnego humoru :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O ja nie będę pisała ile lat temu ja skończyłam liceum. Wtedy to by mnie wołami nie zaciągnęli do niego z powrotem, tak miałam go dosyć. A teraz z perspektywy czasu patrzę na to inaczej i żal mi, że tamte lata nie powrócą...
    Książkę mam w domku, gdzieś tam na którejś półeczce i czeka aż ją przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do liceum to bym nie chciała mimo wszystko wrócić, choć nie było źle. Ale za to mam tak, jak Ty, ze studiami, tak czasem narzekałam, że już chcę je skończyć, a jak skończyłam, to bardzo mi ich brakowało...

      Usuń
  6. Jaki dziwny tytuł ma ta książka, ale jednocześnie jej fabuła jest niezwykle interesująca. I skoro działa odprężająco, to mi właściwe coś takiego potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miało być połączenie "Pierwsze koty za płoty" ze "śliwkami robaczywkami", tak gdzieś wyczytałam:) A na odprężenie jest idealna:)

      Usuń
  7. Fajna tematyka, widzę, że książka i mi by się spodobała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ona jest na tyle uniwersalna, że większości powinna się podobać:)

      Usuń
  8. Za nic w świecie nie wróciłabym do mojego liceum. Nie słyszałam o tej książce do tej pory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mimo wszystko myślę, że książka przypadłaby Ci do gustu:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.