poniedziałek, 8 lipca 2013

Anna Karpińska "Pozwól się uwieść"


Anna Karpińska „Pozwól się uwieść”, Prószyński i S-ka 2013, ISBN 978-83-7839-487-7, stron 560

Marta ma 45 lat, prawie dorosłe dzieci, Kajtka oraz Rozalkę, i właśnie się rozwiodła. Mąż prawnik bardzo starannie zaopiekował się nową aplikantką. To była kropla, która przelała czarę. Bo Marta zaczyna mieć dosyć swojego życia, w którym pełni głównie rolę kucharki, służącej i opoki całej rodziny. W taki sposób traktują ją zwłaszcza matka i siostra, Renata. Matka wymusza zainteresowanie jej osobą dzięki hipochondrii i częstym odwiedzinom w szpitalu. Renata jest zapatrzoną w siebie egoistką, patrzącą na bliskich z góry. To od sprzeciwiania się im Marta zacznie ćwiczyć swoją asertywność.

Gdy wraz z dziećmi postanawia jechać na urlop do Grecji, na forum internetowym szuka wskazówek.
Nawiązuje kontakt z Szymonem, z którym wkrótce zaczyna wymieniać długie maile. Marcie coraz bliższy jest ten mężczyzna, który podtrzymuje ją na duchu, motywuje do działania i wspiera każdą jej decyzję. Ale Szymon odwleka termin spotkania poza światem wirtualnym. Kim tak naprawdę jest osoba, która pisze te tak potrzebne kobiecie wiadomości? Czy można się zakochać w człowieku znanym tylko poprzez listy?

„Pozwól się uwieść” jest drugą powieścią Anny Karpińskiej. Pierwsza, „Chorwacka przystań”, wzbudziła we mnie mieszane uczucia, bo o ile sama historia wydawała się być interesująca, o tyle język, jakim była napisana, drażnił niesamowicie, przesłodzony i miejscami na siłę młodzieżowy. Wybór więc tej książki (która jest nagrodą w cotygodniowym konkursie wydawnictwa Prószyński na recenzję) był dość ryzykowny, ale dałam autorce jeszcze jedną szansę.

Muszę przyznać, że druga powieść bije pierwszą na głowę. Jest zdecydowanie bardziej dojrzała, choć tematyka jest przecież dość zwyczajna. Warsztat pisarski uległ wyraźnej poprawie, dzięki czemu lektura była większą przyjemnością. Fakt, że czasami jeszcze mi coś nie zagrało, pojawiały się irytujące zdania i zwroty, ale postęp jest znaczący. Równocześnie stwierdzam, że Anna Karpińska ma talent do tworzenia denerwujących bohaterek. Tutaj przodowała Renata i matka, obydwie rozkapryszone, wiedzące wszystko najlepiej, włażące Marcie na głowę księżniczki. Postępowania samej Marty też czasem nie rozumiałam, ale cieszył mnie jej bunt, rodząca się samoświadomość, że ona też ma prawo do kierowania własnym życiem według swojej woli. 

Natomiast jeśli chodzi o zakończenie – miałabym tu ochotę na wielki spoiler – poczułam się zaskoczona, ale wcale nie na plus. Wcześniej pojawiała się nawet lekka ekscytacja, gdy zastanawiałam się, kim też okaże się ten tajemniczy Szymon, a tu takie coś. Gdyby jeszcze autorka pozostawiła zakończenie otwarte, byłoby to jeszcze do uratowania w moich oczach, bo ostatnio nie jestem zwolenniczką happy endów. A epilog przyniósł zakończenie rodem z „Mody na sukces” czy jakiejś latynoskiej telenoweli, nie uwłaczając im oczywiście. Szkoda. Liczyłam na coś bardziej fascynującego. I skoro autorka tak postawiła tę kwestię, to nie wiem, czy był sens rozpisywania się na ponad 500 stron. Rozumiem też, że każdy twórca ma prawo do kreowania literackiego świata według własnego „widzimisię”, ale nie pojmuję, skąd taka tendencja do mówienia wszystkiego wprost, do stawiania kropki nad i. W niektórych przypadkach niedopowiedzenie mogłoby zdziałać o wiele więcej.

W czasie lektury myślałam sobie, że napiszę pozytywną opinię, bo lubię zachęcać do czytania polskiej literatury. I nie wyszło. Zakończenie bardzo rzutuje mi na całość. To, że „Pozwól się uwieść” jest obyczajówką, nie znaczy, że automatycznie mam obniżać wymagania i przyjąć bezkrytycznie słodki do granic, ckliwy epilog. Jestem rozczarowana.         

Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy powieści obyczajowe”. 

24 komentarze:

  1. A ja lubię ckliwe, szczęśliwe zakończenia, dlatego mnie się osobiście bardzo podobała ta książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do pewnego momentu też mi się podobała. Mnie się happy endy trochę przejadły, teraz mam etap na coś innego.

      Usuń
  2. A ja tam lubię happy endy, chociaż zakończenie otwarte przynosi pewne .. zaskoczenie i ekscytacje ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ekscytację, a jak wszystko zostanie podane jak na tacy, to nic z tego;) No ale to mój subiektywny odbiór tego akurat epilogu.

      Usuń
  3. Ta książka chyba nie jest dla mnie. Rzadko czytam obyczajówki, a ta o której piszesz nie za bardzo mnie zaciekawiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to nie będę namawiać, prędzej do kilku innych przeczytanych ostatnio mogłabym spróbować:)

      Usuń
  4. Początek Twojej recenzji wydawał się być pozytywny i już myślałam, że mam kolejną lekturę na lato, jednak końcówka odwiodła mnie od tego pomysłu. Dzięki za ostrzeżenie!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co;) Trochę szkoda, bo naprawdę początek był niezły. No ale cóż...

      Usuń
  5. Mnie też by pewnie rozczarowało zbyt słodkie zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie jestem osamotniona w swoich ostatnich upodobaniach;)

      Usuń
  6. Twoja szczerość buduje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że tak uważasz. Jak zakładałam bloga, to stwierdziłam, że zawsze będę pisać szczerze, bo inaczej to wydaje mi się, że recenzowanie nie ma żadnego sensu.

      Usuń
  7. Już wcześniej nie byłam przekonana do tej książki, przeczuwając właśnie tę ckliwość - widzę, że nie pomyliłam się.

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAA jestem!! :D troszkę zaniedbałam odwiedzinki hihih:) czyli co ? nieciekawa książka? Mogę sobie odpuścić?;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważne, że jesteś, mniej ważne, kiedy:D
      Możesz. Chyba, że lubisz takie ociekające słodyczą zakończenia;)

      Usuń
  9. Dobre zakończenia owszem, ale ociekające słodyczą chyba nie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ono właśnie takie było, nie leżą mi takie ostatnio;)

      Usuń
  10. Muszę powiedzieć, że faktycznie w drugiej powieści Pisarka "rozpisała się", język jest jeszcze lepszy niż w pierwszej. Dla mnie obie książki są naprawdę warte polecenia i nie jestem pewna czy zakończenie "Pozwól się uwieść" jest przesłodzone. Na pewno nie kończy się tragicznie, ale dlaczego chcieć niedopowiedzeń lub przykrości, skoro życie może zafundować happy end. Ja chętnie przeczytałabym drugą część tej książki, żeby zobaczyć jak dalej potoczyło się życie Marty. Osobiście polecam lekturę, jak najbardziej na wakacje, plaże lub słoneczny balkon :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie chodzi mi o to, że skoro nie chcę happy endu, to od razu musi być tragicznie. W moich oczach niedopowiedzenie byłoby lepszym rozwiązaniem, wtedy sama bym sobie wybrała zakończenie takie, jakie by mi pasowało i całość oceniłabym inaczej.
      Ale masz rację, że na wakacyjne dni książka jak najbardziej się nadaje.

      Usuń
  11. Na razie nie mam w planach czytania tej książki.
    Cieszę się, że piszesz o każdej książce szczerą opinię. Lubię się sugerować Twoimi opiniami. Szczerość to podstawa, a przecież każdy ma swój gust i komuś innemu może się ta pozycja i jej zakończenie bardzo podobać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, ja piszę tak, jak czuję, a każdy i tak decyduje sam, czy chce przeczytać daną książkę:)

      Usuń
  12. to się póki co wstrzymam, fajna recenzja :)) też nie lubię banalnych zakończeń :D

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.