Hubert Klimko-Dobrzaniecki „Bornholm, Bornholm”, Znak 2011,
ISBN 978-83-240-1499-6, stron 248
Bornholm. Wyspa, która zostaje w człowieku na zawsze. Na
zawsze jest echem, w którym odbija się reszta świata. To tam splotły się losy
dwóch mężczyzn.
Horst Bartlik jest nauczycielem biologii. Wiedzie nudny i
jałowy żywot w boku niekochanej żony i dwójki dzieci. Wyjazd do pensjonatu
odwiedzanego w dzieciństwie z rodzicami przywraca mu pewność siebie i wolę
życia. Wraz z wybuchem II wojny światowej zostaje wcielony do armii i trafia na
wyspę, gdzie jego zadaniem jest raportowanie o stanie przyrody. Ale znajdzie
sobie też inne „rozrywki”.
Dwóch mężczyzn, dwie narracje, każda inna, ale obydwie
czytało się całkiem przyzwoicie. Autor jest filozofem i trochę obawiałam się
egzystencjalnych wywodów nie do przebrnięcia. Na szczęście tak nie jest. Tutaj
na pytania o sens istnienia bohaterów należy sobie odpowiedzieć samemu. Wydaje
mi się, że mężczyźni dążyli do tego samego, ale każdy na swój własny sposób. W
moim odczuciu najważniejsza dla nich była miłość i rodzina. Chociaż Horst pomylił
miłość z seksem. Ta cielesna miała być drogą do tej duchowej, ale czy ścieżka
ta przyniosła mu spełnienie?
W przypadku Bezimiennego, jak go nazwałam, mam wrażenie, że
autor zdecydowanie przesadził. Nie mogę wyjaśnić, o co mi chodzi, ale to, co mu
zafundował, było dla mnie zbyt dramatyczne. Nie wiem też, czy do końca
zrozumiałam sens tych wydarzeń, a tym samym przesłanie całej powieści.
Czytając opis na okładce, można się było domyślić, co
wspólnego mają ze sobą bohaterowie. Ale mimo wszystko, udało się pisarzowi
wprowadzić mały element, którym poczułam się zaskoczona.
„Bornholm, Bornholm” było moim pierwszym – przypadkowym –
spotkaniem z Hubertem Klimko-Dobrzanieckim. I nie ostatnim. Bo może fajerwerków
nie było – ale to bardziej z tego powodu, że to książka nie do końca w moim
guście, a nie że czegoś jej brakuje – ale czas na jej lekturze spędziłam
całkiem przyjemnie, dobrze się ją czytało, historia mnie wciągnęła. Chętnie
poznam inne powieści tego autora, zwłaszcza że polskiej literatury nigdy dość.
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl.
Hm, raczej nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńWiesz, wydawało mi się, że w moim też nie, ale jednak dałam radę;)
UsuńZważywszy na to, że ostatnio mam chęć wypróbować wszelkich gatunków książek, może i tę pozycję sprawdzę? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Myślę, że możesz spróbować. A ciepełko się jak najbardziej przyda, patrząc na to, co za oknem;)
UsuńNigdy nie byłam na tej wyspie, ale Bornholm kojarzy mi się z jakąś taką tajemnicą i egzotyką w północnym wydaniu. Z chęcią przeczytałbym książkę, w której Bornholm jest niejako bohaterem.
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji jeszcze poznać prozy tego pisarza, ale ja z kolei bardzo lubię, kiedy autor książki jest filozofem, wtedy można liczyć na dużą dawkę przemyśleń.
Tutaj te przemyślenia są bardziej obecne w tym monologu do matki;)
UsuńNiestety nie dla mnie
OdpowiedzUsuńNie namawiam;)
UsuńSłyszałam już sporo o tej książce, jednak po raz kolejny muszę jej powiedzieć: nie. Po prostu nie jest ona w moim guście :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Pewnie, nie ma się co zmuszać;)
UsuńOj stanowczo nie dla mnie:/
OdpowiedzUsuńTak czułam, że moja dzisiejsza lektura Ci absolutnie nie przypadnie do gustu;)
UsuńNormalnie jestem przewidywalna:)))
UsuńMoże nie od razu przewidywalna, ale myślę, że coraz lepiej się poznajemy i to dlatego;) I wiem już, że temat wojny Cię raczej nie przekonuje.
UsuńJak wiesz, dla mnie także polskiej literatury nigdy dość, dlatego bardzo chętnie poznam tę kontrowersyjną książkę. Wierzę, że na swój określony sposób przypadnie mi ona do gustu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak właśnie może być, że Ci się spodoba;)
Usuń
OdpowiedzUsuńDla mnie raczej też nie:(
A byłam pewna, że Ciebie, Aga, zainteresuje:) W ogóle jestem trochę zaskoczona, że większość komentujących jest raczej na nie;)
Usuń