czwartek, 2 stycznia 2014

Wanda Rutkiewicz "Na jednej linie"


Wanda Rutkiewicz „Na jednej linie”, Iskry 2010, ISBN 978-83-244-0129-1, stron 208

Góry. Słowo pełne magii i niesamowitej mocy przyciągania. Jednych urzeka ich majestatyczne piękno, drugich pociąga monumentalność, wysokość, chęć znalezienia się na szczytach, z których świat wygląda inaczej. Do tej drugiej grupy miłośników gór należała Wanda Rutkiewicz, polska himalaistka żyjąca w latach 1943-1992. To chyba najbardziej znana kobieta oddająca się tej pasji. Pasji, którą – podobnie jak wielu przed nią i po niej – okupiła własnym życiem. Zaginęła podczas wyprawy mającej za cel zdobycie jej dziewiątego ośmiotysięcznika: Kangczendżongi.

„Na jednej linie” w obecnym kształcie jest drugim wydaniem książki, która ukazała się w 1986 r. Jak tłumaczy we wstępie Ewa Matuszewska, współautorka tamtej i przyjaciółka Rutkiewicz, do pisania przystąpiły już w 1978 r., gdy Polka zdobyła Mount Everest, ale pomijając długość ówczesnego cyklu wydawniczego, tamte lata obfitowały w wydarzenia polityczno-społeczne, które wpłynęły na czas tworzenia. Matuszewska nie precyzuje, skąd pomysł drugiego wydania, ale odnosi się do pewnego znamiennego faktu. Rutkiewicz zginęła przy zdobywaniu dziewiątego z trzynastu szczytów, jakie jej pozostały do miana kobiety, która osiągnęła Koronę Ziemi. Dopiero w 2010 r. udało się to Koreance Oh Eun-sun, z tym że do tej pory wątpliwości wzbudzają jej niektóre wejścia oraz styl wypraw – czysto komercyjny. Matuszewska wraca więc ze swoją przyjaciółką – choć jej już nie ma – do czasów, kiedy wspinaczka była potrzebą serca i ducha, a nie powodowana chęcią sławy i popularności. Do tych czasów, kiedy swoje pierwsze kroki, zamienione potem na styl życia, stawiała Wanda Rutkiewicz.

Zawiedzie się ten, który uzna „Na jednej linie” za typową autobiografię. Himalaistka snucie opowieści zaczyna od momentu, w którym w jej życiu pojawił się sport, najpierw ten drużynowy, a potem wspinaczka; ta z czasem wyparła wszystko inne. To jej właśnie jest poświęcona cała książka – od pierwszych doświadczeń w Karkonoszach, przez nabieranie szlifów w Tatrach, po góry wysokie. To raczej relacja z poszczególnych wypraw, dzięki którym możemy poznać autorkę. Jakiekolwiek informacje prywatne są tak szczątkowe, że prawie niezauważalne. To, co w znaczący sposób mogło odbijać się na psychice Rutkiewicz, zaznaczone jest śladowo, w jednym zdaniu (śmierć ojca, rozwód, potem odejście matki). Niby na okładce jest stwierdzone, że „wspomina dom rodzinny, studia inżynierskie i pracę w Instytucie Maszyn Matematycznych”, ale są to naprawdę pojedyncze wypowiedzi, wplecione w inny kontekst. To sport stanowił sedno jej istnienia, więc nie mogło być inaczej w książce, którą napisała. To góry są na pierwszym planie i to poprzez obraz konfrontacji z nimi Wandy Rutkiewicz możemy sobie wyrobić opinię na temat jej osobowości jako człowieka i sportowca.

Przebieg wypraw przestawiony jest szczegółowo i wydaje mi się, że obiektywnie. Himalaistka nie unika wątków trudnych, np. tego, że nie przysparzało jej sympatii bycie kierownikiem konkretnych akcji. Pisze też to tym, jak na kobietę w obozie reagowali mężczyźni, co jest mocno zaznaczone w ostatnim rozdziale. Sporo miejsca poświęcono kulisom, czyli temu, jak człowiek radzi sobie w zmienionych, trudnych warunkach sam ze sobą, ale też jak układa sobie relacje z grupą. Rutkiewicz nie omija także zjawiska ryzyka związanego z wybraną pasją – istotny jest fragment, w którym podkreśla, że przecież każdy idący w góry chce wrócić, choć nie wszystkim się to udaje.

W dwóch aspektach pozostał mi mały niedosyt. Po pierwsze, „Na jednej linie” nie dało mi odpowiedzi na pytanie, co takiego jest we wspinaniu, że uzależnia jak narkotyk, że gdy człowiek raz połknie bakcyla, klimat gór już zawsze będzie miał we krwi. Same relacje – jakkolwiek dokładne – nie przynoszą jednoznacznego stwierdzenia, dlaczego himalaiści nie potrafią żyć bez tej adrenaliny i stale podejmują nowe wyzwania. Druga rzecz, której mi zabrakło, to jakieś posłowie, dopisek, cokolwiek, co odnosiłoby się do dalszego po wyprawie na Everest życia Wandy Rutkiewicz. We wstępie Ewa Matuszewska wymienia zdobyte przez Polkę szczyty, ale to trochę za mało. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest książka „Uciec jak najwyżej. Niedokończone życie Wandy Rutkiewicz” autorstwa właśnie Matuszewskiej, ale tutaj parę słów na ten temat nie zawadziłoby.

„Na jednej linie” polecam nie tylko miłośnikom gór, ale wszystkim tym, których fascynuje człowiek i jego zdolność do pokonywania samego siebie w ekstremalnych warunkach.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.

http://www.sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniach „Nie tylko literatura piękna” oraz „Polacy nie gęsi”.

18 komentarzy:

  1. Myślę, że się skuszę na przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo moich dwóch uwag, i tak uważam, że warto:)

      Usuń
  2. Nigdy nie byłam w górach, ale marzę o tym, by to zmienić i już postanowiłam że we wakacje tam się wybiorę. Co do samej książki też chętnie przeczytam, bo ostatnio czytałam podobną publikacje o górach i byłam nią oczarowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, to ja już teraz jestem ciekawa Twoich wrażeń, zarówno z wypadu, jak i z lektury:) Teraz też zabieram się za książkę o ludziach gór, wiele sobie po niej obiecuję.

      Usuń
  3. Niestety do tej chwili nie potrafię zrozumieć tej specyficznej pasji. Książka raczej nie dla mnie, gdyż tematyka ta nie jest mi bliska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie po to czytam, żeby zrozumieć, ale jeszcze mi się to nie udało. Myślę, że trzeba tego spróbować samemu, ale aż tak mnie do gór nie ciągnie;)

      Usuń
  4. Ciekawa może być ta książka. Lubię góry więc pewnie warto przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, bo to perspektywa kogoś, kto je znał i kochał:)

      Usuń
  5. Interesuję się himalaizmem, więc Rutkiewicz nie jest mi obca, książkę przeczytam na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie obiecałam znaleźć czas na "Uciec jak najwyżej", zobaczymy, jak mi pójdzie;)

      Usuń
  6. Uwielbiam góry, chociaż boję się ich równie mocno. To wspaniałe, ale niebezpieczne miejsce. Wanda Rutkiewicz to postać, którą podziwiam, przede wszystkim za odwagę. Chętnie przeczytam, myślę, że mimo wszystko warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro lubisz góry, a osoba autorki nie jest Ci obca, to myślę, że koniecznie:)

      Usuń
  7. Już od dawna zabieram się do książek Rutkiewicz i o Rutkiewicz, ale wiesz jak to jest... Mam nadzieję, że w końcu przeczytam choć jedną z planowanych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj wiem, zawsze coś inne ma pierwszeństwo...

      Usuń
  8. Często zadaję sobie pytanie co ciągnie himalaistów w te mroźne, przerażające góry, gdzie dominuje zimno, surowy klimat, śnieg i lód? Uwielbiam góry, ale te z których rozciąga się piękny widok na okolicę, domy u podnóży, zieleń itp. Nie znajduję piękna w spacerowaniu po górach z aparatem tlenowym i odmrożonymi stopami... Książkę mimo, że nie daje odpowiedzi na to nurtujące mnie pytanie, i tak mam ochotę przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mamy podobnie, bo ja też pochodzić po górach owszem, ale wspinanie się na jakieś mega wysokie szczyty, to już nie dla mnie;)

      Usuń
  9. Przeczytałam zdecydowaną większość książek o polskim himalaizmie. Każda ma w sobie coś. Te pisane przez Ewę Matuszewską nie są tak hermetyczne jak niektóre pisane przez samych himalaistów, także są świetne na początek.
    Poleciłabym Ci również "Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu" Olgi Morawskiej. Świetny zbiór wywiadów z rodzinami, przyjaciółmi himalaistów. Rozmowy o tym jak radzą sobie z samotnością, niepokojem, czekaniem. Książka powstała po śmierci Piotra Morawskiego- chyba miała pomóc uporać się z pustką. Nawet zaczęłam kiedyś pisać jej recenzję, ale poczułam się jak hiena żerująca na czyjejś tragedii i spłycająca ją do opinii o książce. Może kiedyś skończę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgi Morawskiej czytałam "Od początku do końca" i mocno przeżyłam jej lekturę. "Góry na opak..." bardzo bym chciała przeczytać, ale na razie nie mam do niej dostępu, może kiedyś się uda.
      Teraz zaczęłam "Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później" Aleksandra Lwowa i już mi się podoba, bo jest przede wszystkim o ludziach.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.