Magdalena Witkiewicz „Pensjonat marzeń”, Filia 2014, ISBN 978-83-63622-95-4, stron 256
Magdalena Witkiewicz to moja ulubiona pisarka. Każda jej
książka ma w sobie coś, czym urzeka i zachwyca. Lubię do nich wracać, co nie
jest w moim przypadku częstym zjawiskiem. Lekkie pióro, poczucie humoru,
doskonałe wyczucie tematu, zrozumienie i ciepło, z jakimi traktuje swoich
bohaterów, wynikające z obserwacji prozy życia – to cechy charakterystyczne jej
warsztatu. W zeszłym roku pewnym i mocnym krokiem wkroczyła w świat nadal
modnej literatury erotycznej i zrobiła to w tak pięknym stylu, że zawstydziła
wszystkich przedstawicieli gatunku. Jej „Szkoła żon” idealnie wpasowała się w
nastroje czytelniczek i nie będzie przesadą, gdy stwierdzę, że każda z nas
chciała się znaleźć w miejscu, gdzie wszystkie jej najskrytsze nawet potrzeby
miałyby szansę zostać zrealizowane, gdzie zadbano by o ciało i o ducha. Myślę,
że nie tylko mnie było żal rozstawać się wówczas z bohaterkami. Magdalena
Witkiewicz wyszła tym oczekiwaniom naprzeciw, tworząc kontynuację swojego bestsellera.
Obawy autorki – że pierwsze części zazwyczaj okazują się lepsze – były zupełnie
bezpodstawne.
Michalina świetnie sprawdza się w roli recepcjonistki w
Szkole. Czuje się doceniana, jej funkcja jest istotna, bo to często od
pierwszego kontaktu zależy decyzja przyszłej klientki. Gorzej, bo Misia nie
radzi sobie z własnymi emocjami. Relacja z Jankiem daje jej wiele satysfakcji,
ale jednocześnie czuje, że brakuje jej oddechu. Wie, że nie ma powodu do
narzekań, ale chciałaby od czasu do czasu pobyć sama, bo odkąd pamięta, stale
ktoś jej towarzyszył.
Odrobinę rozczarowana jest też Jadwiga. Po powrocie ze
Szkoły znów nastała szara rzeczywistość. Mąż przez chwilę o nią zabiegał, ale w
zasadzie przyzwyczaiła się już do swojego rytmu dnia, a Roman trochę jej w tym
przeszkadza, zwłaszcza że nie stara się jakoś szczególnie mocno. Zaproszenie na
kawę od Andrzeja skłania ją do refleksji nad przyszłością swojego małżeństwa i
dalszego życia.
Rozgoryczenie stało się również towarzyszem Marty. Decyduje
się rozpocząć intensywne ćwiczenia, ale początkowy entuzjazm szybko gaśnie.
Marta czuje się jak domowy robot do obsługi męża i dzieci, a przecież fakt
posiadania rodziny nie przekreślił jej ambicji, chciałaby się czuć potrzebna na
innym froncie. Chce pójść do pracy i pomyśleć wreszcie o własnym rozwoju, a nie
tylko podążać za mężem niczym wierna gejsza.
Trenerka Marty, Agnieszka, marzy o tym, by ktoś pokochał ją
i jej synka, tak zwyczajnie, bez jakiejś dziwnej rywalizacji, która jej się
przytrafia w związkach. Chciałaby, żeby to wreszcie nią ktoś się zaopiekował,
żeby choć na chwilę mogła przestać mierzyć się z życiem za bary.
Magdalena Witkiewicz początkiem „Pensjonatu...” ukazała
swoje przewrotne oblicze. Epilog „Szkoły żon” sugerował, że kobiety zrozumiały,
co jest dla nich najważniejsze, że uwierzyły w to, iż warto zmienić swoje życie
i walczyć o samą siebie. A tymczasem ta wiedza i pragnienia sobie, a
rzeczywistość sobie. Czasem trzeba naprawdę mocno mobilizować siły – nie tracąc
z oczu celu – by nie odpuścić, by się nie poddać. Autorka próbuje zaszczepić w
nas przekonanie, że może nam pomóc szczęśliwy splot okoliczności, ale prawda
jest taka, że i tak wszystko zależy od nas samych. To nam musi na nas zależeć,
to mu musimy dojść ze sobą do ładu, porządkując kłębiące się w nas uczucia, by
mogli to dostrzec i docenić inni.
Moc „Pensjonatu marzeń” tkwi w jego bohaterach. Pisałam już
o tym przy „Szkole żon”, ale można to również podciągnąć pod każdą książkę
pisarki. Postaci są zwyczajne, prowadzą zwykłe, codzienne życie, takie jak
pewnie większość z nas, więc bardzo łatwo przychodzi utożsamianie się z nimi.
Ich problemy nie są wydumane i sztucznie kreowane, wręcz przeciwnie, są czasem
boleśnie realistyczne. Jednocześnie ich losy i przemyślenia pochłaniają całą
uwagę, sprawiają, że czytając o nich, zapomina się o świecie wokół. Może to i
banał, ale najprawdziwszy i najtrafniejszy – lektura przeniosła mnie w świat
kaszubskiej głuszy i straciłam z oczu otoczenie na tych kilka godzin.
„Pensjonat marzeń” trzyma wysoki poziom swojej poprzedniczki
pod każdym względem. Naturalność stylu, niejednokrotnie wywołująca uśmiech i
rozbawienie („rozlaźle goła” i „Wirginia”, porównania, które w życiu by mi do
głowy nie przyszły); pełna złożoność ludzkich charakterów (by przywołać tylko
panią Dorotę, która pojawiła się na krótko, ale krew zdążyła wzburzyć);
mistrzowskie stopniowanie napięcie z finałem, który nie wiadomo jak się
rozstrzygnie (Jadwiga i Andrzej); sceny erotyczne pełne wdzięku i smaku,
pobudzające fantazję i instynkt – to wszystko sprawia, że od powieści nie
sposób się oderwać. Autorka błysnęła również finałowym akapitem; nic nie
zdradzę, mogę tylko powiedzieć, że mocno przyklaskuję.
„Pensjonat marzeń” to nie tylko tytuł rewelacyjnej książki.
To także kolejne miejsce, do którego chciałoby się zawitać. Dziękuję Magdalenie
Witkiewicz, że chociaż w wyobraźni mogłam się na chwilę do niego przenieść.
Takiej literackiej uczty i tańca zmysłów było mi trzeba.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Magdalenie Witkiewicz.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści
obyczajowe”, "Grunt to okładka" oraz „Polacy nie gęsi”.
Pierwsza część, czyli ,,Szkoła żon'' nawet mi się podobała, chociaż uważam, że była zbyt delikatna, jak na erotyk, dlatego jakoś mnie nie ciągnie do powyższej kontynuacji.
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem erotyka jest tu tylko tłem, a to duży atut tej powieści :))))
UsuńZgodzę się z Anią, ale racje Twoje, Cyrysiu, też rozumiem, każdy ma swoje upodobania. Ale jeśli potraktujesz "Pensjonat..." jak powieść obyczajową z nutą erotyki, to na pewno będziesz zadowolona:)
UsuńPaulś, pięknie to opisałaś! ;)
OdpowiedzUsuńTeż przyklaskuje zakończeniu i chyba obydwie mamy nadzieję na to samo :D
Bardzo mi się ta książka podobała i chyba gdy dopadnę ostateczny egzemplarz to przeczytam ją jeszcze raz ;)
A dziękuję, Irenko;) I cieszę się, że jesteśmy razem w tych nadziejach związanych z zakończeniem;)
UsuńTeż myślę nad drugim czytaniem, bo jednak nie ma to jak druk;)
Nie czytałam jeszcze pierwszej części, więc od niej wolałabym zacząć.
OdpowiedzUsuńTak będzie faktycznie lepiej. A najfajniej czytać obie jedna po drugiej:)
UsuńOj, jestem bardzo ciekawa tej lektury
OdpowiedzUsuńJestem wręcz przekonana, że spełni Twoje oczekiwania:)
UsuńNapiszę tak: zazdroszczę, że już jesteś po lekturze i cieszę się bardzo, bo zapowiada się uczta dla miłośnika obyczajówek pisanych przez Magdalenę Witkiewicz ;)
OdpowiedzUsuńJest na co czekać, tak powiem:)
UsuńPiękna Ta recenzja :-) I bardzo zachęcająca. Oczywiście z wielką przyjemnością sięgnę po "Pensjonat marzeń". A teraz pozostało mi cierpliwie czekać do premiery :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Dobrze, że premiera już tak blisko;)
UsuńZ panią Witkiewicz miałam już przyjemność, myślę więc już o kolejnym spotkaniu z jej twórczością ;-)
OdpowiedzUsuńGwarantuję Ci, że ta książka też zapewni Ci przyjemne chwile:)
UsuńAleż zazdroszczę, mam ogromną ochotę na taką książkę...
OdpowiedzUsuńJuż niedługo;)
UsuńOd Szkoły żon zaczęłam przygodę z książkami Magdy Witkiewicz i potem już poleciało, przeczytałam wszystkie i Pensjonat na pewno też kupię i przeczytam od razu:)
OdpowiedzUsuńJest więcej Marty, więc myślę, że będziesz zadowolona:)
UsuńPrzeczytałam, piękna, cudowna, wspaniała!
UsuńA nie mówiłam:)
UsuńKurcze to będzie okropne co napiszę, wiem ale jakoś nie mam ochoty na pensjonat. chyba mi się przejadły te całe książki z erotyką w tle. Było takie BUM ... i moje emocje szybko padły, może gdybym czytała wtedy od razu jedna po drugiej;) a tak..echh nie wiem co ze mną. Ludzie tak się zachwycają różnymi seriami oscylującymi wkoło jednego tematu, a mnie to nawet nie rusza;D źle się dzieje oj źle! ;p
OdpowiedzUsuńGratuluję Ci kochana fragmentu na okładce!!:)))
Wiesz co, ja może jestem dziwna, ale na żadne mody się nie oglądam i czytam to, co mi pasuje. Erotyki nie zdążyły mi się znudzić, bo tych zagranicznych zwyczajnie nie czytałam, a patrząc na recenzje niektórych, dalej będę twierdzić, że te Magdowe są najlepsze;)
UsuńDziękuję:)
Książki tej autorki ciągle przede mną.
OdpowiedzUsuńFajnie masz, świetna autorka do poznania:)
UsuńStronię od erotyków ;) Ale recenzja świetna, napisana z taką pasją... :)
OdpowiedzUsuńKasia, w obydwu książkach M. Witkiewicz erotyka jest subtelna i stanowi piękne dopełnienie uczucia, więc możesz spróbować:)
UsuńNa razie przybieram się do sięgnięcia po "Szkołę żon", która niezmiernie kusi. :)
OdpowiedzUsuńSię dziwię, że jeszcze nie uległaś;)
Usuń"Szkoła żon" wciąż jeszcze przede mną. Osobiście nie ciągnie mnie w ogóle do zagranicznych książek z przesyconych erotyką. Wolę powieść obyczajową ze "smaczną" nutką erotyczną. Myślę, że obie części bardzo mi się spodobają:)))
OdpowiedzUsuńCzytając recenzje tych zagranicznych, coraz mocniej utwierdzam się w myśleniu, że tam seks jest na pierwszym miejscu, a fabuła jest tylko dodatkiem, często traktowanym powierzchownie. Zresztą, w zalewie książek tego typu, żeby jakoś zaistnieć, to autorzy pewnie prześcigają się, żeby było jeszcze dosadniej i bardziej "obrazowo", a to już chyba wykracza poza erotykę. A u M. Witkiewicz najważniejsze są uczucia i relacje, a erotyzm jest nutą, tak jak napisałaś. I dla mnie jest to najwłaściwsze podejście:)
Usuńeh.. i znowu zachęcasz.. A chętnie sięgnę po powyższą książkę, nie powiem, że nie ;)
OdpowiedzUsuńJak mogłabym nie zachęcać, skoro nie dość, że książka cudna, to jeszcze polskiej autorki, a takie najbardziej lubię? :)
UsuńMarzę o przeczytaniu tej książki i jej słynnej poprzedniczki. Muszę nabyć "Szkołę żon" i "Pensjonat marzeń".
OdpowiedzUsuńTakie marzenie koniecznie musisz spełnić:)
Usuńokładka średnio zachęca, aczkolwiek książke chce przeczytac
OdpowiedzUsuńMnie się okładka podoba:)
Usuń