Harlan Coben „Kilka sekund od śmierci”, Albatros 2013, ISBN
978-83-7885-724-2, stron 400
U mężczyzn z rodu Bolitarów pakowanie się w kłopoty jest
chyba rodzinne. Pałeczkę dzierży teraz z powodzeniem najmłodszy z nich, Mickey,
bratanek Myrona. Chłopak próbuje dotrzeć do prawdy o śmierci swojego ojca,
Brada. Nie daje mu spokoju mężczyzna wyglądający jak Rzeźnik z Łodzi,
hitlerowski oprawca z getta i obozu w Auschwitz. Jakim jednak cudem mógłby się
on znaleźć na miejscu wypadku i zabierać Brada do karetki? Mickey i jego
przyjaciele, elokwentny Łyżka i outsiderka Ema, starają się też rozwikłać
tajemnicę Schroniska Abeona, którego symbol – motyl – pojawia się w ich
otoczeniu coraz częściej, oraz Nietoperzycy, sąsiadki, która skrywa sekret, ale
nie chce go wyjawić. Na dodatek matka dziewczyny, która tak bardzo podoba się
nastolatkowi, zostaje zastrzelona, a sama Rachel może mówić o niesamowitym
szczęściu, bo kula tylko ześlizgnęła się po jej czaszce. Czy zabójca może
zaatakować po raz drugi?
Pisałam już o Cobenie, że albo się go lubi, albo nie – ja
akurat lubię; że jego twórczość dostarcza przyjemnej rozrywki, ale poszczególne
fabuły dość szybko się zapomina i że popełnia on książki lepsze i gorsze. Cóż,
ta należy moim zdaniem do tych gorszych. Nieodparcie narzuca mi się myśl, iż
była pisana na siłę – i niech Was nie zwiedzie liczba stron, mniejsza
czcionka, interlinia i ograniczenie wywodów niewiele wnoszących w rozwój akcji
skróciłyby ją o połowę. Po pierwsze, wcale nie jesteśmy bliżsi zrozumienia
zradzających wątpliwości słów Nietoperzycy, która twierdzi, że Brad Bolitar
wcale nie zginął. W moim odczuciu ten wątek był tylko tłem, które gdzieś tam
się przewijało, ale nic nowego nie przyniosło. Na pierwszym planie znajduje się
sprawa morderstwa Nory Caldwell, ale – to drugi argument na poparcie mojej tezy
– jak na sposób stopniowanie napięcia, czegoś innego oczekiwałam na finiszu,
liczyłam na mocniejsze fajerwerki. To wszystko sprawiło, że cała treść była
zwyczajna i mało pomysłowa, jakby Coben stracił impet.
Po raz pierwszy chyba w odbiorze lektury, drażniły mnie
wstawki typowe dla stylu pisarza – zwrot do czytelników i tym razem mało
oryginalna ironia na siłę, co może wynika z faktu, że byłam już rozczarowana
treścią i czułam się trochę oszukana. Poza tym, nie wiem, czy to wina
tłumaczenia, czy redakcja przysnęła, ale nagminnie powtarza się zdanie „chcę
powiedzieć, że...”, czasem i dwa razy na stronie; drażniło mnie to.
Ci, którzy chcieliby dopiero zacząć swoją przygodę z
pisarstwem Harlana Cobena, tę powieść powinni odłożyć na później, raz, że nie
jest ona najwyższych lotów; dwa, że to środkowa część trylogii. Mnie pozostaje
liczyć na to, że ta trzecia, rozstrzygająca, będzie bardziej dopracowana pod
każdym względem.
Zamierzam dopiero poznać twórczość Cobena, więc pójdę za twoją radą i jednak poszukam innej książki skoro powyższa nie jest wystarczająco dobra.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie jest dobra na pierwszy raz, to już lepsza byłaby "Zostań przy mnie", o której pisałam niedawno;)
UsuńChętnie zapoznam się z autorem. Mam nadzieję, że podpowiesz mi od czego najlepiej zacząć, żeby się nie zrazić?
OdpowiedzUsuńO ile dobrze pamiętam, to ja zaczynałam od którejś z tych trzech: "Jedyna szansa", "Nie mów nikomu", "Krótka piłka". Możesz też wybrać "Zostań przy mnie", recenzowałam ją niedawno.
UsuńWielkie dzięki, po Twojej recenzji pewnie skuszę się na "Zostań przy mnie"
UsuńMyślę, że to dobra decyzja:)
UsuńCzytałam. Ja wolę serię z Myronem i Winem. Książka nie jest zła, ale chyba jednak bardziej dla młodego czytelnika.
OdpowiedzUsuńOj tak, ci dwaj panowie bardziej przyciągają, zwłaszcza Wina lubię, choć nie wiem, czy to dobrze o mnie świadczy;)
UsuńZgadzam się, że twórczość Cobena przynosi ze sobą dużo rozrywki.
OdpowiedzUsuńTylko nie powinien o tym zapominać;)
UsuńW takim razie nawet nie będę się za nią rozglądała.
OdpowiedzUsuńNie ma sensu, Aguś;) Lepiej wziąć jakąś inną.
UsuńCoben <3 Lubię książki jego autorstwa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam : )
Szkoda, że w tym przypadku zawiódł;)
UsuńJeszcze nie znam jego twórczości i na pewno nie zacznę od tej, skoro ostrzegasz ;)
OdpowiedzUsuńMogłabyś się zrazić, a szkoda by było, bo ma sporo fajnych książek;)
UsuńTej powieści akurat nie czytałam. Ogólnie lubię jego twórczość, ale po przeczytaniu jednej jego książki muszę odczekać jakiś czas, żeby sięgnąć po następną:) Nie jest to autor, na którego książki rzucam się z zapartym tchem:)
OdpowiedzUsuńTę Paulinko odłożę sobie na sam koniec, bo widzę, że na razie nie warto jej czytać...
Masz rację, przerwy wskazane, żeby się nie znudzić i nie przedobrzyć;)
UsuńJedna rzecz w tej książce jest irytująca dla mnie jako obywatela Polski. To, że Coben ma tendencję do nazywania pewnych rzeczy w taki sposób, iż odbiorca np. amerykański wszystko pomiesza. Np. cały czas gada Rzeźnik z Łodzi. W rozdziale 17. doszło do totalnego absurdu, gdzie pada stwierdzenie, że Rzeźnik był z Waffen SS i podobnie jak Sobek mieszkał w Łodzi. A Łódź to POLSKIE miasto. W POLSCE był obóz zagłady. Ani słowa o tym, że Polska była okupowana. Ani słowa o tym, że nazistami, o których cały czas pisze byli NIEMCY. W ogóle słowo Niemcy nie pada w całej książce. Przeciętny Amerykanin czytający tę książkę wydedukuje, że skoro obozy były w Polsce (ani słowa o okupacji), a budowali je naziści to kim ci naziści mogli być? Nasunie się tylko jedna odpowiedź - POLAKAMI. Bo przecież o Niemcach nie było ani słowa. Rzeźnik z Łodzi w Łodzi nie mieszkał, nie pochodził z tego miasta, BYŁ NIEMCEM, więc pisanie, że mieszkał w tym samym mieście co Sobek jest nieodpowiedzialnym uproszczeniem. Coben powinien precyzyjniej formułować stwierdzenia o obozach, bo robiąc to w taki sposób jak do tej pory robi wielką szkodę Polakom. Tak jak przy dzielnych partyzantach ratujących Żydów z transportu. Cały czas pisał Coben o polskiej Łodzi i o tym, że Auschwitz było w Polsce, ale jak już przyszło o partyzantach napisać to oczywiście o ich narodowości zapomniał. A przecież tymi partyzantami musieli być Polacy!!! Ja jestem zniesmaczony zwłaszcza 17. rozdziałem i tym, że facet nie nazywa rzeczy po imieniu, tylko przemilcza narodowość tych mitycznych nazistów. A przecież to byli NIEMCY. Niech Coben w końcu to napisze. Zdecydował się podjąć ten temat to niech będzie precyzyjny. Wymaga tego rzetelność.
OdpowiedzUsuńTe przemilczenia i niedopowiedzenia wydają mi się takie mocno "amerykańskie"; zastanawiam się czasem, czy oni w ogóle ogarniają to, co się wtedy działo...
Usuń