piątek, 3 stycznia 2014

Agnieszka Urbańska "Misja szympansa Klemensa"


Agnieszka Urbańska „Misja szympansa Klemensa”, Alegoria 2013, ISBN 978-83-62248-17-9, stron 132

Rodzice Agnieszki mają ciekawe zawody: zajmują się tropieniem. Mama poluje na gorące tematy, bo jest dziennikarką i reporterką, więc udaje się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego dla ludzi. Tata zaś tropi zwierzęta, ponieważ jego pasją jest fotografią. Wiąże się ona z dalekimi i częstymi wyjazdami, dlatego zazwyczaj nie ma go w domu. Agnieszka wraz z mamą jedzie do Zakurzewic, małego miasteczka, w którym ma miejsce dziwne zjawisko – wszystko pokryło się kurzem i straciło kolory. Zakurzewiczanie nie wiedzą, co z tym zrobić, tym bardziej że ogarnia ich coraz większe zniechęcenie.

Na miejscu Aga poznaje Hirka, chłopca poruszającego się po wypadku na wózku inwalidzkim. Nieoczekiwanie zjawia się też pewien szympans. Wygląda bardzo elegancko: „miał na sobie garnitur, błękitną koszulę i ciemnoczerwony krawat” (str. 27), a w łapie trzymał skórzaną teczkę. Niebanalne nosił też nazwisko: Klemens Wytrzeszczoko i reprezentował Fabrykę Pomysłów Zgrabnych i Wykoślawionych, Szalonych i Pokręconych, Odjazdowych i Wybuchowych (str. 29). Aga z Klemensem i Hirkiem chcą wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu miasta, czyli sposób na pozbycie się kurzu. Zaczynają od wielkiego śniadania, na które zapraszają każdego Zakurzewiczana.

Musicie także wiedzieć, że kurz ma kilka rodzajów. Jest kurz domowy i ten unoszący się nad drogami czy łąkami. Jest kurz histerikus, ale najgroźniejszy z nich to kurzos nudelis. To właśnie on zaatakował Zakurzewice, którego mieszkańców coraz mocniej przytłaczała nuda i niechęć do robienia czegoś razem z innymi. Jak pozbyć się takiego złośliwego potwora?

Mam dylemat z określeniem wieku odbiorcy, który byłby najwłaściwszy dla „Misji...”. W związku z tym, że głównym bohaterem jest szympans, a później pojawiają się też inne zwierzęta, zajmujące się rzeczami, które w rzeczywistości byłyby nierealne, powiedziałabym, że jest to rzecz dla dzieci młodszych. Ale z drugiej strony styl, jakim jest napisana, oraz przesłanie wydają mi się zbyt poważne i trudne dla takich dzieci. One musiałby ją czytać z rodzicami, którzy na bieżąco tłumaczyliby sens zdarzeń. Tym bardziej że nie chodzi tutaj o nudę dzieci, ale raczej dorosłych, może trochę o ich egoizm i myślenie tylko o sobie, brak chęci do rozwijania wspólnoty, a taka interpretacja może do najmłodszych zwyczajnie nie przemówić. Również wiodąca postać dziecięca, czyli Agnieszka, jest zbyt dojrzała, jak na książkę dla milusińskich, mało w niej takiej zwykłej dziecięcości. Za przeznaczeniem dla małych odbiorców nie świadczą również ilustracje, których jest za mało, ja w każdym bądź razie liczyłam na więcej. Podsumowując powiedziałabym, że prawdopodobnie najlepszy przedział wiekowy to plus dwanaście lat. Tylko znów pytanie, czy dzieci starsze czytają jeszcze takie książki?

Sam pomysł na fabułę jest oryginalny, ale już jej rozwinięcie nie rzuciło mnie na kolana. Mam wrażenie, że autorka chciała zmieścić w jednej książce zbyt dużo wątków. Na siłę starała się uczynić z „Misji...” książkę przygodową, a dla mnie było tego za dużo, zwłaszcza że niektóre elementy nie miały wiele wspólnego z podstawowym motywem. Nie podobało mi się również mieszanie czasów, wybieganie w przyszłość, by za chwilę wracać do przeszłości – moim zdaniem w bajkach dla dzieci najwłaściwsza jest jednotorowa akcja w czasie teraźniejszym.

Możliwe, że podeszłam do tej opowieści zbyt poważnie, ale jakoś nie potrafiłam się przy niej dobrze bawić. Nie wiem, jak odebrałoby ją dziecko, ale przecież są takie książeczki, przy których równie dobrze bawią się najmłodsi, jak i dorośli. W tym przypadku czegoś mi zabrakło, by pozwolić sobie na takie stwierdzenie.     

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.

http://www.sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniu „Polacy nie gęsi”.

13 komentarzy:

  1. Szkoda, że taka średnia... Ale lubię literaturę dziecięcą, więc nie mówię, że po nią nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zawsze bajki dla dzieci, są faktycznie dobrą dla nich lekturą, czasem właśnie autorzy przedobrzają chcąc stworzyć coś super ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu właśnie tak jest, czasem lepsza jest prostota, niż władowanie wszystkich pomysłów do jednej fabuły;)
      Ale nie zrażam się, i tak będę sięgać po literaturę dziecięcą;)

      Usuń
  3. Szkoda, że lektura Cię rozczarowała. Też liczyłabym na coś więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Treść miała być dla mnie, obrazki dla dziecka, a w sumie to żaden z tych elementów nie spełnił swojej roli.

      Usuń
  4. Nie mam jej w planach i raczej nie będę miała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie napisana recenzja, ale samej ksiązki nigdy nie miałam zamiaru czytać. Już wyrosłam z takich lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrosnąć, to też dawno wyrosłam, ale czasem lubię takie literackie powroty do dzieciństwa:) Szkoda, że tu nie wyszło;)

      Usuń
  6. Spodobał mi się jeden motyw (a właściwie trochę też przeraził) ta utrata kolorów i zakurzone miasto. Lubię jak w książkach dużo się dzieje, ale w przypadku takiej lektury tego wszystkiego faktycznie mogłoby być za dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, zwłaszcza jeżeli chodzi o ten motyw, trochę brzmi upiornie... :)

      Usuń
    2. Może i faktycznie trochę przerażający, i jak na książkę dla dzieci powinien mieć raczej inną przyczynę;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.