Agnieszka Urbańska „Misja szympansa Klemensa”, Alegoria
2013, ISBN 978-83-62248-17-9, stron 132
Rodzice Agnieszki mają ciekawe zawody: zajmują się
tropieniem. Mama poluje na gorące tematy, bo jest dziennikarką i reporterką,
więc udaje się wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego dla ludzi. Tata zaś
tropi zwierzęta, ponieważ jego pasją jest fotografią. Wiąże się ona z dalekimi
i częstymi wyjazdami, dlatego zazwyczaj nie ma go w domu. Agnieszka wraz z mamą
jedzie do Zakurzewic, małego miasteczka, w którym ma miejsce dziwne zjawisko –
wszystko pokryło się kurzem i straciło kolory. Zakurzewiczanie nie wiedzą, co z
tym zrobić, tym bardziej że ogarnia ich coraz większe zniechęcenie.
Musicie także wiedzieć, że kurz ma kilka rodzajów. Jest kurz
domowy i ten unoszący się nad drogami czy łąkami. Jest kurz histerikus, ale
najgroźniejszy z nich to kurzos nudelis. To właśnie on zaatakował Zakurzewice,
którego mieszkańców coraz mocniej przytłaczała nuda i niechęć do robienia
czegoś razem z innymi. Jak pozbyć się takiego złośliwego potwora?
Mam dylemat z określeniem wieku odbiorcy, który byłby
najwłaściwszy dla „Misji...”. W związku z tym, że głównym bohaterem jest
szympans, a później pojawiają się też inne zwierzęta, zajmujące się rzeczami,
które w rzeczywistości byłyby nierealne, powiedziałabym, że jest to rzecz dla
dzieci młodszych. Ale z drugiej strony styl, jakim jest napisana, oraz przesłanie
wydają mi się zbyt poważne i trudne dla takich dzieci. One musiałby ją czytać z
rodzicami, którzy na bieżąco tłumaczyliby sens zdarzeń. Tym bardziej że nie
chodzi tutaj o nudę dzieci, ale raczej dorosłych, może trochę o ich egoizm i
myślenie tylko o sobie, brak chęci do rozwijania wspólnoty, a taka
interpretacja może do najmłodszych zwyczajnie nie przemówić. Również wiodąca
postać dziecięca, czyli Agnieszka, jest zbyt dojrzała, jak na książkę dla
milusińskich, mało w niej takiej zwykłej dziecięcości. Za przeznaczeniem dla
małych odbiorców nie świadczą również ilustracje, których jest za mało, ja w
każdym bądź razie liczyłam na więcej. Podsumowując powiedziałabym, że
prawdopodobnie najlepszy przedział wiekowy to plus dwanaście lat. Tylko znów
pytanie, czy dzieci starsze czytają jeszcze takie książki?
Sam pomysł na fabułę jest oryginalny, ale już jej
rozwinięcie nie rzuciło mnie na kolana. Mam wrażenie, że autorka chciała
zmieścić w jednej książce zbyt dużo wątków. Na siłę starała się uczynić z
„Misji...” książkę przygodową, a dla mnie było tego za dużo, zwłaszcza że
niektóre elementy nie miały wiele wspólnego z podstawowym motywem. Nie podobało
mi się również mieszanie czasów, wybieganie w przyszłość, by za chwilę wracać
do przeszłości – moim zdaniem w bajkach dla dzieci najwłaściwsza jest
jednotorowa akcja w czasie teraźniejszym.
Możliwe, że podeszłam do tej opowieści zbyt poważnie, ale
jakoś nie potrafiłam się przy niej dobrze bawić. Nie wiem, jak odebrałoby ją
dziecko, ale przecież są takie książeczki, przy których równie dobrze bawią się
najmłodsi, jak i dorośli. W tym przypadku czegoś mi zabrakło, by pozwolić sobie
na takie stwierdzenie.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi
Sztukater.
Książka bierze udział w wyzwaniu „Polacy nie gęsi”.
Szkoda, że taka średnia... Ale lubię literaturę dziecięcą, więc nie mówię, że po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNo szkoda, też liczyłam na więcej:)
UsuńNie zawsze bajki dla dzieci, są faktycznie dobrą dla nich lekturą, czasem właśnie autorzy przedobrzają chcąc stworzyć coś super ;)
OdpowiedzUsuńI tu właśnie tak jest, czasem lepsza jest prostota, niż władowanie wszystkich pomysłów do jednej fabuły;)
UsuńAle nie zrażam się, i tak będę sięgać po literaturę dziecięcą;)
Szkoda, że lektura Cię rozczarowała. Też liczyłabym na coś więcej.
OdpowiedzUsuńTreść miała być dla mnie, obrazki dla dziecka, a w sumie to żaden z tych elementów nie spełnił swojej roli.
UsuńNie mam jej w planach i raczej nie będę miała :)
OdpowiedzUsuńW pełni rozumiem, więc nie namawiam.
UsuńFajnie napisana recenzja, ale samej ksiązki nigdy nie miałam zamiaru czytać. Już wyrosłam z takich lektur.
OdpowiedzUsuńWyrosnąć, to też dawno wyrosłam, ale czasem lubię takie literackie powroty do dzieciństwa:) Szkoda, że tu nie wyszło;)
UsuńSpodobał mi się jeden motyw (a właściwie trochę też przeraził) ta utrata kolorów i zakurzone miasto. Lubię jak w książkach dużo się dzieje, ale w przypadku takiej lektury tego wszystkiego faktycznie mogłoby być za dużo :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, zwłaszcza jeżeli chodzi o ten motyw, trochę brzmi upiornie... :)
UsuńMoże i faktycznie trochę przerażający, i jak na książkę dla dzieci powinien mieć raczej inną przyczynę;)
Usuń