sobota, 11 stycznia 2014

Aleksander Lwow "Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później"


Aleksander Lwow „Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później”, Bezdroża 2014, ISBN 978-83-246-8278-2, stron 432

Nie pamiętam już okoliczności, ale w moim domu rodzinnym musiało się o tym mówić, bo jakoś od zawsze wiedziałam, kim jest Wanda Rutkiewicz i Jerzy Kukuczka; te nazwiska kojarzę właśnie z dzieciństwa, czyli akurat z czasów, w których oni zginęli, zabrały ich góry. Lata minęły i pewnego dnia natknęłam się na rozmowę Szymona Hołowni z Olgą Morawską, wdową po Piotrze Morawskim, himalaiście, który również pozostał w górach na wieki. Jej książka o ich związku  i jego wspinaczce bardzo mnie poruszyła. Potem była pozycja autorstwa Martyny Wojciechowskiej „Przesunąć horyzont”; dziennikarce udało się zdobyć Mount Everest, górę – symbol; z tej publikacji zapamiętałam też nazwisko Artura Hajzera, który z kraju wspierał dziennikarkę w jej wyprawie.
Wreszcie rok 2013, który wyjątkowo tragicznie zapisał się w historii polskiego alpinizmu. Najpierw w marcu wielki sukces – pierwsze zimowe wejście na Broad Peak czterech Polaków, a zaraz potem coś, w co trudno do dziś uwierzyć: zgon dwóch z nich, Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, podczas zejścia. Potem lipiec i śmierć w niewyjaśnionych okolicznościach wspomnianego Artura Hajzera – samego twórcy i szefa programu Polskiego Himalaizmu Zimowego, w czasie wyprawy na Gasherbrum I, co mnie mocno zszokowało, bo bardzo go lubiłam. Wszystkie te nazwiska przytaczam tutaj z konkretnego powodu, by zaznaczyć, że zainteresowanie tematem wspinaczki gdzieś tam we mnie tkwi. Przy okazji niedawno recenzowanych wspomnień Wandy Rutkiewicz pisałam, że najbardziej intryguje mnie, co takiego jest w tym sporcie, dlaczego góry uzależniają jak narkotyk. Z takim też pytaniem sięgnęłam po książkę Aleksandra Lwowa, dzięki któremu nie tylko dowiedziałam się o innych, mniej czy bardziej zasłużonych dla himalaizmu; dostałam też szansę poznania ciekawego człowieka i jego poglądów.

Aleksander Lwow urodził się w 1953 r. w Krakowie. Swoją przygodę ze wspinaniem zaczął w siedemnastej wiośnie życia w Karkonoszach. Na swoim koncie ma cztery ośmiotysięczniki: Manaslu, Lhotse, Czo Oju i Gasherbrum II. Brał również udział w licznych wyprawach w góry wysokie, co przyniosło mu uznanie w postaci medali za wybitne osiągnięcia sportowe. Był redaktorem miesięcznika „Góry i Alpinizm”. W 2013 r. został członkiem honorowym Polskiego Związku Alpinizmu.

To tylko kilka suchych faktów, ale zapewniam, że Lwow może się pochwalić życiorysem ciekawym i obfitującym w liczne przygody, więc naprawdę jest o czym czytać. Jednak niniejsza publikacja nie jest typową autobiografią. Owszem, autor pisze o sobie, o swoich triumfach czy porażkach, ale na pierwszym planie są przede wszystkim góry i ludzie: „Nie mylą mi się tylko twarze. Twarze ludzi, z którymi się wspinałem, z którymi harcowałem w górach i schroniskach lub choćby w tychże górach i schroniskach się spotykałem, a którzy tym różnią się ode mnie, że (...) przedwcześnie odeszli z tego świata. To jest książka o nich” (okł.). Siłą rzeczy jest to więc opowieść smutna, trochę nostalgiczna, bo przykro czytać, jak Lwow tracił kolejnych przyjaciół i znajomych, a świat kolejnego wybitnego przedstawiciela dyscypliny. Z drugiej jednak strony, w książce tej autor zawarł niesamowity ładunek poczucia humoru, zwłaszcza w jego ciętej postaci, czy wręcz gryzącej czasem ironii. Ten aspekt sprawia, że całość pochłania się w błyskawicznym tempie i ja osobiście nie mogłam się zdecydować, czy czytać na raz, czy jednak może lepiej sobie dawkować, żeby dłużej móc przebywać w tym środowisku ludzi nietuzinkowych. Nie zapominajmy też, że Lwow wspinał się w czasach komuny, kiedy przygotowania do wypraw i przebieg ich samych wyglądał inaczej, niż obecnie. Wtedy uczestnik ekspedycji nie miał takiego kontaktu ze światem, był on, jego towarzysze i góry; teraz możemy śledzić przebieg wydarzeń na bieżąco, co przyjmuje czasem wymiar traumatyczny – Lwow wspomina o alpiniście, który do samej śmierci na szczycie rozmawiał z żoną przebywającą w domu. To zestawienie realiów PRL-u z wysuwającą się na pierwszy plan komercją jest fascynujące z punktu widzenia czytelniczego odbioru.

Silne emocje wywołuje stosunek autora do gór. One są drugim bohaterem „Zwyciężyć znaczy przeżyć”. Da się zauważyć niesamowitą pokorę wobec ich potęgi i majestatu, traktowanie ich z szacunkiem, nadawanie im cech jakby ludzkich. Jest to widoczne w opisach wypraw, gdy padają stwierdzenia, że np. góra nie dopuściła kogoś na szczyt czy ukarała za brawurę i zbytnią pewność siebie lub swoich możliwości. Coś w tym musi być, skoro tyle ekspedycji zakończyło się tragicznie.

W zeszłym roku śmierć na Broad Peak stała się przedmiotem medialnych dyskusji, do czego odnosi się również Aleksander Lwow, komentując raport PZA, opracowany przez powołaną do tego celu komisję. Trzeba przyznać, że w swojej opinii zwrócił uwagę na rzeczy, o których wtedy się nie mówiło, otworzył oczy na kilka niezwykle istotnych spraw. Uświadomił tym jedno: oceną wydarzeń w górach wysokich nie powinny się zajmować osoby, które nigdy w nich nie były, czyli praktycznie większa część społeczeństwa, ta, która dwóch pozostałych przy życiu himalaistów odsądziła od czci i wiary.

Pozwolę sobie teraz na cytaty:
„(...) nie poszli w góry po śmierć, lecz po radość zdobywania i po smak zwycięstwa nad własną słabością i trudnościami, czyli po to, co jest (...) składnikiem tzw. życia pełnego (str. 70).
„Istotą alpinizmu jest ryzyko, którego eliminować się nie da. Jan Alfred Szczepański napisał kiedyś: „(...) otarcie się o śmierć jest najwyższą nagrodą wspinactwa, zwycięstwa nad przeciwnościami przyrody i własnym lękiem”. Natomiast Zdzisław Ryn (...) stwierdził: „Myślę, że uprawianie alpinizmu zaspokaja szczególną potrzebę zajrzenia poza granicę śmierci, zachowując życie” (str. 104).
Autor odpowiedział na nurtujące mnie kwestie, mało tego, napisał jeszcze: „Nie pytajcie, proszę, dlaczego wspinamy się. Równie dobrze można by dociekać przyczyn, dla których ludzie oddychają, pracują, bawią się lub rywalizują między sobą. Wśród wielu motywów uprawiania alpinizmu są i takie właśnie elementy zwyczajnego, codziennego życia – praca, zabawa, żądza sławy, pragnienie dokonania niedokonanego...” (str. 429)

Lwow sporo miejsca poświęca także kwestiom sukcesu i porażki widzianych z górskiej perspektywy. Zwycięstwem jest przeżyć, szczęśliwie wrócić z wyprawy, nie ponieść najwyższej ofiary. Myślę sobie jednak, że ci, którzy nie wrócili, którzy już na wieki spoczęli w miejscach tak dla nich ważnych, także zwyciężyli, bo przeżyli w ludzkiej pamięci – we wspomnieniach, myślach, rozmowach, w sercu – a ona będzie trwać także dzięki książkom, takim ja ta, i dzięki ludziom, takim jak Aleksander Lwow, który utrwalił ich życie i śmierć dla potomnych.

Everest skupia w sobie, jak w soczewce, wszelkie możliwe skrajności – wielkość i małość alpinizmu, heroizm i podłość ludzi, sportowy wyczyn i żałosną komercję, marzenia i porażki, nadzieje i rozczarowania. Jest też polem nieustającej rywalizacji ludzi z ludźmi i ludzi z Naturą” (str. 363). To właśnie o tym jest ta książka, którą gorąco polecam. Niech jej najlepszą rekomendacją będzie to, że ja na pewno jeszcze kiedyś do niej wrócę.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.

http://sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniach „Nie tylko literatura piękna” oraz „Polacy nie gęsi”.

21 komentarzy:

  1. Pięknie to wszystko opisałaś, ,,że ci, którzy już na wieki spoczęli w miejscach tak dla nich ważnych, także zwyciężyli, bo przeżyli w ludzkiej pamięci''. Zgadzam się z tobą w zupełności i oczywiście rozejrzę się za tą książką, bo po twojej recenzji widzę, że jej tematyka jest niezwykła i poruszająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Cyrysiu:) Starałam się napisać zachęcająco, bo książka naprawdę jest warta poznania:) Chciałam też oddać emocje, jaki mi towarzyszyły w czasie lektury, choć to może trochę gorzej mi wyszło;)

      Usuń
    2. Wcale nie wyszło ci gorzej. Czuć twoje emocje i wiem, że bardzo ci się książka spodobała, dlatego i ja chętnie poznam tę pozycje.

      Usuń
    3. To dobrze, że tak uważasz:) Sama nawet nie wiem, dlaczego tak mi zależy, żeby przekonać do tej książki;)

      Usuń
  2. Takie książki to bym teraz z chęcią czytała, już Twoja recenzja wywołała we mnie sporo emocji, myślę,ze relacje z takich wypraw muszą być interesujące, podziwiam alpinistów za ich pasję i odwagę. Góry uwielbiam ale czy podjęłabym wyzwanie niebezpiecznej wspinaczki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lwow pisze naprawdę ciekawie i podobało mi się to, że postawił na przystępność, ograniczył fachowe słownictwo i kwestie techniczne wypraw, skupiając się na czynniku ludzkim.
      Ja też lubię góry, ale te w wymiarze takich zwykłych szlaków; wiem, że nie odważyłabym się na wspinanie z linami, hakami itp., na to jestem zbyt wielkim tchórzem.

      Usuń
    2. Powiem Ci,że ja tak samo, z moim brakiem koordynacji to pewnie po pierwszej próbie spadłabym ze skał :) a szkoda bo wydaje mi się to być fascynujące, ale co poradzić;)

      Usuń
    3. I jeszcze do tego lęk wysokości;) Chyba byśmy nie poszalały w tych górach;)

      Usuń
  3. Powtórzę się i napiszę to samo co dziewczyny. Ślicznie napisana recenzja:)
    Zgadza się, że nie my powinniśmy oceniać tych, którzy wtedy byli tam na górze. Nie wiemy dokładnie co się stało i jak my byśmy postąpili, gdybyśmy znaleźli się w takich warunkach i takiej sytuacji...
    Co do wspinaczki wysokogórskiej, nie podjęłabym się jej w tej chwili. Również jestem zbyt bojaźliwa. Wydaje mi się, że jak byłam nastolatką to byłam o wiele bardziej odważna i przebojowa...Wiek robi swoje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aguś, cieszy mnie Wasze uznanie, bo tak chciałam oddać klimat tej książki:)
      Masz całkowitą rację, tym bardziej, że w pewnym momencie zaczyna się strefa śmierci wysokościowej, a zarazem moment - jak pisze Aleksander Lwow - w którym już nie jesteś w stanie pomóc komuś innemu, jeśli ma on słabszy organizm i nie jest w stanie podjąć walki... Trzeba się z tym liczyć, z własną bezsilnością.
      Ja to się w ogóle nie widzę w takiej roli, pochodzić po górach rekreacyjnie, to tak, ale wyczynowo to już rzecz dostępna dla wybranych:)

      Usuń
  4. Po tragedii na Broad Peak z pewnością wielu ludzi zastanawiało się jak to jest z tą wspinaczką. Ja również. Myślę, że ta książka wiele wyjaśnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, wyjaśnia mnóstwo i dla mnie w pewien sposób nawet zamyka domysły na ten temat. Zwłaszcza że opinia Aleksandra Lwowa jest wyważona i ujmuje te punkty widzenia, o których laik nie ma pojęcia.

      Usuń
  5. Świetna książka i świetna recenzja. Na pewno kiedyś się z nią zapoznam - przynajmniej obiecuję, że się postaram :)
    A co do wspinaczki, to...uwielbiam góry, ale niestety nie potrafię zrozumieć ludzi narażających swoje życie w imię czego? zdobycia kolejnego szczytu? Ale nie mnie ich oceniać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego, że nurtują Cię takie pytania, powinnaś przeczytać tę książkę:) Ze mną było podobnie i wiele wątpliwości mi wyjaśniła:)

      Usuń
  6. Świetna recenzja! Emocjonalna i taka... uderzająca w serce czytelnika. Cytaty, które przytoczyłaś są piękne. Myślę, że to ważna książka, która traktuje o pamięci... Sama wspinaczek nie lubię, boję się ich i trochę nie rozumiem ludzi, którzy się wspinają. Wiem, że to góry, adrenalina, chęć zdobycia jak największej ilości szczytów... Ale jak w wakacje tamtego roku usłyszałam, że trzydziestolatek, znajomy znajomy moich rodziców, który miał poukładane życie i niczego mu nie brakowało zginął w górach... To smutne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wczoraj w Tatrach znaleziono siedemnastolatka... Rację miał Lwow, gdy pisał, że nie ma szczytów łatwiejszych i trudniejszych, każdy jest niebezpieczny i może stać się ostatnim.

      Usuń
  7. ten pierwszy akapit.. to jakbym siebie cytowała :) Rutkiewicz, Kukuczka, słyszałam o nich od małego. Zaczęłam interesować się tematem himalaizmu. Ostatnie wydarzenia na Broad Peak przeżyłam ogromnie.. Z chęcią przeczytam książkę Lwowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że mamy zbliżone doświadczenia:) Mogę się założyć, że książkę odebrałabyś też podobnie:)

      Usuń
    2. I właśnie zaczynam przygodę z książką:) Nie mogę uwierzyć, że to już tyle czasu upłynęło od stycznia, kiedy pisałam tego posta...

      Usuń
  8. Bardzo ciekawa tematyka, do której zabieram się od jakiegoś czasu. Na razie bezskutecznie, ale zapisuję sobie kolejne warte uwagi tytuły. Dla mnie historie himalaistów są niesamowite, bo to świat, którego nie ogarniam. Świat szalenie trudny, niebezpieczny, ale fascynujący. Świat, w którym pasja zabiła wielu ludzi, ale na ich miejsce wciąż pojawiają się następni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwięźle i bardzo trafnie podsumowałaś świat alpinistów, więc uważam, że książka Lwowa jest dla Ciebie idealna:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.