piątek, 10 stycznia 2014

Janusz Rolicki, Krzysztof Pilawski "Wańka-wstańka"


Janusz Rolicki, Krzysztof Pilawski „Wańka-wstańka”, Demart 2013, ISBN 978-83-7427-855-3, stron 328


Pamiętacie serial „W labiryncie”? W moim domu tę pierwszą polską telenowelę się oglądało; choć za mała byłam, żeby orientować się w treści, to pamiętam aktorów, zwłaszcza Wiesława Drzewicza, czyli niezapomnianego Gargamela w „Smerfach”; w głowie kołacze mi się nawet piosenka końcowa, wykonywana przez Grzegorza Markowskiego z grupy Perfect. Jednym z pomysłodawców serialu o Polakach przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych był Janusz Rolicki, bohater niniejszej publikacji, historyk i dziennikarz, którego właśnie z tego powodu postanowiłam poznać bliżej.

Książka ma formę wywiadu – rzeki (do czego jeszcze wrócę), który przeprowadził Krzysztof Pilawski. Zaczyna się mocnym akcentem. Rolicki urodził się w 1938 r. w Wilnie i gdy miał cztery lata, matka przewiozła go nielegalnie do Warszawy, ukrytego w ciężarówce. W czasie Powstania Warszawskiego, ich dom zamienił się w koszary przylegające do ulicznej barykady. W trakcie walk, na chwilę przed upadkiem tego zrywu przeciwko okupantowi, matka sześciolatka zginęła. Najpierw zaopiekowała się nim kuzynka, dopóki nie znaleźli się w gronie rodziny. To właśnie krewni matki stworzyli mu dom; oprócz babci najważniejsze były dwie siostry i brat Eweliny Wołk-Łaniewskiej.

Kolejny etap to Skarżysko, tam trafił z bliskimi. Mały Januszek był chłopcem dość zadziornym i nie dawał sobie w kaszę dmuchać; jasno i dobitnie pokazywał, gdy coś mu się nie podobało. Na pierwsze wakacje wyjechali do Zakopanego i to miasto stało się na dziesięć lat jego małą ojczyzną. Tam również, już w sposób bardziej świadomy, zetknął się z polityką i tym, co działo się w kraju po wojnie. W 1956 r., w czasie przełomu, który miał decydujący wpływ na jego kształtujący się charakter i światopogląd, wyjechał na studia. Wybrał Uniwersytet Warszawski i historię, choć początkowo zdawał na dziennikarstwo. Fakt, że na wybrany kierunek go nie przyjęto, nie zmienił jednak jego przeznaczenia, dziennikarzem i tak został. „Polityka”, „Kultura”, „Trybuna”, to tylko niektóre z tytułów, dla których pisał; część z nich współtworzył, zwłaszcza tę ostatnią, której był redaktorem naczelnym. Komentował także dla wielu innych dzienników. Długi czas spędził w telewizji, gdzie odpowiadał za sprawy artystyczne. Jego praca była dostrzegana i na tyle znacząca, że stał się laureatem licznych nagród.

Janusz Rolicki w historii polskiego dziennikarstwa zapisał się co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze jest twórcą reportażu wcieleniowego, który cieszył się ogromną popularnością wśród czytelników prasy lat siedemdziesiątych. Zaczęło się od „Janek, podaj wapno” – dostał propozycję zatrudnienia się jako robotnik na jednej z budów ówczesnej stolicy. Spisywane dzień po dniu wrażenia przybrały postać reportażu, który znalazł się na ustach wszystkich. Taka „wcieleniówka” stała się znakiem rozpoznawczym Rolickiego, który potem zatrudniał się m. in. w Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Dołhobyczowie, do budowy rowów melioracyjnych, przy rozładowywaniu wagonów czy konwojowaniu zwierząt. Praca reportera w przebraniu nie zawsze była dla niego łatwa, ale jego teksty oparte na takich doświadczeniach zawsze zdobywały rozgłos i przynosiły mu uznanie.

Druga zasługa Rolickiego to dbałość o wysoki poziom kultury w ramówce telewizyjnej: „Wyszedłem z założenia, że kultura musi mieć lokomotywy, które staną się jej wizytówką i utorują drogę na wizję innym programom” (str. 194). Zaczął od programu „Sam na sam”, poświęcanemu wybitnej osobowości z wielkiego świata – przewinęły się tam takie nazwiska, jak Adam Hanuszkiewicz, Tadeusz Łomnicki, Krzysztof Zanussi, Stanisław Lem, Jerzy Antczak i inni, sami zasłużeni. Ponadto wprowadził całodniowy program niedzielny i unowocześnił wizję „Pegaza”. Można więc powiedzieć, że to jemu zawdzięczamy telewizyjne talk-show. 

Wspomniałam o wywiadzie – rzece. Nie bez powodu taki rodzaj narracji wybrano dla „Wańki-wstańki”. To nikt inny, jak Janusz Rolicki, jest klasykiem tego gatunku. Niezwykłą sławę przyniosła mu „Przerwana dekada” (i jej kontynuacja „Replika”) – opublikowana rozmowa z Edwardem Gierkiem, która sprzedała się w milionie egzemplarzy. Potem był jeszcze wywiad ze Zbigniewem Bujakiem. Z perspektywy czasu Rolicki przyznaje, że nie spodziewał się takiego sukcesu tego typu form biograficznych, który przecież nadal trzyma się dobrze i jest „polską specjalnością” (str. 280).

„Wańkę-wstańkę” czyta się przyjemnie. Rolicki na pytania swojego interlokutora odpowiada barwnie, ze swadą, czym wzbudza zainteresowanie czytelnika. Mnie osobiście podobało się to, że w tej pozycji zawarto panoramę społeczno-polityczną lat pięćdziesiątych XX wieku do obecnych. Szczególnie ciekawy wydał mi się rozdział o telewizji, ponieważ bardzo lubię relacje na ten temat – swoisty to paradoks, że to właśnie w tamtych siermiężnych czasach tak dużą wagę przywiązywano do poziomu artystycznego tego, co fundowano widzowi. Nie brakuje też tematów trudnych czy osobistego rozliczenia z okresem PRL-u. Te wszystkie elementy złożyły się na fascynujący obraz człowieka i czasów, w jakich przyszło mu żyć. Według mnie jest to świetna lektura, która wśród miłośników historii na pewno znajdzie swoich odbiorców.    

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.

http://sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniach „Nie tylko literatura piękna” oraz „Polacy nie gęsi”.

10 komentarzy:

  1. Uwielbiam czytać o okresie PRL-u, więc to książka dla mnie. Widzę w niej wiele ciekawych wiadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to właśnie z tego powodu się na nią zdecydowałam, też lubię czytać o tamtych czasach i liczyłam, że będzie o nich dużo. I nie zawiodłam się:)

      Usuń
    2. Ja również interesuję się czasami PRL-u, choć nigdy nie miałam (nie)przyjemności ich doświadczyć. Książki muszą mi wystarczyć.

      Usuń
    3. I może właśnie dlatego chcemy o tych czasach czytać, bo lepiej może doświadczać ich w ten sposób.

      Usuń
    4. Też lubię czasy PRL-u i zapamiętam sobie tę książkę ;)

      Usuń
    5. Miło wiedzieć, że jest nas więcej:)

      Usuń
  2. Serial w labiryncie oglądała, reż byłam bardzo, bardzo mała kiedy był sławny, później go wznawiali o ile dobrze kojarzę;) aktora pamiętam i bardzo go lubiłam, jeżeli chodzi o książkę myślę,że mogłaby mnie zainteresować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mi się przypomniało, że nie napisałam w recenzji, że akurat o samym serialu jest bardzo mało, niech żyje skleroza;)
      Ale książka i tak ciekawa, z czystym sumieniem mogę polecić:)

      Usuń
  3. Ostatnio wspominaliśmy ze znajomymi "W labiryncie" :-) Gdyby moja lista "do przeczytania" nie byłaby długa jak list Wildsteina, to znalazłby się na niej i Rolicki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, żeby tak tego czasu jakoś magicznie przybywało...;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.