Wanda Rutkiewicz „Na jednej linie”, Iskry 2010, ISBN
978-83-244-0129-1, stron 208
Góry. Słowo pełne magii i niesamowitej mocy przyciągania.
Jednych urzeka ich majestatyczne piękno, drugich pociąga monumentalność,
wysokość, chęć znalezienia się na szczytach, z których świat wygląda inaczej.
Do tej drugiej grupy miłośników gór należała Wanda Rutkiewicz, polska
himalaistka żyjąca w latach 1943-1992. To chyba najbardziej znana kobieta
oddająca się tej pasji. Pasji, którą – podobnie jak wielu przed nią i po niej –
okupiła własnym życiem. Zaginęła podczas wyprawy mającej za cel zdobycie jej
dziewiątego ośmiotysięcznika: Kangczendżongi.
Zawiedzie się ten, który uzna „Na jednej linie” za typową
autobiografię. Himalaistka snucie opowieści zaczyna od momentu, w którym w jej
życiu pojawił się sport, najpierw ten drużynowy, a potem wspinaczka; ta z
czasem wyparła wszystko inne. To jej właśnie jest poświęcona cała książka – od
pierwszych doświadczeń w Karkonoszach, przez nabieranie szlifów w Tatrach, po
góry wysokie. To raczej relacja z poszczególnych wypraw, dzięki którym możemy
poznać autorkę. Jakiekolwiek informacje prywatne są tak szczątkowe, że prawie
niezauważalne. To, co w znaczący sposób mogło odbijać się na psychice Rutkiewicz,
zaznaczone jest śladowo, w jednym zdaniu (śmierć ojca, rozwód, potem odejście
matki). Niby na okładce jest stwierdzone, że „wspomina dom rodzinny, studia
inżynierskie i pracę w Instytucie Maszyn Matematycznych”, ale są to naprawdę
pojedyncze wypowiedzi, wplecione w inny kontekst. To sport stanowił sedno jej
istnienia, więc nie mogło być inaczej w książce, którą napisała. To góry są na
pierwszym planie i to poprzez obraz konfrontacji z nimi Wandy Rutkiewicz możemy
sobie wyrobić opinię na temat jej osobowości jako człowieka i sportowca.
Przebieg wypraw przestawiony jest szczegółowo i wydaje mi
się, że obiektywnie. Himalaistka nie unika wątków trudnych, np. tego, że nie
przysparzało jej sympatii bycie kierownikiem konkretnych akcji. Pisze też to
tym, jak na kobietę w obozie reagowali mężczyźni, co jest mocno zaznaczone w
ostatnim rozdziale. Sporo miejsca poświęcono kulisom, czyli temu, jak człowiek
radzi sobie w zmienionych, trudnych warunkach sam ze sobą, ale też jak układa
sobie relacje z grupą. Rutkiewicz nie omija także zjawiska ryzyka związanego z
wybraną pasją – istotny jest fragment, w którym podkreśla, że przecież każdy
idący w góry chce wrócić, choć nie wszystkim się to udaje.
W dwóch aspektach pozostał mi mały niedosyt. Po pierwsze,
„Na jednej linie” nie dało mi odpowiedzi na pytanie, co takiego jest we
wspinaniu, że uzależnia jak narkotyk, że gdy człowiek raz połknie bakcyla,
klimat gór już zawsze będzie miał we krwi. Same relacje – jakkolwiek dokładne –
nie przynoszą jednoznacznego stwierdzenia, dlaczego himalaiści nie potrafią żyć
bez tej adrenaliny i stale podejmują nowe wyzwania. Druga rzecz, której mi
zabrakło, to jakieś posłowie, dopisek, cokolwiek, co odnosiłoby się do dalszego
po wyprawie na Everest życia Wandy Rutkiewicz. We wstępie Ewa Matuszewska
wymienia zdobyte przez Polkę szczyty, ale to trochę za mało. Zdaję sobie sprawę
z tego, że jest książka „Uciec jak najwyżej. Niedokończone życie Wandy
Rutkiewicz” autorstwa właśnie Matuszewskiej, ale tutaj parę słów na ten temat
nie zawadziłoby.
„Na jednej linie” polecam nie tylko miłośnikom gór, ale
wszystkim tym, których fascynuje człowiek i jego zdolność do pokonywania samego
siebie w ekstremalnych warunkach.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi
Sztukater.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Nie tylko literatura
piękna” oraz „Polacy nie gęsi”.
Myślę, że się skuszę na przeczytanie :)
OdpowiedzUsuńMimo moich dwóch uwag, i tak uważam, że warto:)
UsuńNigdy nie byłam w górach, ale marzę o tym, by to zmienić i już postanowiłam że we wakacje tam się wybiorę. Co do samej książki też chętnie przeczytam, bo ostatnio czytałam podobną publikacje o górach i byłam nią oczarowana.
OdpowiedzUsuńOoo, to ja już teraz jestem ciekawa Twoich wrażeń, zarówno z wypadu, jak i z lektury:) Teraz też zabieram się za książkę o ludziach gór, wiele sobie po niej obiecuję.
UsuńNiestety do tej chwili nie potrafię zrozumieć tej specyficznej pasji. Książka raczej nie dla mnie, gdyż tematyka ta nie jest mi bliska.
OdpowiedzUsuńJa właśnie po to czytam, żeby zrozumieć, ale jeszcze mi się to nie udało. Myślę, że trzeba tego spróbować samemu, ale aż tak mnie do gór nie ciągnie;)
UsuńCiekawa może być ta książka. Lubię góry więc pewnie warto przeczytać:)
OdpowiedzUsuńWarto, bo to perspektywa kogoś, kto je znał i kochał:)
UsuńInteresuję się himalaizmem, więc Rutkiewicz nie jest mi obca, książkę przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńJa sobie obiecałam znaleźć czas na "Uciec jak najwyżej", zobaczymy, jak mi pójdzie;)
UsuńUwielbiam góry, chociaż boję się ich równie mocno. To wspaniałe, ale niebezpieczne miejsce. Wanda Rutkiewicz to postać, którą podziwiam, przede wszystkim za odwagę. Chętnie przeczytam, myślę, że mimo wszystko warto.
OdpowiedzUsuńSkoro lubisz góry, a osoba autorki nie jest Ci obca, to myślę, że koniecznie:)
UsuńJuż od dawna zabieram się do książek Rutkiewicz i o Rutkiewicz, ale wiesz jak to jest... Mam nadzieję, że w końcu przeczytam choć jedną z planowanych książek.
OdpowiedzUsuńOj wiem, zawsze coś inne ma pierwszeństwo...
UsuńCzęsto zadaję sobie pytanie co ciągnie himalaistów w te mroźne, przerażające góry, gdzie dominuje zimno, surowy klimat, śnieg i lód? Uwielbiam góry, ale te z których rozciąga się piękny widok na okolicę, domy u podnóży, zieleń itp. Nie znajduję piękna w spacerowaniu po górach z aparatem tlenowym i odmrożonymi stopami... Książkę mimo, że nie daje odpowiedzi na to nurtujące mnie pytanie, i tak mam ochotę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńCzyli mamy podobnie, bo ja też pochodzić po górach owszem, ale wspinanie się na jakieś mega wysokie szczyty, to już nie dla mnie;)
UsuńPrzeczytałam zdecydowaną większość książek o polskim himalaizmie. Każda ma w sobie coś. Te pisane przez Ewę Matuszewską nie są tak hermetyczne jak niektóre pisane przez samych himalaistów, także są świetne na początek.
OdpowiedzUsuńPoleciłabym Ci również "Góry na opak czyli rozmowy o czekaniu" Olgi Morawskiej. Świetny zbiór wywiadów z rodzinami, przyjaciółmi himalaistów. Rozmowy o tym jak radzą sobie z samotnością, niepokojem, czekaniem. Książka powstała po śmierci Piotra Morawskiego- chyba miała pomóc uporać się z pustką. Nawet zaczęłam kiedyś pisać jej recenzję, ale poczułam się jak hiena żerująca na czyjejś tragedii i spłycająca ją do opinii o książce. Może kiedyś skończę
Olgi Morawskiej czytałam "Od początku do końca" i mocno przeżyłam jej lekturę. "Góry na opak..." bardzo bym chciała przeczytać, ale na razie nie mam do niej dostępu, może kiedyś się uda.
UsuńTeraz zaczęłam "Zwyciężyć znaczy przeżyć. 20 lat później" Aleksandra Lwowa i już mi się podoba, bo jest przede wszystkim o ludziach.