Katarzyna Miller „Słone ciasteczka. 10 opowiadań erotycznych”, Zwierciadło 2012, ISBN 978-83-63014-64-3, stron 200
Katarzyna Miller, psycholog, psychoterapeuta z bogatym
doświadczeniem w prowadzeniu terapii. Autorka licznych książek, z których
miałam okazję czytać tylko „Chcę być kochana tak jak chcę” – sympatyczna
lektura, ale nie znalazłam tam dla siebie nic odkrywczego. Tym razem miałam się
przekonać, jak pani Katarzyna radzi sobie w roli twórczyni opowiadań. Wnioski?
Chemii to między nami nie będzie.
„Słone ciasteczka” podzielone są na trzy części: dziesięć
opowiadań, limeryki i wiersze. Zacznę od limeryków – gdyby ktoś nie wiedział,
to są to krótkie wierszyki z nazwą miejscowości w pierwszym wersie (to tak w
skrócie).
Choć dosadne w wyrazie, to jednak czytało mi się je całkiem
przyjemnie, niektóre były nawet zabawne. Z wierszami mam problem o tyle, że na
poezji się nie znam i nie umiem jej interpretować. W jej kontekście mogę
powiedzieć jedynie tyle, że mnie poruszyła lub też nie. Poezja Katarzyny Miller
przypadła mi do gustu; szczególne wrażenie wywarło „Tango”, „Dla P.” i jeszcze
kilka wierszy bez tytułów. Gra na niedopowiedzeniach i skojarzeniach pobudza
wyobraźnię i przemawia do głęboko ukrytego na co dzień ja.
„Kasia Miller z Warszawy
uznawszy, że seks to temat arcyciekawy,
opowiadania napisała
Słone ciasteczka je nazwała
by z wypiekami czytał każdy, kto chce,
dla zabawy” (okładka).
Mam wrażenie, że autorka bardzo chciała wyrazić siebie w
modnym i popularnym ostatnio nurcie literatury erotycznej, ale nie do końca jej
wyszło. Bo co też my tu mamy?
„Długi miłosne” – opowieść o dwóch kobietach, które połączy
fascynacja intelektualna. Ale czy tylko?
„Adonis” – spotkany w pociągu piękny mężczyzna skłania
kobietę do refleksji na temat własnych partnerów. I nie tylko do refleksji...
„Opowiadanie telewizyjne” – gorzka zaduma nad życiem
małżeńskim pewnej czterdziestolatki.
„Mój chłopak i moja dziewczyna” – dwie kobiety od lat
wyjeżdżające razem na wakacje snują wspomnienia o doświadczeniach z kobietami;
jedna z nich wraca do jeszcze innego obrazu.
I kocham cię, Ewa” – kilka kobiet z życia jednego mężczyzny
z przemyśleniami na temat ich relacji.
„Kochanek poniżej wymagań” – młoda dziewczyna i on,
profesor, ale raczej nie sztuki miłosnej, zamknięty w swoich ograniczeniach.
„Nóż” – opowieść o pewnej opowieści, z melepetą w tle.
„O wyższości lecznictwa prywatnego nad państwowym” –
prywatna wizyta kardiologa jest jak grom z jasnego nieba, kobieta jak marzenie,
która budzi lekarza z jego zimowego snu.
„Porządne grzyby dla mężczyzny” – przypadkowe spotkanie na
targach zwieńczone nieprzyjemnym epizodem i szczerą rozmową.
„Słone ciasteczka” – rozważania kobiety i mężczyzny o sensie
związku, choć on i tak sprowadzi wszystko do jednego...
Jak to z opowiadaniami bywa, jedne są lepsze, drugie mniej
ciekawe, ale na pewno nie pasuje mi do nich słowo „erotyczne”. Z dwóch powodów.
Albo jest ono za mocne, albo znów za słabe. Część z tych krótkich opowiastek
seks ma tylko gdzieś tam w tle albo w domyśle, natomiast w części wykracza on
poza erotykę. Mnie erotyka kojarzy się z czymś subtelnym, intymnym, z pewnego
rodzaju niedopowiedzeniem rozumianym nie wprost, czyli jak powiedzieć wszystko,
ale tak, by zostawić coś jeszcze dla wyobraźni. Użycie wulgaryzmów tę dość
cienką granicę przekracza; to już erotyką nie jest, bo sprowadza się do
traktowania seksu jako aktu czysto fizjologicznego, co z erotyką niewiele ma
wspólnego. Z drugiej strony pruderyjna nie jestem i skoro na okładce czytam, że
dostanę opowiadania „pikantne”, to pytam się grzecznie: gdzie ta pikanteria? Bo
jakoś jej nie zauważyłam. Chyba że uznamy zań nazywanie męskiego organu
„korzeniem” lub „konarem”. Wiem, że brzmi to trochę, jakbym sama sobie
przeczyła, ale książka wywołała we mnie mieszane uczucia, które ciężko przełożyć
na słowa. Skoro erotyka, to liczyłam na delikatność, może na grę słów, ale
dostałam dosadność, a tam gdzie dosadność, nie ma znów miejsca na pikanterię.
Inną kwestią jest język. I nie chodzi mi tylko o ten, który
bywa najtrudniejszy do wyrażenia, czyli dotyczący seksualnych zbliżeń (choć np.
Magdalena Witkiewicz w „Szkole Żon” udowodniła, że można pisać o seksie z klasą
i polotem). Bardziej raziła mnie sztuczność dialogów, użycie słów niepasujących
do całości zdania i kontekstu opisywanych sytuacji. Choć możliwe, że to tylko
moje subiektywne odczucie.
Wyznaję zasadę, że warto być otwartym na nowe doznania,
dlatego nie będę odradzać sięgnięcia po te opowiadania, każdy może je odebrać
przecież zupełnie inaczej. Tym bardziej, że jeśli tylko spowodują one przełamanie
jakichkolwiek tabu, to dobrze, że zostały wydane. A skoro napisano je „dla
zabawy”, to może zbyt poważnie podeszłam do ich oceny, ale mimo wszystko
zabrakło mi finezji i pomysłu na rozwinięcie niektórych wątków. A jeśli chodzi
o zagadkę tytułu, gdyby nic Wam nie przychodziło do głowy;), rozwiązanie
znajdziecie w opowiadaniu ostatnim.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi
Sztukater.
Hmnn. opowiadania same w sobie nie są złe, jednak ja jakoś aż tak za nimi nie przepadam, z prostego powodu, kiedy już się wciągnę ono zazwyczaj się kończy;) Myślę,że autorka pomysł może i miała dobry ale chyba za bardzo chciała zabłysnąć i nie zauważyła kiedy jej zgasło światło...
OdpowiedzUsuńWłaśnie z niektórymi tak było, zabrakło mi rozwinięcia, bo co za opowiadania na parę kartek. A z tym światłem, to bardzo trafnie ujęłaś:)
UsuńA już myślałam, że to będzie dobra książka... O ile tzw. powieści erotycznych nie trawię (typu "50 twarzy..."), to opowiadania całkiem lubię. Szkoda tylko, że "Słone ciasteczka", to jednak nie są stricte opowiadania erotyczne...
OdpowiedzUsuńNiemniej samą Katarzynę Miller bardzo lubię, więc jeśli tylko miałabym okazję przeczytać tę książkę, to na pewno skorzystam :-)
Pozdrawiam!
Ja na pewno nie jestem specjalistką w temacie literatury erotycznej, bo czytałam tylko dwa polskie erotyki wydane przez Filię; na słynnego Greya absolutnie nie mam ochoty, ale tutaj sporo mi zabrakło, żeby tytuł był uzasadniony; już prędzej "miłosne" bardziej by pasowało, w końcu oblicza miłości są różne:) Ale jak pisałam wyżej, nie chcę zniechęcać.
UsuńErotykę lubię niemal w każdym wydaniu i tę subtelniejszą i tę mocno wyuzdaną, ale nie przepadam natomiast za opowiadaniami, gdyż wolę dłuższą prozę, dlatego choćby z tego względu spasuje.
OdpowiedzUsuńI wiele nie stracisz. Możliwe nawet, że miałabyś podobne zastrzeżenia.
Usuńzawstydziłaś mnie,bo ja nawet nie zaczęłam ich czytać, tylko kilka pierwszych stron, a Ty już recenzję napisałaś :)
OdpowiedzUsuńnie czytam jednak,porównam wrażenia po skończonej lekturze :0
udanego tygodnia
Trochę chora jestem, to siedziałam i czytałam, i dlatego tak szybko poszło:)
UsuńWzajemnie, Aniu:) Oby mój był lepszy, niż poprzedni.
zatem dużo zdrówka życzę :)
UsuńDziękuję, przydałoby się:)
Usuńnie będę czytać, cóż... nie przemawia do mnie taka literatura ;)
OdpowiedzUsuńNamawiać Cię nie będę;)
UsuńNie przekonałam się do tej książki. Ani skróty fabuły kolejnych opowiadań, ani ,,limeryk" (wybacz ten cudzysłów) nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
OdpowiedzUsuńMoje wrażenia są średnie, więc wcale Ci się nie dziwię.
UsuńMam bardzo podobne odczucia, a szkoda, bo wydawało się, że może być coś ciekawego
OdpowiedzUsuńFajnie, że mamy podobne zdanie, szkoda tylko, że niezbyt pozytywne;) Też myślałam, że będzie interesująco, a wyszło nie najlepiej, niestety.
Usuń