Alyson Richman „Zakochana modelka. Ostatnia muza Vincenta
van Gogha”, Bukowy Las 2012, ISBN 978-83-62478-53-8, stron 304
Marguerite Gachet ma dwadzieścia jeden lat. Po śmierci matki
to ona zajmuje się domem, opiekując się ojcem i młodszym bratem. Paul chodzi
jeszcze do szkoły, a ojciec para się medycyną niekonwencjonalną, tworząc
ziołowe, homeopatyczne nalewki. W ich domostwie gościło kiedyś kilku znanych
malarzy, Cézanne, Pisarro, których osobistym lekarzem mienił się doktor Gachet.
Ale na dłużej przyjął tylko Vincenta van Gogha.
W domu panuje atmosfera mieszczańskiego zaduchu i
hipokryzji. Niedługo po pogrzebie matki, ojciec sprowadził Madame Chevalier,
która miała być guwernantką dzieci, ale została już na dobre, choć jej
umiejętności pedagogiczne były dość ograniczone. Przed Marguerite nie ukryły
się też wycieczki nauczycielki do sypialni ojca. Jakiś czas później dołączyła
do nich córka Madame, Loiuse-Joséphine, do której Gachet miał rodzącą
podejrzenia słabość, ale obydwie kobiety, w czasie wizyt gości, musiały
siedzieć w zamknięciu, nie dając znaku swojej obecności.
Po „Wojennej narzeczonej”, którą bardzo dobrze mi się
czytało, wiele sobie obiecywałam po kolejnej książce Alyson Richman, tym
bardziej że powieści związane z historią coraz częściej goszczą na liście moich
lektur. Niestety ogromnie się rozczarowałam. Wada podstawowa: nuda. Już dawno
tak się nie zmęczyłam podczas czytania. Rozumiem, że błędem byłoby oczekiwanie
wartkiego tempa niesamowitych wydarzeń. Wiem, że akcja miała toczyć się niespiesznie,
żeby pokazać, jak rozwijało się uczucie dwojga głównych bohaterów, jak
narastało wzajemne przyciąganie, a zarazem dziwna fascynacja malarzem w domu
Gachetów. Ale autorka przedstawiła to tak sucho, tak beznamiętnie, że nie
poczułam żadnych emocji. Nie dostrzegłam piękna rodzącego się uczucia, bo nie
przebiło się ono przez monotonię. Nawet hipokryzja ojca dziewczyny czy jego
próby wydania się lepszym, by zaimponować van Goghowi, nie zdołała wyrwać mnie
ze znużenia. Akcja nabiera ikry dopiero pod sam koniec, ale nie rekompensuje to
wcześniejszego, ślimaczego tempa.
Nie mogę jednocześnie odmówić pisarce talentu do kreowania
pięknych, plastycznych i poetyckich opisów. Wyjątkowo ciekawe porównania,
bogata inwencja w prezentowaniu kolorów stosowanych przez mistrza, technik jego
pracy, tworzonych przez niego dzieł, to wszystko zaliczyłabym do zalet
„Zakochanej modelki”. Tyle tylko, że nie udało się zachować równowagi między
tłem, a istotą, sednem sprawy. Samego van Gogha nie jest też zbyt dużo w powieści,
to Marguerite jest na pierwszym planie.
„Wojenna narzeczona” trzymała w napięciu i pochłaniała
uwagę. Teraz miałam wrażenie, że trzymam książkę kogoś zupełnie innego,
jakiegoś niewprawnego twórcy. Posłowie autorki wyjaśnia, skąd wziął się pomysł
na tę opowieść. Całość skłoniła mnie do refleksji, że historia z niesamowitym
potencjałem została, z przykrością to stwierdzam, zmarnowana. Mieć takie
świadectwa, do jakich dotarła Richman, a nie potrafić ich wykorzystać...
Wpadłam w jakiś ciąg i nic mi się ostatnio nie podoba. Nie doszukuję się zastrzeżeń na siłę, one same pchają się do głowy. „Zakochana modelka” mogła być powieścią świetną, pełną kipiących emocji, a jest ledwie przeciętną. Po powieściach na motywach historycznych spodziewam się pełnokrwistych bohaterów i mocnych wrażeń. Alyson Richman nie zdołała mi ich zapewnić. Szkoda.
Tak jak piszesz - nie ma nic gorszego niż zmarnować potencjał historii
OdpowiedzUsuńPrzykre, że autorka nie udźwignęła historii, do której dotarła.
UsuńZnam ten "ciąg do niepodobania" ;) ale skoro nie chwalisz to nie ma sensu sobie nią zaprzątać głowy;)
OdpowiedzUsuńNie chwalę i jeszcze się dziwię tym wszystkim pozytywnym recenzjom na LC, chyba coś ze mną nie tak, bo zupełnie nie czuję tej powieści.
UsuńA ten ciąg mnie denerwuje, to już chyba piąta książka, która mi się nie podoba;)
oh szkoda, a tak się super zapowiadało...
OdpowiedzUsuńTaa, a wiesz, z jaką radością kupowałam tę książkę? Zwłaszcza że znalazłam ją na wyprzedaży za 9,90? Tak się cieszyłam, a wyszła taka wielka porażka...
UsuńZnam twórczość tej autorki dzięki „Wojennej narzeczonej”, która bardzo mi się podobała, ale skoro twierdzisz, że w przypadku powyższej książki wieje nudą, to ja podziękuje.
OdpowiedzUsuńI właśnie tego najbardziej nie mogę przeżyć w związku z tą książką, że po świetnej "Wojennej narzeczonej" przeczytałam takie nudne coś. Gdyby były odwrotnie, to "Wojennej..." nie dałabym szansy.
UsuńNie słyszałam o tej autorce. Szkoda, że nie zaspokoiła Twoich oczekiwań.
OdpowiedzUsuńTo tej Ci nie polecam do poznania autorki, zdecydowanie lepiej sięgnąć po "Wojenną narzeczoną".
UsuńZdecydowanie książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię;)
UsuńMnie się już "Wojenna narzeczona" nie podobała, miała być miłość, a była sztuczność i drętwota, jeżeli ta książka nie podoba się nawet osobie, której podobała się poprzednia, to ja się od niej trzymam na kilometr :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że o tamtej książce miałyśmy odmienne zdanie;) Ta to dopiero by Cię znudziła, daj spokój. Tym razem dążenie do przeczytania wszystkiego, co napisał dany autor, mnie zwiodło.
UsuńNie słyszałam o tej książce. Będę pamiętać, że nie jest warta uwagi.
OdpowiedzUsuńRzadko kiedy odradzam tak zdecydowanie, ale tutaj niestety nie widzę nic przyciągającego.
UsuńChciałabym przeczytać:)
OdpowiedzUsuńMimo moich wątpliwości? To musisz mieć silne samozaparcie;)
Usuń