Magda Parus „Rodzinnych ciepłych świąt”, Muza 2011, ISBN
978-83-7495-757-1, stron 185
Kamila przygotowuje śniadanie wielkanocne. Od lat te same
rytuały dające poczucie stałości oraz wierność tradycji. Męża poprosi o
zaniesienie na stół talerzy; zaraz obudzą syna, niech sobie chłopak jeszcze
pośpi, byle nie za długo, przecież do stołu muszą zasiąść razem, pewne zasady
obowiązują także w święta.
Lena przygotowuje Wigilię. Ciągle ten najdłużej się gotujący
seler do sałatki jarzynowej, aromat pierników i ciasteczek. To pierwsze święta
w nowym domu, dużym i przestrzennym, który teraz ma być świadkiem tylko
szczęśliwych chwil. Ale na kolacji pojawi się teściowa, a wkrótce potem i dla
niej musi się znaleźć na stałe miejsce w domu.
Lena czuje się obserwowana i krytykowana
na każdym kroku przez matkę męża, a ten stale ją usprawiedliwia. Z czasem to
ona staje się dla Grześka najważniejszą kobietą w domu, a żona i córki
zaczynają mu przeszkadzać. Jak będą wyglądały kolejne święta?
„Rodzinnych ciepłych świąt” to opowieść wcale nie ciepła.
Nie nastawiajcie się na nastrojowy klimat, blask choinki i radosną atmosferę.
Magda Parus pokazała, jak łatwo mogą pęknąć więzy rodzinne. Małżeństwo z
maminsynkiem zawsze będzie drogą przez mękę, zwłaszcza gdy mamusia lubi się
wtrącać i wszystko wie najlepiej. Zawsze przy tego typu lekturze zastanawia
mnie, dlaczego matki dorosłych synów nie potrafią pozwolić im żyć własnym
życiem, dlaczego tak ciężko im odciąć pępowinę. Czy np. w trzydziestoparolatku
da się ciągle widzieć niesamodzielne dziecko, które nie jest zdolne do własnych
decyzji i wyborów? Druga sprawa – dlaczego jedna kobieta potrafi robić coś
takiego drugiej? Czy tak łatwo jest zapomnieć, że kiedyś też przecież było się
młodą mężatką? I ostatnia rzecz ku refleksji: dlaczego mężczyźni tak łatwo
poddają się dyktatowi matki? Dlaczego nie dostrzegają, że wraz ze ślubem
zakładają własną rodzinę i to ona powinna być na pierwszym miejscu, to o nią
powinni się troszczyć? Książka jest doskonałym świadectwem tego, że z kondycją
współczesnych mężczyzn nie jest dobrze, że nie potrafią się odnaleźć w
niuansach sytuacji rodzinnej i poukładać relacji z żoną i matką.
Wielce przewrotny to zabieg ze strony autorki, że Kamila
właśnie na takiego przyszłego męża wychowuje swojego syna. Dorosły facet,
studiuje, a ona mu mówi, żeby włożył cieplejszą kurtkę, bo pogoda jednak
zdradliwa. To tylko przykład, ale zachowanie Kamili sprawiało, że chciało mi
się krzyczeć ze złości i frustracji. Jej ciasnota poglądów, zamknięcie w kręgu
swoich wydumanych przemyśleń budzi przerażenie. „Heniu wraca z herbatą, a
Kamila dziękuje mu miłym uśmiechem i paroma ciepłymi słowami, dokładnie tak,
jak uczyła ją matka” (str. 20) – zachowanie godne udzielnej księżnej, która
wszystkich traktuje protekcjonalnie, a o partnerstwie to w życiu nie słyszała.
W swoim mężu już dawno przestała widzieć człowieka, traktując go jak jeszcze
jedno dziecko bez własnej woli.
Obraz rodziny Leny poznajemy dzięki kolejnym Wigiliom. Niby
podobieństwo rytuałów i czynności, a jednak atmosfera coraz gęstsza. Takie
rozrysowanie fabuły jest o tyle intrygujące, że możemy się tylko domyślać, co
działo się przez pozostałą część roku. Przyznaję, że to, co zrobiła autorka,
całkowicie mnie zszokowało, pewien akapit czytałam kilka razy, bo nie wierzyłam
własnym oczom. Późniejsze niedopowiedzenia tylko spotęgowały mój nastrój i
sprawiły, że tę książkę na długo zapamiętam.
„Rodzinnych ciepłych świąt” dla mnie jako kobiety i
przyszłej matki są przestrogą, jak nigdy nie wychowywać ewentualnego syna.
Najważniejsze to pamiętać, że dzieci są z nami tylko na chwilę, nie rodzimy ich
dla siebie, ale dla nich samych. Mają prawo do własnego życia i gdy już wyfruną
z gniazda, trzeba się z tym pogodzić. Wsparcie – jak najbardziej, ale nigdy
życie życiem swoich dzieci, z tego nic dobrego raczej nie może wyniknąć.
Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy powieści
obyczajowe”.
Oj nie dla mnie :) no i okładka jakaś taka brzydkawa :)
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com
Okładka bardzo pasuje do treści;)
UsuńUuu... W takim razie faktycznie sugeruje to mało ciepłą atmosferę Świąt.
UsuńSugestia jak najbardziej prawidłowa, niestety...
UsuńDla mnie fabuła książki przedstawia się bardzo interesująco. Temat denerwujący, a zarazem ciekawy i w sam raz dla mnie, matki dwóch synów. Dziękuję Paulinko za wskazanie ciekawej lektury:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo mnie intryguje, jak Ty odebrałabyś zachowanie matek z tej książki.
UsuńNie ma za co, Agunia, polecam się jak zawsze:)
Ja chętnie przeczytam. Lubię takie powieści! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńGorąco Ci polecam, naprawdę robi wrażenie, przytłaczające co prawda, ale i tak warto:)
UsuńA mnie się okładka podoba, bardzo klimatyczna! Chętnie przeczytam, bo fabuła też niezła :)
OdpowiedzUsuńTa książka jest naprawdę świetnym przykładem dopasowania okładki do fabuły:)
UsuńA ja właśnie byłam przekonana, że „Rodzinnych ciepłych świąt” jest ciepłą, klimatyczną i nastrojową lekturą, jednak dzięki twojej recenzji widzę, że moje założenie było błędne. Mimo to i tak mam ochotę poznać historię tej książki osobiście.
OdpowiedzUsuńTeż miałam takie przekonanie, tym większe było moje zaskoczenie tym, co dostałam. I to zaskoczenie na plus, choć książka nie jest łatwa.
UsuńMimo dość pozytywnej recenzji, jakoś nie czuję się zainteresowana...
OdpowiedzUsuńWidz, że to książka z przesłaniem. Podoba mi się!
OdpowiedzUsuń