sobota, 7 września 2013

Magda Parus "Rodzinnych ciepłych świąt"


Magda Parus „Rodzinnych ciepłych świąt”, Muza 2011, ISBN 978-83-7495-757-1, stron 185

Kamila przygotowuje śniadanie wielkanocne. Od lat te same rytuały dające poczucie stałości oraz wierność tradycji. Męża poprosi o zaniesienie na stół talerzy; zaraz obudzą syna, niech sobie chłopak jeszcze pośpi, byle nie za długo, przecież do stołu muszą zasiąść razem, pewne zasady obowiązują także w święta.

Lena przygotowuje Wigilię. Ciągle ten najdłużej się gotujący seler do sałatki jarzynowej, aromat pierników i ciasteczek. To pierwsze święta w nowym domu, dużym i przestrzennym, który teraz ma być świadkiem tylko szczęśliwych chwil. Ale na kolacji pojawi się teściowa, a wkrótce potem i dla niej musi się znaleźć na stałe miejsce w domu.
Lena czuje się obserwowana i krytykowana na każdym kroku przez matkę męża, a ten stale ją usprawiedliwia. Z czasem to ona staje się dla Grześka najważniejszą kobietą w domu, a żona i córki zaczynają mu przeszkadzać. Jak będą wyglądały kolejne święta?

„Rodzinnych ciepłych świąt” to opowieść wcale nie ciepła. Nie nastawiajcie się na nastrojowy klimat, blask choinki i radosną atmosferę. Magda Parus pokazała, jak łatwo mogą pęknąć więzy rodzinne. Małżeństwo z maminsynkiem zawsze będzie drogą przez mękę, zwłaszcza gdy mamusia lubi się wtrącać i wszystko wie najlepiej. Zawsze przy tego typu lekturze zastanawia mnie, dlaczego matki dorosłych synów nie potrafią pozwolić im żyć własnym życiem, dlaczego tak ciężko im odciąć pępowinę. Czy np. w trzydziestoparolatku da się ciągle widzieć niesamodzielne dziecko, które nie jest zdolne do własnych decyzji i wyborów? Druga sprawa – dlaczego jedna kobieta potrafi robić coś takiego drugiej? Czy tak łatwo jest zapomnieć, że kiedyś też przecież było się młodą mężatką? I ostatnia rzecz ku refleksji: dlaczego mężczyźni tak łatwo poddają się dyktatowi matki? Dlaczego nie dostrzegają, że wraz ze ślubem zakładają własną rodzinę i to ona powinna być na pierwszym miejscu, to o nią powinni się troszczyć? Książka jest doskonałym świadectwem tego, że z kondycją współczesnych mężczyzn nie jest dobrze, że nie potrafią się odnaleźć w niuansach sytuacji rodzinnej i poukładać relacji z żoną i matką.

Wielce przewrotny to zabieg ze strony autorki, że Kamila właśnie na takiego przyszłego męża wychowuje swojego syna. Dorosły facet, studiuje, a ona mu mówi, żeby włożył cieplejszą kurtkę, bo pogoda jednak zdradliwa. To tylko przykład, ale zachowanie Kamili sprawiało, że chciało mi się krzyczeć ze złości i frustracji. Jej ciasnota poglądów, zamknięcie w kręgu swoich wydumanych przemyśleń budzi przerażenie. „Heniu wraca z herbatą, a Kamila dziękuje mu miłym uśmiechem i paroma ciepłymi słowami, dokładnie tak, jak uczyła ją matka” (str. 20) – zachowanie godne udzielnej księżnej, która wszystkich traktuje protekcjonalnie, a o partnerstwie to w życiu nie słyszała. W swoim mężu już dawno przestała widzieć człowieka, traktując go jak jeszcze jedno dziecko bez własnej woli.

Obraz rodziny Leny poznajemy dzięki kolejnym Wigiliom. Niby podobieństwo rytuałów i czynności, a jednak atmosfera coraz gęstsza. Takie rozrysowanie fabuły jest o tyle intrygujące, że możemy się tylko domyślać, co działo się przez pozostałą część roku. Przyznaję, że to, co zrobiła autorka, całkowicie mnie zszokowało, pewien akapit czytałam kilka razy, bo nie wierzyłam własnym oczom. Późniejsze niedopowiedzenia tylko spotęgowały mój nastrój i sprawiły, że tę książkę na długo zapamiętam.

„Rodzinnych ciepłych świąt” dla mnie jako kobiety i przyszłej matki są przestrogą, jak nigdy nie wychowywać ewentualnego syna. Najważniejsze to pamiętać, że dzieci są z nami tylko na chwilę, nie rodzimy ich dla siebie, ale dla nich samych. Mają prawo do własnego życia i gdy już wyfruną z gniazda, trzeba się z tym pogodzić. Wsparcie – jak najbardziej, ale nigdy życie życiem swoich dzieci, z tego nic dobrego raczej nie może wyniknąć.     

Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy powieści obyczajowe”.

14 komentarzy:

  1. Oj nie dla mnie :) no i okładka jakaś taka brzydkawa :)
    http://qltura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka bardzo pasuje do treści;)

      Usuń
    2. Uuu... W takim razie faktycznie sugeruje to mało ciepłą atmosferę Świąt.

      Usuń
    3. Sugestia jak najbardziej prawidłowa, niestety...

      Usuń
  2. Dla mnie fabuła książki przedstawia się bardzo interesująco. Temat denerwujący, a zarazem ciekawy i w sam raz dla mnie, matki dwóch synów. Dziękuję Paulinko za wskazanie ciekawej lektury:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie intryguje, jak Ty odebrałabyś zachowanie matek z tej książki.
      Nie ma za co, Agunia, polecam się jak zawsze:)

      Usuń
  3. Ja chętnie przeczytam. Lubię takie powieści! Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco Ci polecam, naprawdę robi wrażenie, przytłaczające co prawda, ale i tak warto:)

      Usuń
  4. A mnie się okładka podoba, bardzo klimatyczna! Chętnie przeczytam, bo fabuła też niezła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka jest naprawdę świetnym przykładem dopasowania okładki do fabuły:)

      Usuń
  5. A ja właśnie byłam przekonana, że „Rodzinnych ciepłych świąt” jest ciepłą, klimatyczną i nastrojową lekturą, jednak dzięki twojej recenzji widzę, że moje założenie było błędne. Mimo to i tak mam ochotę poznać historię tej książki osobiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam takie przekonanie, tym większe było moje zaskoczenie tym, co dostałam. I to zaskoczenie na plus, choć książka nie jest łatwa.

      Usuń
  6. Mimo dość pozytywnej recenzji, jakoś nie czuję się zainteresowana...

    OdpowiedzUsuń
  7. Widz, że to książka z przesłaniem. Podoba mi się!

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.