Aldona Urbankiewicz „Z Miśkiem w Portugalii. Jak łatwo i
tanio podróżować z dzieckiem po świecie”, Prószyński i S-ka 2011, ISBN
978-83-7648-729-8, stron 264
Mikołaj, zwany Miśkiem, ma dwa lata i właśnie wyrusza z
rodzicami w swoją drugą, większą podróż – do Portugalii. Pierwsza była Norwegia
i najdalej na północ wysunięty punkt Europy. Teraz czas dotrzeć tam, gdzie
Europa wysuwa się najdalej na Zachód, a więc zobaczyć słynne Cabo da Roca, za
którą nie ma już nic. Skandynawię poznawali przemieszczając się kamperem; teraz
czeka ich pierwszy rejs samolotem, biwaki, namioty i hostele, a przede
wszystkim klimatyczne miasta i miasteczka, plaże i ocean, fado, i to, co w
Portugalii piękne i warte zobaczenia.
Pierwszą książeczkę Aldony Urbankiewicz pochłonęłam i byłam
nią zauroczona pod każdym względem: celu podróży, sposobu jej realizacji,
zdjęć, stylu autorki, jej poczucia humoru. Ale przede wszystkim oczarował mnie
mały Mikołaj, który świetnie sobie radził w tych odmiennych warunkach. Ta część
dostarczyła mi podobnych wrażeń.
Znów pomarudzę, że jak dla mnie książka
powinna być wydana w większym formacie, w którym królować powinny zdjęcia, ale
poza tym jest świetnie. Prosty język zastosowany w dzienniku z podróży stwarza
poczucie, że to nam autorka opowiada swoje emocje z urlopu, jak bliskim i
przyjaciołom, którymi w trakcie lektury się stajemy. Miejsca przedstawiane są
na zasadzie właśnie odczuć i wrażeń pani Aldony i jej męża, a nie opisów
przewodnikowych – zresztą już na początku zaznaczyła, że nie było jej intencją
napisanie przewodnika, bo tych jest na tyle, że każdy może jakiś znaleźć.
Historii jest w sam raz, co nie powoduje znużenia, ot krótki rys i wystarczy.
Na pierwszym miejscu jest Mikołaj. Aldona Urbankiewicz
udowadnia, że dziecko nie jest przeszkodą w spełnianiu marzeń rodziców. Ono
jedynie sprawia, że inaczej się je realizuje. Fakt, że Misiek jest bardzo
wdzięcznym podróżnikiem i maluchem, który nie ma zbyt wielu wymagań, a te
przejawiane, nawet w obcym kraju dają się z powodzeniem zaspokoić. Słodka bułka,
coś do picia, drzemka i chłopczyk od razu ma energię do poznawania świata,
harców i zabawy. Gdy ze względu na niego trzeba z czegoś zrezygnować, nie ma
problemu; czasem Aldona i Marcin rozdzielają się, jedno zostaje z synem, a
potem wymiana. Podobało mi się ich luźne podejście – co nie znaczy, że bez
odpowiedzialności, wręcz przeciwnie; bez napinania się, bez sztywno
wyznaczonych planów, których zawalenie grozi katastrofą. Graniczne były tylko
daty samolotów, przez resztę czasu można się było oddawać poznawaniu ducha
Portugalii.
Zawiedzie się jedynie ten, który liczy na szczegóły. Trochę
w błąd wprowadza podtytuł, o tym podróżowaniu tanio. Owszem, autorka wspomina,
czym się żywią – króluje makaron i pomidory w puszce – że czasem wstąpią gdzieś
na kawę czy smażone ryby, ale nie znajdziemy tutaj uniwersalnych zasad ani
sprawdzonych porad, jak nie wydać majątku. Nie ma gotowych adresów, pod które
można się udać w poszukiwaniu dobrego jedzenia. Prędzej dowiemy się, że
zwłaszcza małe sklepiki, w porównaniu z polskimi, są niezbyt dobrze
zaopatrzone.
Wspomnienia Aldony Urbankiewicz można podsumować krótko:
mała książeczka, dużo frajdy. Polecam nie tylko miłośnikom literatury
podróżniczej.
Ooo to może być interesujące!
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że jednak nie ma wskazówki co do tego, jak tanio przetrwać ;)
Ano nie ma. Tylko ten makaron i pomidory;)
UsuńOryginalne ujęcie tematu podróżniczego.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. W kolejce mam inną książkę o podróżowaniu z dzieckiem, ciekawe, jakie wywrze wrażenie:)
UsuńZnaczy się,że można śmiało przeczytać:)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak:) Bo to nie suchy przewodnik, ale książka o miłości do dziecka i podróży:)
UsuńMam pierwszą część tej serii, ale jeszcze jej nie czytałam. Postaram się jednak zadrobić owe zaległości.
OdpowiedzUsuńMożesz ją potraktować jako przerywnik między np. powieściami, świetnie się nada:)
Usuńmnie już pierwsza cześć baaaaardz zawiodła. Może nawet zirytowała. Więc po tą nie sięgnę, chociaż pólwysep Iberyjski kusi :)
OdpowiedzUsuńOoo, chętnie bym się dowiedziała, dlaczego. Idę na LC, może się dowiem;)
UsuńCzytałam "Z Miśkiem w Norwegii" i na tle innych książek podróżniczych wypada bardzo słabo. Jeśli chodzi o opisywanie podróży z dziećmi to Kobusowie są świetni i szczerze polecam:)
OdpowiedzUsuńNa tle tych podróżniczych, które ja czytałam, według mnie wypadła dobrze:) Kobusów jeszcze nie czytałam, może kiedyś się uda.
UsuńZawsze przerażał mnie fakt podróżowania z dziećmi. Sama wyprawa nad nasze polskie morze, w moim przypadku kojarzyła się z licznymi wymiotami moich dzieci, które do pewnego wieku w ogóle nie tolerowały podróży samochodem. Teraz jest już na szczęście inaczej. Podziwiam rodziców i tego dzielnego maluszka:)
OdpowiedzUsuńJesteś właściwą osobą do wypowiadania się o podróżach z dziećmi, bo to przeżyłaś:) Ja mogę tylko czytać z perspektywy kanapy i też podziwiać:)
Usuń