Agnieszka Pilaszewska „Przepis na życie”, Wydawnictwo
Literackie 2012, ISBN 978-83-08-05009-5, stron 468
Co robi kobieta w dzień szesnastej rocznicy ślubu? Nawet
jeśli w jej małżeństwie niezbyt się ostatnio układa? Anka Zawadzka mimo
wszystko liczy na nowy początek i na niespodziankę ze strony męża, bo ona sama
taką dla niego ma – za skrupulatnie uzbierane pieniądze kupiła mu bardzo drogi
zegarek. Niestety Andrzej nie zdobywa się na wysiłek i obdarowuje żonę kolejną
komedią romantyczną. Bo tak naprawdę ma w zanadrzu co innego: odchodzi z domu.
Anka traci pracę w koncernie farmaceutycznym i na dodatek dowiaduje się, że
jest w ciąży.
Ojcem rozczarowana jest Mania, córka Anki. Według niej
zachował się jak palant, a to dopiero początek i jeszcze parę razy udowodni, że
faktycznie nim jest.
Jego nową partnerką jest doktor Beata Darmięta, ginekolog
z ambicjami, córka wojskowego, który zatwierdza jej wybory. Mobilizuje Andrzeja
do obrony doktoratu, a sama też marzy o dziecku, no bo skoro była żona jest w
ciąży, to dlaczego ona ma nie być? Sytuacja się skomplikuje – dla Andrzeja, gdy
panie się spotkają...
Najlepszą przyjaciółką Anki jest Pola, koleżanka z pracy. Po
zastanowieniu dochodzi do wniosku, że jej jedyną pasją jest seks, ale trafia
wreszcie na kogoś, o kogo to ona będzie zabiegać. Zazwyczaj w powieściach
spotykamy toksyczne matki, tym razem to córka jest toksyczna. Matka Anki,
Irena, wraz z przyjaciółmi – Wandą, Stefanem i Karolem – prowadzi tryb życia,
który niezbyt córce się podoba, a telefony Anki zawsze dzwonią nie wtedy, kiedy
jest na to pora.
Nie ma więc już ustabilizowanego, dobrze znanego życia, czas
teraz na zmiany. Anka poznaje Maćka, architekta o luzacko-egoistycznym
podejściu do życia oraz dostaje nową pracę, niby w sferze jak najbardziej jej
odpowiadającej, bo w gastronomii, ale raczej nie będzie miała okazji się w niej
wykazać. Do czasu. Jej szefem jest Jerzy Knappe, słynny kucharz, którego los
wcześniej dwa razy postawił na jej drodze – za każdym razem w mało
sprzyjających okolicznościach. Jest gburowaty, ale za to ma piękne oczy i coś w
nim fascynuje Ankę...
„Przepis na życie” jest powieściową wersją serialu o tym
samym tytule, którego zresztą nie oglądałam. I w sumie dobrze, bo wtedy po
książkę raczej bym nie sięgnęła. Z dystansem podchodzę do książek pisanych na
bazie scenariusza. Zdecydowanie bliżej mi do kolejności: najpierw lektura,
potem ekranizacja kinowa czy telewizyjna. Dopiero z okładki dowiedziałam się,
że to właśnie Agnieszka Pilaszewska – bardziej znana mi jako aktorka, pamiętna
Alinka z „Miodowych lat” – jest autorką scenariusza serialu. A że mamy upalne
lato i lekkie książki są jak najbardziej wskazane, postanowiłam sama się
przekonać, co ma do zaoferowania „Przepis na życie”.
Trzeba autorce oddać, że wykreowała oryginalne postaci. Choć
główna bohaterka mnie irytowała, zwłaszcza tym, jak nie chciała się pogodzić z
odejściem męża, a potem tolerowaniem Maćka, którego od razu powinna odesłać
tam, skąd przybył, bo co to za przyjaciel, który najbardziej lubi mówić o
sobie, a gdy jest gorzej, to znika? Mnie przypadła do gustu przyjaciółka Mańki,
Zośka, zwana Grubą, wysoce pobudzona nastolatka. Natomiast Andrzej i Beata, o,
to dopiero jest piękna para. Ona mówi do niego „Żabko”, dobrze wie, jak nim manipulować,
żeby osiągnąć swój cel, a do tego jest rozbrajająca w całkowitym niepojmowaniu
żartów. On jest typową „dupą wołową”, która tańczy tak, jak mu wszyscy zagrają
i rzadko kiedy potrafi się postawić. I najciekawsze jest, że ma tego
świadomość.
Sama fabuła nie jest może szczególnie porywająca, ale przyjemnie
się ją czyta. Choć to komedia romantyczna, nie jest za słodko. Poczucie humoru
widoczne w żywych dialogach nadaje narracji lekkość. Całość kończy się w takim
momencie, że nie dziwią mnie kolejne serie i nowe odcinki serialu. Nie wiem,
jak odbierają książkę ci, co oglądali serial; dla mnie „Przepis na życie” jest
dobrym, wakacyjnym czytadłem, które pozwoliło mi spędzić czas w odprężający
sposób.
Serial lubie- taka lekka komedia, aby oderwać się od codzienności. Jednak nie przepadam za książkami, które powstały na podstawie filmu.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja, ale że nie oglądałam, to przeczytałam;)
Usuńoglądałam pierwszy sezon i okazyjnie oglądam na TVN jakieś powtórki. Pierwszy sezon oglądałam wiernie, ale jakoś mi przeszło. Więc na książkę nie mam ochoty
OdpowiedzUsuńI nie dziwię się, bo też po obejrzeniu pewnie nie miałabym ochoty:)
UsuńRównież nie oglądałam serialu, i też jestem zdania, że najpierw lektura, potem film. Gdybym oglądała ten serial też bym pewnie nie sięgnęła, ale skoro nie znam go, to może skuszę się na książkę :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jest nas więcej o takim zdaniu;) W takim razie polecam:)
UsuńOglądałam serial, ale raczej z doskoku, więc nie mogę się określić lubiłam czy nie;) Natomiast książkę mogłabym przeczytać w wolnej chwili:)
OdpowiedzUsuńJako kolejny przerywnik i odprężacz jak najbardziej:)
UsuńSerial bardzo przyjemny, ale skoro wiem już o co chodzi to po książkę raczej nie sięgnę. W takich sytuacjach jednak lepiej jest, gdy film powstaje na podstawie książki.
OdpowiedzUsuńGdzieś wyczytałam, że w książce nie ma nic poza tym, co w serialu, więc dla Ciebie byłaby to raczej strata czasu;)
UsuńNie znam tego serialu i jakoś na jego książkową wersję także nie mam ochoty, chociaż nie potrafię uzasadnić dlaczego.
OdpowiedzUsuńTeż tego nie wiem, ale czasem tak jest, że coś nie przekonuje zupełnie bez powodu;)
UsuńNie mam w ogóle zaufania do książek pisanych na podstawie serialu. I chyb się do tego nie przekonam.
OdpowiedzUsuńKolejny raz mamy podobne zdanie:)
UsuńJa obejrzałam serial, dlatego nie ma sensu zapoznawać się z książką. Słyszałam, że niczym nie różni się od tego co jest na ekranie. Dam sobie spokój :)
OdpowiedzUsuńCzytałam podobne opinie:)
UsuńChętnie bym sięgnęła właśnie dlatego, że lubię serial ;) I chętnie "przeżyłabym" niektóre wątki na nowo ;)
OdpowiedzUsuńA, czyli Ty inaczej, niż większość;)
Usuńserial lubię, więc i książkę z chęcią bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić:)
UsuńZdarzało mi się oglądać serial, ale tylko pierwsze sezony, bo teraz już go przekombinowano, chyba przerzucę się na książkę :)
OdpowiedzUsuńJa nie oglądałam wcale, dlatego dobrze mi się czytało książkę.
Usuń