poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zielińska "Zakopane odkopane"


Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zielińska „Zakopane odkopane: lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska”, Pascal 2012, ISBN 978-83-7642-046-2

Wrzesień zeszłego roku. Trzy dni spędzone w Zakopanem. I pytania zadawane sobie z mężem: właściwie dlaczego my tutaj przyjechaliśmy? Odpowiedź była jedna: celem były góry (choć wytrawnymi piechurami nie jesteśmy) i może pewne znane obiekty zabytkowe w mieście. Bilansem tego wyjazdu było przekonanie: góry jak najbardziej tak, ale samo miasto już niekoniecznie. Miejsca takie jak Krupówki czy baaardzo długa kolejka do kolejki na Kasprowy Wierch, gdzie człowiek na człowieku i jeszcze więcej ludzi, to zupełnie nie dla nas; wolimy jednak bardziej kameralnie. Teraz wiem, że może inaczej zaplanowalibyśmy tamte dni, gdybym miała ze sobą „Zakopane odkopane”.

Paulina Młynarska i Beata Sabała-Zielińska. Ceperka i góralka. Obydwie mieszkają w Zakopanem. Obydwie kochają swoje miasto, ale nie są przewrażliwione na jego punkcie. Mają do niego sporo zdrowego dystansu, dzięki czemu nie wahają się wskazywać tego, co śmieszne, dziwne, absurdalne, a co na każdym kroku może towarzyszyć mieszkańcom i turystom. Pewnie dlatego te książkę czyta się tak dobrze, bo choć z subiektywnym wydźwiękiem, to miejscami trudno nie odmówić im racji.

Książka jest bardzo starannie wydana. Śnieżnobiały papier, typowy dla Podhala element dekoracyjny na każdej stronie i zdjęcia na śliskich wkładkach, choć akurat według mnie tych zdjęć jest za mało, ale proszę nie zwracać na to uwagi; w wydawnictwach tego typu, podobnie jak w biografiach, fotografii mi zawsze mało. I małym niedociągnięciem jest to, że nie wszystkie zdjęcia są podpisane; pewnie, że można się domyślać, co to za miejsca, jednak domyślanie się to nie to samo, co pewność, a nie wszyscy mają przecież w domach inne książki o górach, żeby je wertować i porównywać.

Choć we wstępie jest mowa o pomyśle napisania przewodnika po Zakopanem, efektem końcowym na pewno nie jest przewodnik, a przynajmniej ja go tak nie odbieram. Nie znajdziemy tutaj dokładnie opisanych szlaków turystycznych lub tego, co warto zobaczyć. Owszem, autorki podają dane adresowe i kontaktowe miejsc noclegowych czy punktów gastronomicznych, czyli stworzyły mały dodatek informacyjny, jednak nie stanowi on istoty książki. Sednem jest wskazanie ważnych elementów, charakterystycznych dla podhalańskiego folkloru. Może to sprawiać wrażenie, jakby chciano zawrzeć tutaj wszystko, przez co zrobiło się „mydło i powidło”, ale to wcale nie przeszkadza. Pewnie, że niektóre tematy są potraktowane pobieżnie czy powierzchownie, ale od czego bibliografia odsyłająca do pozycji, także naukowych, gruntowniej zgłębiających poszczególne wątki.

To czego właściwie spodziewać się po tej książce? Odpowiedzi na parę pytań, anegdot i osobistych wspomnień. Dowiemy się, skąd wzięło się Zakopane i jego sława oraz poznamy szereg legend z nim związanych. Sporo miejsca poświęcono architekturze, tej dawnej i obecnej, podając wyjaśnienie, dlaczego w Chochołowie domy stoją tak blisko siebie, a w Zakopanem zaczęła królować cegła. Osobą zasłużoną dla stylu zakopiańskiego był Stanisław Witkiewicz, jest także sporo informacji o jego synu, Witkacym. Mamy też szansę dowiedzieć się, jak bardzo rodacy lubią spotkania oko w oko z „misiem”, co powoduje wiatr halny, co dla górali liczy się najbardziej i dlaczego góral w tańcu jest męskim szowinistą; jakie są podstawowe składniki podhalańskiej diety, czym jest Górka i jak wygląda nierząd pod Tatrami (to pewnie ten element gorszący z tytułu). Dla mnie najbardziej przydatny jest rozdział „Vademecum turysty”, w którym autorki opisują szlaki i miejsca, gdzie nie kłębią się dzikie tłumy ludzi; na pewno skorzystam przy planowaniu następnej wycieczki w góry.

Czy udało się dziennikarkom „odkopać” Zakopane? Jak najbardziej. Choć pozycja ta nie jest typowym przewodnikiem, to jednak napisana jest w sposób zachęcający do dokładniejszego poznania miasta. Wypełnioną żartami i ciekawostkami czyta się jak dobre wspomnienia. Wielbicieli najsłynniejszego miasta pod Tatrami zachęcać pewnie nie trzeba, polecam więc tym, którzy za tym miejscem nie przepadają; szczerość i dystans autorek do wielu podhalańskich zjawisk pozwoli spojrzeć na nie nieco łagodniejszym okiem.    

Książka bierze udział w wyzwaniu „Nie tylko literatura piękna...”.

6 komentarzy:

  1. O proszę, ja również byłam z mamą w Zakopanem, poza tłumami ludzi nie wiele zobaczyłyśmy. Szkoda bo kocham góry i o zwiedzeniu tego miejsca marzyłam od zawsze, widać powinnyśmy były zaopatrzyć się w taką książkę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, my wybraliśmy się na Halę Gąsienicową i Czarny Staw Gąsienicowy, czułam się jak na mega wycieczce szkolnej, tyle ludzi...

      Usuń

  2. Nie pomyślałabym, że ta książka może być taka ciekawa:) Może kiedyś wpadnie mi w ręce, wtedy z chęcią ja przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że są książki, które potrafią tak zaciekawić. Polecam Ci gorąco:)

      Usuń
  3. Bardzo zachęcająca recenzja. A poza tym...no, przyznaje, po prostu lubię ładnie wydane książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło:) Zgadzam się z Tobą, ładne wydania cieszą oko. Najgorzej, jak książka ma kiepski papier i marną okładkę, ale cenę z kosmosu.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.