Anna Ficner-Ogonowska „Alibi na szczęście”, Znak 2012, ISBN
978-83-240-2247-2, stron 656
Hanka jest nauczycielką. Jej życie sprowadza się do pracy,
wizyt na cmentarzu, spotkań z przyjaciółką Dominiką i wyjazdów nad morze do
pani Irenki. Jej życie jakiś czas temu się rozsypało, teraz próbuje je
poskładać na nowo, co wcale nie jest dla niej łatwe.
„Alibi na szczęście” dość długo stało sobie na półce.
Uważałam, że jeszcze nie przyszedł na nie czas albo coś innego mnie pociągało.
Teraz jestem po lekturze i cóż, mam z nią problem. Albo faktycznie to jeszcze
nie był dobry moment, albo to zupełnie nie moja bajka, ale raczej to drugie, bo
na nudne książki nigdy nie ma dobrego czasu.
Zacznę od tego, że ta książka jest zwyczajnie za długa. Nie
mam nic przeciwko takim 650-stronicowym księgom pod warunkiem, że utrzymują
poziom w całości. W „Alibi” pierwsze trzysta stron jest nudne, drugie trzysta –
irytujące. Jeśli autorce chodziło o wprowadzenie wątku podróży sentymentalnej,
powrotu do dzieciństwa, wspomnień, to według mnie nie wyszło. Jeżeli celem była
niespieszna narracja skłaniająca do przemyśleń, to niestety odniosło to
odwrotny efekt, bo dłużyzny na kilka stron chciało się przeskakiwać i czytać
tylko dialogi. Całą treść – niezbyt skomplikowaną przecież – dałoby się
zmieścić na góra trzystu stronach i może dałoby to lepsze rezultaty.
Bohaterowie są w moich oczach przerysowani, właśnie tak,
przerysowani, przedobrzeni i jeszcze jacyś prze-; do tego zbudowani na zasadzie
kontrastu. Jest więc Hanka – usztywniona, nienaturalna, zasadnicza do przesady.
Rozumiem, że przeżyła koszmar i niewyobrażalną tragedię, ale to, co fundowała
Mikołajowi, nawet świętego pozbawiłoby cierpliwości. Jak wspomniałam wcześniej,
od połowy wyprowadzała mnie z równowagi tą postawą „chciałabym, a boję się”.
Trudne i bolesne wspomnienia i obrazy są pewnym usprawiedliwieniem, ale na
litość – ile można przeżywać jeden zwyczajny pocałunek? W pewnym momencie
pojawiają się słowa wykrzyczane jej przez Dominikę i oddają one całe zachowanie
Hanki. Elementy humoru mogły się pojawić podczas jej przekomarzań z Mikołajem,
ale jej ciągłe wycofywanie psuło cały nastrój. I niby pani profesor, polonistka
dbająca o poprawność językową, a w odpowiedzi na sms: „U2”, ale dobra, uznajmy,
że tu się czepiam i jestem złośliwie wredna.
Dominika: siostro-przyjaciółka, która albo „wrzeszczała”,
albo „się darła”, bo nie odnotowałam, żeby mówiła normalnie lub robiła to
rzadko (co prawda do Hanki inaczej to się nie dało...). Jej żywiołowość mnie nie porwała, choć jej
podejście do życia było mi na pewno bliższe, niż Hanki.
Mikołaj i Przemek, tu też różnice, ten pierwszy miał być
pewnie wrażliwcem, a drugi typowym samcem, macho, któremu tylko jedno w głowie
(choć tu autorka starała się chyba z tego zgrabnie wybrnąć, pisząc, że sam na
sam był zupełnie inny). Mikołaj jest dla mnie niemęski. Niby miał „walczyć o
miłość za nich dwoje”, ale jakoś tej walki zupełnie nie dostrzegłam, chyba że
za walkę uznamy ciągłe dawanie Hance czasu. Wziąłby nią potrząsnął raz a
dobrze, bo już naprawdę cholera mnie brała. I ogólnie był jakiś taki
mimozowaty, bardzo wszystko przeżywający. Żeby była jasność: nie jestem
wielbicielką typów, co to uważają, że są najmądrzejsi i zawsze mają rację,
zostali stworzeni do wyższych celów, a sam fakt bycia mężczyzną zwalnia ich z
myślenia i posiadania uczuć, ale z drugiej strony nie lubię czytać o facetach,
którzy tak się mażą. Facet to ma być facet, ma wiedzieć, czego chce i dążyć do
tego, a nie rozczulać się nad sobą i życiem. Nie lubię o takich czytać i już.
To naprawdę Przemek był już lepszy, przynajmniej konkretny i normalny, twardo
stojący na ziemi i potrafiący sięgnąć po swoje szczęście.
Były też sytuacje, które trącały kiczem, aż przykro. Żeby
dużo nie zdradzać, a podać najlepszy przykład – studniówka i cały ten wątek łącznie
z przeżyciami Hanki w tym względzie jest przesadzony do granic, jak w
telenoweli, czym tu się tak przejmować?! Przecież logiczne jest, że rozwiązanie
mogło być tylko jedno.
Żeby nie tylko krytykować – ciepłe uczucia wzbudzały we mnie
rymująca Aldonka i pani Irenka, mądre życiową mądrością, które swoje już w
życiu przeszły i potrafią powiedzieć coś wartościowego. Natomiast absolutnym
hitem są rozmowy Zuzi i Uli, sióstr bliźniaczek; parsknęłam śmiechem, czytając
powitanie Zuzki. Jej energii nie sprostałby niejeden dorosły. Miejscami
występują też zabawne porównania.
Bardzo,ale to bardzo lubię Twoje recenzje, zawsze szczere:) z pewnością drażniliby mnie tacy bohaterowie książki:)
OdpowiedzUsuńBędę pamiętała, jak zobaczę ten tytuł odkładam na półkę:))
Bardzo się cieszę, że to, co piszę, trafia w Twój gust:) Wiesz, gdybyś miała możliwość pożyczenia z biblioteki, to zawsze możesz spróbować, ale na siłę absolutnie nie namawiam;)
UsuńBardzo są w moim guście, dlatego śmiało ufam przeczytanej opinii:)), myślę,że nie będę się męczyła i traciła czasu na tę książkę:)
UsuńOgromnie mi miło, że obdarzasz mnie zaufaniem:))
UsuńOj, to mnie trochę zmartwiłaś, bo posiadam tę książkę, chociaż jeszcze jej nie czytałam, ale nastawiałam się na świetną lekturę. Teraz mam pewne wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, nabywając jej... No trudno, nie mam innego wyjścia, jak sięgnąć po tę lekturę i na własnej skórze przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie. :)
OdpowiedzUsuńTeż się zmartwiłam, jak zaczęłam czytać;) Choć dobrze, że zrobiłam to teraz, zanim pojawi się trzecia część, bo pewnie bym kupiła, a tak to mogę wybrać coś ciekawszego. Ale może Tobie przypadnie do gustu, na LC jest mnóstwo pozytywnych recenzji; może to ja jestem jakaś mało romantyczna albo dziwna, że jej nie rozumiem.
UsuńWygadana pisarka, trzeba jej to przyznać :-D Lać wodę też trzeba umieć, moim mistrzem w tej dziedzinie jest Stephen King. Lubię obyczajówki, ale po takiej opinii raczej nie skorzystam.
OdpowiedzUsuńI nie będę Cię namawiać. Swojemu mężowi też bym nie poleciła;)
Usuńwłaśnie niedawno zamarzył mi się ten tytuł, bo okładka mnie przyciąga do siebie, ech... wiesz, nie czuję się zniechęcona, ponieważ zawsze uważam, że po książkę warto sięgnąć samemu, by wyrobić sobie własne zdanie, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przekonać, czy też wzbudzi we mnie takie uczucia, jak w Tobie :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, okładki obydwu części są piękne i mają w sobie to "coś". Masz rację, każdy może odnaleźć coś dla siebie w czymś, co innych nie przekonało. Jak tylko uda Ci się przeczytać, to na pewno porównam opinię:)
Usuń"Ale nawet powieść najbardziej banalna i przewidywalna musi mieć ten element, który utrzyma przy niej moją uwagę, który sprawi, że wciągnę się w świat bohaterów; nawet jeśli fabuła nie do końca mi odpowiada, to choćby język i styl musi robić na mnie wrażenie."
OdpowiedzUsuńPod tym zdaniem podpisuję się wszystkimi kończynami.
To super, cieszę się, że mamy takie samo zdanie:) Do tego chyba sprowadza się całe moje podejście do literatury.
UsuńNo cóż chcę przeczytać, ale po Twojej recenzji nie będę się nastawiać na coś niezwykłego.
OdpowiedzUsuńMoże akurat przypadnie Ci do gustu, bo w sumie uprzedzenia też nie są za dobre;)
UsuńKilka dni temu zakupiłam obie części - Alibi i Krok, zachęcona recenzją koleżanki :) Ciekawe czy mnie te książki przypadną do gustu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monika.
Też jestem ciekawa, może u Ciebie będzie lepiej z jej odbiorem:)
UsuńOczywiście musiałam zajrzeć i poznać Twoją recenzję i chociaż mi książka się bardzo podobała, to z Twoimi uwagami też się trochę zgadzam. Zdążyłam przeczytać już drugą część, wczoraj napisałam zarys recenzji i niektóre moje uwagi pokrywają się z Twoimi. Tyle, że w pierwszej części mnie te rzeczy jeszcze nie drażniły, ale po pozytywnym zakończeniu pierwszego tomu, to co później Hanka zafundowała Mikołajowi już mi się nie mieściło w głowie... I chociaż lektura była generalnie przyjemna i dostosowana do mojego aktualnego nastroju, to jednak kilka negatywnych uwag musiałam zawrzeć w mojej recenzji. Na razie nie czytam jeszcze Twojej recenzji "Kroku do szczęście", bo nie chcę się sugerować, ale po publikacji własnej opinii z pewnością zajrzę. :)
OdpowiedzUsuńTwoją recenzję na pewno przeczytam:) I ciekawi mnie, czy sięgniesz po trzecią część. Ja z niej celowo zrezygnowałam, o tej z Bożym Narodzeniem nie wspominając, bo nadmiar słodyczy mógłby mnie powalić. Wiem, jestem wredna;)
UsuńTa seria ma, w mojej opinii, tylko jeden plus: piękne okładki;) Ale każdy następny tom jest pisany w jednym celu, a czegoś takiego bardzo nie lubię.