środa, 17 kwietnia 2013

Anna Ficner-Ogonowska "Alibi na szczęście"


Anna Ficner-Ogonowska „Alibi na szczęście”, Znak 2012, ISBN 978-83-240-2247-2, stron 656

Hanka jest nauczycielką. Jej życie sprowadza się do pracy, wizyt na cmentarzu, spotkań z przyjaciółką Dominiką i wyjazdów nad morze do pani Irenki. Jej życie jakiś czas temu się rozsypało, teraz próbuje je poskładać na nowo, co wcale nie jest dla niej łatwe.

„Alibi na szczęście” dość długo stało sobie na półce. Uważałam, że jeszcze nie przyszedł na nie czas albo coś innego mnie pociągało. Teraz jestem po lekturze i cóż, mam z nią problem. Albo faktycznie to jeszcze nie był dobry moment, albo to zupełnie nie moja bajka, ale raczej to drugie, bo na nudne książki nigdy nie ma dobrego czasu.

Ten gorąco oklaskiwany debiut kupiłam zachęcona entuzjastycznymi opiniami. Moja taka nie jest. Debiut ten jest typową powieścią obyczajową. Ja naprawdę lubię ten rodzaj literatury; nawet jeśli twierdzi się, że taki gatunek jest ciągle o tym samym i nawet jeżeli odnoszę wrażenie, że to wszystko już gdzieś czytałam, tylko w innej postaci, to nie przeszkadza mi to. A gdy książka ma polskiego autora, to już jestem przeszczęśliwa. Ale nawet powieść najbardziej banalna i przewidywalna musi mieć ten element, który utrzyma przy niej moją uwagę, który sprawi, że wciągnę się w świat bohaterów; nawet jeśli fabuła nie do końca mi odpowiada, to choćby język i styl musi robić na mnie wrażenie. Obawiam się, że tutaj zabrakło któregokolwiek z tych aspektów.



Zacznę od tego, że ta książka jest zwyczajnie za długa. Nie mam nic przeciwko takim 650-stronicowym księgom pod warunkiem, że utrzymują poziom w całości. W „Alibi” pierwsze trzysta stron jest nudne, drugie trzysta – irytujące. Jeśli autorce chodziło o wprowadzenie wątku podróży sentymentalnej, powrotu do dzieciństwa, wspomnień, to według mnie nie wyszło. Jeżeli celem była niespieszna narracja skłaniająca do przemyśleń, to niestety odniosło to odwrotny efekt, bo dłużyzny na kilka stron chciało się przeskakiwać i czytać tylko dialogi. Całą treść – niezbyt skomplikowaną przecież – dałoby się zmieścić na góra trzystu stronach i może dałoby to lepsze rezultaty.   



Bohaterowie są w moich oczach przerysowani, właśnie tak, przerysowani, przedobrzeni i jeszcze jacyś prze-; do tego zbudowani na zasadzie kontrastu. Jest więc Hanka – usztywniona, nienaturalna, zasadnicza do przesady. Rozumiem, że przeżyła koszmar i niewyobrażalną tragedię, ale to, co fundowała Mikołajowi, nawet świętego pozbawiłoby cierpliwości. Jak wspomniałam wcześniej, od połowy wyprowadzała mnie z równowagi tą postawą „chciałabym, a boję się”. Trudne i bolesne wspomnienia i obrazy są pewnym usprawiedliwieniem, ale na litość – ile można przeżywać jeden zwyczajny pocałunek? W pewnym momencie pojawiają się słowa wykrzyczane jej przez Dominikę i oddają one całe zachowanie Hanki. Elementy humoru mogły się pojawić podczas jej przekomarzań z Mikołajem, ale jej ciągłe wycofywanie psuło cały nastrój. I niby pani profesor, polonistka dbająca o poprawność językową, a w odpowiedzi na sms: „U2”, ale dobra, uznajmy, że tu się czepiam i jestem złośliwie wredna.

Dominika: siostro-przyjaciółka, która albo „wrzeszczała”, albo „się darła”, bo nie odnotowałam, żeby mówiła normalnie lub robiła to rzadko (co prawda do Hanki inaczej to się nie dało...).  Jej żywiołowość mnie nie porwała, choć jej podejście do życia było mi na pewno bliższe, niż Hanki.

Mikołaj i Przemek, tu też różnice, ten pierwszy miał być pewnie wrażliwcem, a drugi typowym samcem, macho, któremu tylko jedno w głowie (choć tu autorka starała się chyba z tego zgrabnie wybrnąć, pisząc, że sam na sam był zupełnie inny). Mikołaj jest dla mnie niemęski. Niby miał „walczyć o miłość za nich dwoje”, ale jakoś tej walki zupełnie nie dostrzegłam, chyba że za walkę uznamy ciągłe dawanie Hance czasu. Wziąłby nią potrząsnął raz a dobrze, bo już naprawdę cholera mnie brała. I ogólnie był jakiś taki mimozowaty, bardzo wszystko przeżywający. Żeby była jasność: nie jestem wielbicielką typów, co to uważają, że są najmądrzejsi i zawsze mają rację, zostali stworzeni do wyższych celów, a sam fakt bycia mężczyzną zwalnia ich z myślenia i posiadania uczuć, ale z drugiej strony nie lubię czytać o facetach, którzy tak się mażą. Facet to ma być facet, ma wiedzieć, czego chce i dążyć do tego, a nie rozczulać się nad sobą i życiem. Nie lubię o takich czytać i już. To naprawdę Przemek był już lepszy, przynajmniej konkretny i normalny, twardo stojący na ziemi i potrafiący sięgnąć po swoje szczęście.



Były też sytuacje, które trącały kiczem, aż przykro. Żeby dużo nie zdradzać, a podać najlepszy przykład – studniówka i cały ten wątek łącznie z przeżyciami Hanki w tym względzie jest przesadzony do granic, jak w telenoweli, czym tu się tak przejmować?! Przecież logiczne jest, że rozwiązanie mogło być tylko jedno.



Żeby nie tylko krytykować – ciepłe uczucia wzbudzały we mnie rymująca Aldonka i pani Irenka, mądre życiową mądrością, które swoje już w życiu przeszły i potrafią powiedzieć coś wartościowego. Natomiast absolutnym hitem są rozmowy Zuzi i Uli, sióstr bliźniaczek; parsknęłam śmiechem, czytając powitanie Zuzki. Jej energii nie sprostałby niejeden dorosły. Miejscami występują też zabawne porównania.


Jeśli kogoś zniechęciłam, to przepraszam, ale nie umiem słodzić na zawołanie i chwalić czegoś, co mi się nie podoba. Starałam się dokładnie wyjaśnić, co mi w tej powieści nie leżało. Może jestem zupełnie niewrażliwa albo nieczuła, ale „Alibi” całkowicie do mnie nie przemówiło. Może miałam zbyt duże oczekiwanie, dlatego tak wielkie rozczarowanie. Druga część – według tego, co opisane na okładce – zapowiada się podobnie i już się boję, a w lipcu ma się podobno ukazać cześć trzecia. Nie sądzę, żebym ją sobie kupiła, raczej poczekam, aż będzie dostępna w bibliotece, o ile w ogóle jeszcze będę miała ochotę na kolejne spotkanie z Hanką.      

18 komentarzy:

  1. Bardzo,ale to bardzo lubię Twoje recenzje, zawsze szczere:) z pewnością drażniliby mnie tacy bohaterowie książki:)
    Będę pamiętała, jak zobaczę ten tytuł odkładam na półkę:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że to, co piszę, trafia w Twój gust:) Wiesz, gdybyś miała możliwość pożyczenia z biblioteki, to zawsze możesz spróbować, ale na siłę absolutnie nie namawiam;)

      Usuń
    2. Bardzo są w moim guście, dlatego śmiało ufam przeczytanej opinii:)), myślę,że nie będę się męczyła i traciła czasu na tę książkę:)

      Usuń
    3. Ogromnie mi miło, że obdarzasz mnie zaufaniem:))

      Usuń
  2. Oj, to mnie trochę zmartwiłaś, bo posiadam tę książkę, chociaż jeszcze jej nie czytałam, ale nastawiałam się na świetną lekturę. Teraz mam pewne wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, nabywając jej... No trudno, nie mam innego wyjścia, jak sięgnąć po tę lekturę i na własnej skórze przekonać się, jakie wrażenie wywrze na mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się zmartwiłam, jak zaczęłam czytać;) Choć dobrze, że zrobiłam to teraz, zanim pojawi się trzecia część, bo pewnie bym kupiła, a tak to mogę wybrać coś ciekawszego. Ale może Tobie przypadnie do gustu, na LC jest mnóstwo pozytywnych recenzji; może to ja jestem jakaś mało romantyczna albo dziwna, że jej nie rozumiem.

      Usuń
  3. Wygadana pisarka, trzeba jej to przyznać :-D Lać wodę też trzeba umieć, moim mistrzem w tej dziedzinie jest Stephen King. Lubię obyczajówki, ale po takiej opinii raczej nie skorzystam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nie będę Cię namawiać. Swojemu mężowi też bym nie poleciła;)

      Usuń
  4. właśnie niedawno zamarzył mi się ten tytuł, bo okładka mnie przyciąga do siebie, ech... wiesz, nie czuję się zniechęcona, ponieważ zawsze uważam, że po książkę warto sięgnąć samemu, by wyrobić sobie własne zdanie, pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przekonać, czy też wzbudzi we mnie takie uczucia, jak w Tobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, okładki obydwu części są piękne i mają w sobie to "coś". Masz rację, każdy może odnaleźć coś dla siebie w czymś, co innych nie przekonało. Jak tylko uda Ci się przeczytać, to na pewno porównam opinię:)

      Usuń
  5. "Ale nawet powieść najbardziej banalna i przewidywalna musi mieć ten element, który utrzyma przy niej moją uwagę, który sprawi, że wciągnę się w świat bohaterów; nawet jeśli fabuła nie do końca mi odpowiada, to choćby język i styl musi robić na mnie wrażenie."

    Pod tym zdaniem podpisuję się wszystkimi kończynami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To super, cieszę się, że mamy takie samo zdanie:) Do tego chyba sprowadza się całe moje podejście do literatury.

      Usuń
  6. No cóż chcę przeczytać, ale po Twojej recenzji nie będę się nastawiać na coś niezwykłego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może akurat przypadnie Ci do gustu, bo w sumie uprzedzenia też nie są za dobre;)

      Usuń
  7. Kilka dni temu zakupiłam obie części - Alibi i Krok, zachęcona recenzją koleżanki :) Ciekawe czy mnie te książki przypadną do gustu :)
    Pozdrawiam,
    Monika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem ciekawa, może u Ciebie będzie lepiej z jej odbiorem:)

      Usuń
  8. Oczywiście musiałam zajrzeć i poznać Twoją recenzję i chociaż mi książka się bardzo podobała, to z Twoimi uwagami też się trochę zgadzam. Zdążyłam przeczytać już drugą część, wczoraj napisałam zarys recenzji i niektóre moje uwagi pokrywają się z Twoimi. Tyle, że w pierwszej części mnie te rzeczy jeszcze nie drażniły, ale po pozytywnym zakończeniu pierwszego tomu, to co później Hanka zafundowała Mikołajowi już mi się nie mieściło w głowie... I chociaż lektura była generalnie przyjemna i dostosowana do mojego aktualnego nastroju, to jednak kilka negatywnych uwag musiałam zawrzeć w mojej recenzji. Na razie nie czytam jeszcze Twojej recenzji "Kroku do szczęście", bo nie chcę się sugerować, ale po publikacji własnej opinii z pewnością zajrzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoją recenzję na pewno przeczytam:) I ciekawi mnie, czy sięgniesz po trzecią część. Ja z niej celowo zrezygnowałam, o tej z Bożym Narodzeniem nie wspominając, bo nadmiar słodyczy mógłby mnie powalić. Wiem, jestem wredna;)
      Ta seria ma, w mojej opinii, tylko jeden plus: piękne okładki;) Ale każdy następny tom jest pisany w jednym celu, a czegoś takiego bardzo nie lubię.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.