Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zielińska „Zakopane
odkopane: lekko gorsząca opowieść góralsko-ceperska”, Pascal 2012, ISBN
978-83-7642-046-2
Wrzesień zeszłego roku. Trzy dni spędzone w Zakopanem. I
pytania zadawane sobie z mężem: właściwie dlaczego my tutaj przyjechaliśmy?
Odpowiedź była jedna: celem były góry (choć wytrawnymi piechurami nie jesteśmy)
i może pewne znane obiekty zabytkowe w mieście. Bilansem tego wyjazdu było
przekonanie: góry jak najbardziej tak, ale samo miasto już niekoniecznie. Miejsca
takie jak Krupówki czy baaardzo długa kolejka do kolejki na Kasprowy Wierch,
gdzie człowiek na człowieku i jeszcze więcej ludzi, to zupełnie nie dla nas;
wolimy jednak bardziej kameralnie. Teraz wiem, że może inaczej zaplanowalibyśmy
tamte dni, gdybym miała ze sobą „Zakopane odkopane”.
Książka jest bardzo starannie wydana. Śnieżnobiały papier,
typowy dla Podhala element dekoracyjny na każdej stronie i zdjęcia na śliskich
wkładkach, choć akurat według mnie tych zdjęć jest za mało, ale proszę nie
zwracać na to uwagi; w wydawnictwach tego typu, podobnie jak w biografiach,
fotografii mi zawsze mało. I małym niedociągnięciem jest to, że nie wszystkie
zdjęcia są podpisane; pewnie, że można się domyślać, co to za miejsca, jednak
domyślanie się to nie to samo, co pewność, a nie wszyscy mają przecież w domach
inne książki o górach, żeby je wertować i porównywać.
Choć we wstępie jest mowa o pomyśle napisania przewodnika po
Zakopanem, efektem końcowym na pewno nie jest przewodnik, a przynajmniej ja go
tak nie odbieram. Nie znajdziemy tutaj dokładnie opisanych szlaków
turystycznych lub tego, co warto zobaczyć. Owszem, autorki podają dane adresowe
i kontaktowe miejsc noclegowych czy punktów gastronomicznych, czyli stworzyły
mały dodatek informacyjny, jednak nie stanowi on istoty książki. Sednem jest
wskazanie ważnych elementów, charakterystycznych dla podhalańskiego folkloru.
Może to sprawiać wrażenie, jakby chciano zawrzeć tutaj wszystko, przez co
zrobiło się „mydło i powidło”, ale to wcale nie przeszkadza. Pewnie, że
niektóre tematy są potraktowane pobieżnie czy powierzchownie, ale od czego
bibliografia odsyłająca do pozycji, także naukowych, gruntowniej zgłębiających
poszczególne wątki.
To czego właściwie spodziewać się po tej książce? Odpowiedzi
na parę pytań, anegdot i osobistych wspomnień. Dowiemy się, skąd wzięło się
Zakopane i jego sława oraz poznamy szereg legend z nim związanych. Sporo
miejsca poświęcono architekturze, tej dawnej i obecnej, podając wyjaśnienie,
dlaczego w Chochołowie domy stoją tak blisko siebie, a w Zakopanem zaczęła
królować cegła. Osobą zasłużoną dla stylu zakopiańskiego był Stanisław
Witkiewicz, jest także sporo informacji o jego synu, Witkacym. Mamy też szansę
dowiedzieć się, jak bardzo rodacy lubią spotkania oko w oko z „misiem”, co
powoduje wiatr halny, co dla górali liczy się najbardziej i dlaczego góral w
tańcu jest męskim szowinistą; jakie są podstawowe składniki podhalańskiej
diety, czym jest Górka i jak wygląda nierząd pod Tatrami (to pewnie ten element
gorszący z tytułu). Dla mnie najbardziej przydatny jest rozdział „Vademecum
turysty”, w którym autorki opisują szlaki i miejsca, gdzie nie kłębią się
dzikie tłumy ludzi; na pewno skorzystam przy planowaniu następnej wycieczki w
góry.
Czy udało się dziennikarkom „odkopać” Zakopane? Jak
najbardziej. Choć pozycja ta nie jest typowym przewodnikiem, to jednak napisana
jest w sposób zachęcający do dokładniejszego poznania miasta. Wypełnioną
żartami i ciekawostkami czyta się jak dobre wspomnienia. Wielbicieli
najsłynniejszego miasta pod Tatrami zachęcać pewnie nie trzeba, polecam więc
tym, którzy za tym miejscem nie przepadają; szczerość i dystans autorek do
wielu podhalańskich zjawisk pozwoli spojrzeć na nie nieco łagodniejszym
okiem.
Książka bierze udział w wyzwaniu „Nie tylko literatura
piękna...”.
O proszę, ja również byłam z mamą w Zakopanem, poza tłumami ludzi nie wiele zobaczyłyśmy. Szkoda bo kocham góry i o zwiedzeniu tego miejsca marzyłam od zawsze, widać powinnyśmy były zaopatrzyć się w taką książkę:))
OdpowiedzUsuńOj tak, my wybraliśmy się na Halę Gąsienicową i Czarny Staw Gąsienicowy, czułam się jak na mega wycieczce szkolnej, tyle ludzi...
Usuń
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym, że ta książka może być taka ciekawa:) Może kiedyś wpadnie mi w ręce, wtedy z chęcią ja przeczytam:)
Dobrze, że są książki, które potrafią tak zaciekawić. Polecam Ci gorąco:)
UsuńBardzo zachęcająca recenzja. A poza tym...no, przyznaje, po prostu lubię ładnie wydane książki :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło:) Zgadzam się z Tobą, ładne wydania cieszą oko. Najgorzej, jak książka ma kiepski papier i marną okładkę, ale cenę z kosmosu.
Usuń