Izabella Frączyk „Pokręcone losy Klary”, Poligraf 2010, ISBN
978-83-62752-00-3, stron 240
Jak już się wali, to naprawdę wszystko. Najpierw odeszła
ukochana babcia Klary, która ją wychowywała. Potem została bez pracy, której
poświęciła pięć lat swojego życia: biuro nieruchomości upadło, skutek kryzysu
gospodarczego na rynkach światowych. Wkrótce później okazało się, że musi
wyprowadzić się z wynajmowanego mieszkania, a jakby tego było mało, jej
partner, Mirek, okazał się wiarołomcą – wprawdzie tak właściwie łączył ich
tylko weekendowy seks, ale zdrada jest zawsze zdradą, jakiego oblicza by nie
przejęła. Dużo tego, prawda? Aha, nie zapominajmy, że odziedziczony po babci, a
właściwie dziadku, zabytkowy ford taunus niedługo się rozsypie, więc środek
transportu również odejdzie do lamusa.
Pióro Izabelli Frączyk miałam okazję już poznać – czytałam
jej powieść „Dziś jak kiedyś”; mimo że bohaterka trochę mnie drażniła,
przypadło mi ono do gustu na tyle, że gdy pojawiła się okazja przeczytania
pozostałych powieści autorki, nie trzeba mnie było długo namawiać. Najpierw
sięgnęłam po debiut pisarki, którego postacią wiodącą jest postrzelona Klara,
ale i jej przyjaciółka, której też nie brakuje sporej dozy szaleństwa. Zośka ma
też tę zaletę, że potrafi sprowadzić Klarę na ziemię, rozwiewając jej obawy i
przeganiając precz smutki; wszelkie wątpliwości też nie oprą się jej sile przekonywania.
A Klara ma czasem gorsze dni, w których obecność koleżanki, zwłaszcza tak
oddanej, koi jak balsam. Jednym słowem – dobrana para. Zresztą nie da się
ukryć, że co jak co, ale kreować ciekawe postaci i wątki, autorka potrafi i w
tej materii radzi sobie świetnie. Barwna jest też pewna siebie właścicielka
galerii sztuki z głową do interesów, oraz Zenek, który pojawia się wprawdzie
rzadko, ale wzbudza ogromną sympatię. Oryginalny wydał mi się też kelner, z
fantazją realizujący składane zamówienia. Pisarka poruszyła także interesujący
motyw snobizmu na sztukę: nieważne, jak wielki bohomaz, gdy pojawi się na
podatnym gruncie, zaraz robi karierę. Może i ten wątek jest odrobinę
przerysowany, ale ziarno rzeczywistości na pewno w nim tkwi, biorąc pod uwagę kierunek,
w jakim zmierza współczesne malarstwo, którego czasem, a raczej w większości
przypadków, kompletnie nie da się ogarnąć rozumem. Pojąć ich cen – też nie.
Podobało mi się to, że obok elementów typowo
humorystycznych, dominujących w fabule, Frączyk wprowadziła też kwestie
poważniejsze, przede wszystkim wartość prawdziwej przyjaźni – uświadamia, jak
bardzo cenne jest mieć taką zaufaną osobę, która nie tylko cieszy się z naszych
sukcesów, ale potrafi również zafundować zimny prysznic, gdy za bardzo pogrążamy
się w swoich ponurych myślach, nie dostrzegając właściwego obrazu rzeczy.
Odniosłam także wrażenie, że pisarka chciała nam przekazać przesłanie, żebyśmy
baczniej zwracali uwagę na swoje otoczenie, bo czasami zbyt łatwo możemy
przegapić coś lub kogoś wartościowego w naszym życiu, kto tkwi obok nas i na
tyle przyzwyczajamy się do jego obecności, że przestajemy go doceniać. A czasem
może być za późno i gdy się ockniemy, zostanie tylko żal zmarnowanej szansy.
Ci, którzy lubią szukać dziury w całym, na pewno przyczepią się do szczęśliwych zbiegów okoliczności, jakie spotykają Klarę od pewnego momentu. Ja stwierdzę, że po pierwsze takie fabuły też są czasem potrzebne, by gdy wokół szara rzeczywistość, dobrze jest znaleźć trochę koloru w literaturze; a po drugie – życie potrafi zaskakiwać i pisać różne scenariusze, więc może lepiej uwierzyć, że dla nas też może mieć jeszcze niejedną, ciekawą niespodziankę. „Pokręcone losy Klary” to sympatyczna lektura, przynosząca sporą dawkę pozytywnej energii, której Wam szczerze życzę, nie tylko przy okazji powieści Izabelli Frączyk.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Mnie się ta książka absolutnie nie podobała a Klara okropnie drażniła. Fajny był Zenek i jego żona i kilka sytuacji. Na szczęście zapomniałam o tej książce i nie skojarzyłam nazwiska autorki i dzięki temu sięgnęłam po „Dziś jak kiedyś”, która jest o niebo lepsza od tych wypocin. Autorka rokuje nadzieje:) Podobnie miałam z Magdaleną Kordel. Jej pierwsza książka to masakra, a następne duuuużo lepsze.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdecydowałaś się wyrazić swoje zdanie, choć zgadzam się z nim tylko w części - tej, że autorka rokuje, ale w tej kwestii wypowiem się, jak przeczytam drugą i najnowszą jej powieść:)
UsuńA co Magdy Kordel, ja tam lubię jej debiut, no ale wiadomo, że to rzecz gustu i oczekiwań:)
Też jestem ciekawa najnowszej książki Pani Frączyk i mam nadzieję, że nie zawiedzie moich nadziei:)
UsuńPewnie, że wiele zalezy od oczekiwań i od upodobań, ale jedna rzecz jest naprawdę ważna to czy się potrafi pisać, bo tego nie da się nauczyć. Myślę że Pani Frączyk potrafi.
Też mam taką nadzieję, bo wiem, że powieści obyczajowe Cię ostatnio rozczarowują, a sama rozczarowań czytelniczych nie lubię;)
UsuńOj tak, tylko kryminały i fantastyka ostatnio mi leżą:)
UsuńKryminał to jeszcze, ale w fantastyce to ja się nie widzę;)
UsuńNie czytałam..jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi;)
UsuńObecnie kończę czytać najnowszą powieść autorki, czyli ,,Koniec świata'', który już zrobił na mnie niezwykle pozytywne wrażenie, dlatego z przyjemnością poznam inne dzieła pisarki, w tym również i powyższą pozycje.
OdpowiedzUsuń"Koniec świata" też przede mną, tylko za wersję elektroniczną trudniej mi się zabrać, niż za papierową;)
UsuńZgadzam się z Tobą, że takie fabuły są czasami potrzebne. Życie jest szare, więc chociaż w książkach odnajdźmy różne kolory.
OdpowiedzUsuńO to właśnie chodzi, nie można cały czas czytać tylko wymagających książek, czasem trzeba sobie zafundować mały przerywnik;)
UsuńChyba się skuszę, ostatnio mam chęć na lekkie raczej książki :)
OdpowiedzUsuńU mnie to się jakoś przeplata, poważna literatura z lekką;)
UsuńCzytałam i początkowo drażniła mnie główna bohaterka, ale potem ją polubiłam. I faktycznie trochę dużo pozytywnych zbiegów okolicznych, układania się wszystkiego jak po maśle, ale z drugiej strony czasem właśnie tego trzeba, tego optymizmu, radości i prostych sytuacji. Dlatego bardzo dobrze wspominam tę książkę. I tak samo bardzo dobrze się bawiłam czytając "Kobiety z odzysku", która jest jeszcze bardziej bogata w nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, a jednocześnie zabawna i bardzo optymistyczna :)
OdpowiedzUsuńJasne, że tak, optymizm książkowy jest jak najbardziej wskazany:) "Kobiety z odzysku" już na mnie czekają:)
UsuńCzekam na opinię "Kobiet z odzysku" i mam nadzieję, że będziesz się tak samo głośno zaśmiewać jak ja ;)
UsuńSzybko się chyba za nią nie wezmę, ale nadzieje mam takie same:)
UsuńHmm..myślę, że mogłabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJa w każdym bądź razie zachęcam;)
UsuńKolor w literaturze jest ważny :) A takie lektury czasami trzeba przeczytać, bo tego po prostu w danej chwili potrzebujemy :)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak, trzeba czasem zafundować sobie sporą dawkę humoru:)
UsuńCzasami zbiegi okoliczności strasznie mnie denerwują, a czasami wręcz przeciwnie, urzekają. Wszystko zależy od tego w jaki sposób wplecione są w fabułę i czy powieść w całości jest dobrze napisana. Duża dawka humoru w książkach obyczajowych, kryminałach jest dla mnie odskocznią od szarej rzeczywistości:)
OdpowiedzUsuńZe mną jest podobnie, tym razem mi nie przeszkadzały, ale to na pewno zależy też od tego, w jakim nastroju się czyta:)
Usuń