Anna Mulczyńska „Powrót na Staromiejską”, Nasza Księgarnia
2014, ISBN 978-83-10-12591-0, stron 480
Weronika zaaklimatyzowała się w Szwecji. Ma grono przyjaciół
i ciekawą pracę. Ale to właśnie tu doznała wielkiego zawodu, gdy przyłapała
męża na zdradzie, a jakby tego mało, ten całą winę próbował zrzucić na nią. Gdy
dowiaduje się, że odziedziczyła po ukochanym dziadku jego dawny zakład
zegarmistrzowski, podejmuje decyzję o powrocie do Polski. Ma nadzieję, że
będzie to dla niej szansa na coś nowego. Pomysł na własną działalność już ma,
choć dla niej nie będzie to tylko zwykły biznes – jej sklepik z wszelkimi
materiałami do rękodzieła, który nazwie Robótkowem, to jej pasja, której ma
zamiar oddać całe swoje serce. Bo tę jego część przeznaczoną dla mężczyzn zamyka
na klucz, obiecując sobie, że nie da się już więcej zranić i dopóki nie ukończy
kołdry Dear Jane, której uszycie postawiła sobie za cel, nie dopuści do związku
z kimkolwiek. Czas spędzony na tworzeniu swojej kołdry, którą po raz pierwszy
uszyła Jane A. Stickle w czasie wojny secesyjnej, ma być „formą terapii po
nieudanym małżeństwie, zdradzie i złamanym sercu. Mam nadzieję, że gdy pochylę
się nad materiałem i igłą, sama ze swoimi myślami, dojdę w końcu do ładu ze
wszystkimi uczuciami” (str. 43). Czyli – „do czasu ukończenia Dear Jane żadnych
romansów, miłostek ani facetów!” (str. 44).
Anna Mulczyńska jest pisarką i redaktorką działu edycji;
prowadzi także blog, na którym prezentuje swoje prace rękodzielnicze. Choć
właściwie słowo prace nie wydaje mi się być do końca na miejscu. Dla mnie –
osoby, która nie ma absolutnie żadnych talentów manualnych, o artystycznych to
już w ogóle nie wspominając – każda rzecz, która wychodzi spod czyichś palców,
to małe dzieło sztuki. Nie powiem, trochę zazdroszczę tym, którzy potrafią sami
tworzyć nie tylko ozdoby, ale i funkcjonalne dodatki, szyjąc, haftując,
wykorzystując techniki decoupage’u. Tak właśnie robi Weronika, a przed jej
wyobraźnią nie ma żadnych granic, co z czym połączyć, by uzyskać świetny, modny
efekt. Chomikuje najróżniejsze „przydasie”, bo czasem najdrobniejszy nawet
skrawek materiału może okazać się tym pasującym do koncepcji. Jej Robótkowo,
wypełnione belami materiału, komódkami z muliną, zapraszające do wnętrza za
każdym razem bardziej intrygującą witryną, musiało być naprawdę piękne, a kto
raz do niego zawitał, miał wracać już zawsze. Zakładam, że gdybym miała w
pobliżu taki sklepik, byłabym jego częstym gościem, choćby tylko po to, by
nasycić się widokiem zgromadzonych w jednym miejscu tylu cudowności.
Obejrzałam w sieci zdjęcie kołdry Dear Jane. Dla mnie byłoby
to zajęcie na lata, ale w pełni rozumiem Weronikę, dla której miała być
sposobem na uspokojenie rozszalałej burzy myśli. Ale choć ogólnie ją polubiłam,
były też takie sytuacje, w których nie potrafiłam się z nią utożsamić. Wydaje
mi się, że zbyt mocno igrała z uczuciami Edka, a od takiej zabawy już tylko
krok do manipulacji i zranienia tej drugiej osoby. W moim odczuciu grunt, po
którym stąpała, był bardzo kruchy, choć stawiając się na jej miejscu nie wiem,
co bym czuła i jak się zachowywała. Takie moje dylematy mogę jednak poczytać na
plus, uznać za korzyść, składając wyrazy uznania dla autorki za to, że
przeżycia jej postaci uczyniła tak bliskie rzeczywistości, bo przecież rozterki
i wątpliwości towarzyszą pewnie każdemu z nas.
Do fabuły „Powrotu na Staromiejską” najbardziej pasuje mi
określenie „klimatyczna”, pod każdym względem. Fantazja ma dzięki niej ogromne
pole do popisu, może wizualizować wnętrze Robótkowa, aromaty unoszące się w
Trattorii Edka i widok pięknie podanych potraw kuchni włoskiej, lub też zapachy
i kolory ręcznie robionych kosmetyków u Karoliny. Ach, no i czekoladziarnia
Bonbon, już sama nazwa brzmi smakowicie. Nie miałabym nic przeciwko, żeby w
moim mieście była uliczka pełna tak interesujących miejsc, z których aż nie
chce się wychodzić. Powieść Anny Mulczyńskiej zapewnia karuzelę emocji.
Znajdziecie w niej także mnóstwo lekko podanych przepisów na to, jak upiększyć
dom i siebie. Jestem bardzo ciekawa, co pisarka zaserwuje nam w drugiej części,
która ukaże się pod tytułem „Przyjaciółki ze Staromiejskiej”. Na pewno nie
zabraknie – a przynajmniej na to liczę – pomysłów i projektów Weroniki oraz
dobrego humoru, ciepła i magicznego nastroju.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Widziałam zapowiedzi tej książki, a że znam autorkę blogowo jeszcze z moich początków gdy zajęłam się rękodziełem. Bardzo chętnie sięgnę po tę pozycję.
OdpowiedzUsuńNa blog autorki trafiłam dopiero po przeczytaniu książki, gdy szukałam zdjęcia kołdry;)
UsuńJa tez podziwiam i to niesamowicie osoby z talentem manualnym jako takim, samym w sobie, a już tworzące coś fajnego, darzę wręcz uwielbieniem. Ja guzik nawet kiepsko przyszywam:)
OdpowiedzUsuńPo książkę na pewno sięgnę.
U mnie to samo;) W podstawówce na technice nauczyłam się haftować, tak zwyczajnie, nie krzyżykami, ale teraz już bym pewnie nic nie pamiętała. Zresztą to by było takie bardziej techniczne, niż artystyczne;)
UsuńWłaśnie skończyłam lekturę. Świetna książka, a kołdra - dla mnie nie do wykonania, nigdy.
UsuńWidziałam Twoją recenzję, cieszę się, że przypadła Ci do gustu:) A kontynuacja podobno się pisze, ciekawe, kiedy się wyda:)
UsuńNajbardziej interesują mnie przepisy o tym, jak upiększyć dom i siebie.
OdpowiedzUsuńNie znam bloga autorki, lecz chętnie do niego zajrzę i zobaczę, co w sobie wartościowego zawiera.
Chciałabym je umieć wykorzystać, zwłaszcza że nie trzeba ponosić wielkich kosztów na ich wykonanie;)
Usuńczytałam wiele dobrych recenzji o tej książce... nie miałam jej w planach, ale powoli zaczyna się to zmieniać. Lubię klimatyczne powieści :)
OdpowiedzUsuńMnie skłoniła do lektury piękna okładka i ciekawy opis, recenzji wcześnie nie czytałam, ale cieszę się, że mogłam dołączyć do tych pozytywów:)
Usuń"Robótkowo", wdzięczna nazwa. Również podziwiam osoby, które mają manualny talent i spod ich rąk wychodzą różne cudeńka. Na kołdrę oczywiście musiałam zerknąć w google, bo ciekawość mnie zżerała, a wcześniej nie słyszałam o czymś takim. Cóż, całość zapowiada się naprawdę ciekawie i mam nadzieję, że kiedyś przeczytam "Powrót na Staromiejską":)
OdpowiedzUsuńDobrze, że jest gdzie zajrzeć;)
UsuńTo naprawdę ciepła i zabawna opowieść, więc trzymam kciuki, żeby Ci się, Aguś, udało:)
Ta książka może być jak najbardziej dla mnie. Zainteresowałam się nią ;)
OdpowiedzUsuńTo mnie cieszy;)
UsuńJuż pod wpływem Twojej recenzji poczułam klimat tych miejsc. Książka więc musi być niesamowita.
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że w czasie czytania poczujesz go jeszcze bardziej;)
UsuńMam ją w planach i po tym co piszesz widzę, że miło będzie się z nią zapoznać ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że miło:) Ale myślę, że jak lubisz polskie obyczajówki, to ta też przypadnie Ci do gustu:)
UsuńJa również zazdroszczę osobom, które potrafią szyć, haftować itp. To świetna i piękna sprawa :) Bardzo lubię powieści klimatyczne, jak to określiłaś, więc w przyszłości na pewno się zapoznam z powyższą lekturą :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że nie jestem w tym sama;)
UsuńKolejna fajna książka, z chęcią przeczytam :)
OdpowiedzUsuńIntuicja mnie ostatnio nie zawodzi i wybieram same fajne;)
UsuńZapowiada się ciekawie, jak spotkam chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńNazwisko autorki warto zapamiętać:)
UsuńFabuła mi sie podoba, ale nie lubię zbyt dużo opisów w ksiażkach ...
OdpowiedzUsuńDopóki nie spróbujesz, to się nie przekonasz, ja Cię zachęcam:)
UsuńCoś dla mnie. Skoro powieść klimatyczna, to z pewnością do mnie trafi. No i to rękodzieło... ;)
OdpowiedzUsuńO Tobie pomyślałam, jak zaczynałam czytać:)
UsuńWłaśnie do mnie zmierza. Ciekawa jestem jej ogrooomnie:D
OdpowiedzUsuńPrzyjemnej lektury więc życzę:)
Usuń