Joanna M. Chmielewska „Sukienka z mgieł”, Wydawnictwo MG
2012, ISBN 978-83-7779-076-2, stron 240
Piwnica pod Liliowym Kapeluszem. Miejsce z duszą. Kawiarnia
z dobrą energią. Właścicielka przyciągająca do siebie ludzi jak magnes,
dobierająca smak kawy do ich nastroju. Weronika. Córka lekarzy, którzy zawsze
byli dla wszystkich, tylko nie dla niej. Starała się chorować, bo może wtedy
zwróciliby na nią uwagę, zajęli się nią, ale jak na złość, ten jeden jedyny raz
wystąpił w niewłaściwym momencie i nie pozwolił na zaprezentowanie się w
ślicznej, weselnej sukience.
Kawiarnia marzyła się jej od dawna, właściwie odkąd zaczęła
świadomie myśleć o przyszłości. Swemu marzeniu podporządkowała podejmowane
decyzje o kursach, szkoleniach, wyjazdach, praktykach. Lokal miał dwie
patronki, ciotki, z których jedna zapisała w testamencie miejsce, a druga
użyczyła wnętrzu kapelusza w liliowym kolorze. I tylko rozczarowanie rodziców –
bo mogła robić w życiu wszystko, a wybrała „bycie barmanką” - tkwiło gdzieś jak
zadra.
Druga powieść Joanny M. Chmielewskiej urzekła mnie tak samo,
jak jej poprzedniczka. Wydała mi się może bardziej refleksyjna, może odrobinę
bardziej smutna. Ale nadal subtelnie utkana ze zwyczajnych historii.
Przejmująca samotność małej Weroniki wzbudziła zamysł nad ludźmi, którzy
zapewniają dziecku byt, ale nie miłość; dla których potomek jest na ostatnim
miejscu, a jednocześnie ma się wobec niego wielkie plany i wyznacza mu jedynie
słuszny porządek życia. A Weronika nie dawała się przyłożyć do żadnego gotowego
wzorca. Jej dzieciństwo wypełniały koty – a właściwie nie wiadomo do końca, kto
się kim opiekował – i Brzozowe Królestwo. I to, co ulotne, nienazwane,
niepojęte rozumem.
Pochłonęła mnie też historia Anastazji, trzymałam za nią
kciuki z całych sił, chciałam, żeby o siebie walczyła, żeby los pokazał jej
swoje lepsze oblicze, żeby stanęła dumnie z wyprostowaną głową. Zarówno dla
niej, jak i dla Weroniki, świat pojaśniał dzięki przyjaźni. Nie musiała autorka
używać wielkich słów, by pokazać, jak bezcenną wartością jest mieć koło siebie
choćby jednego, oddanego, bliskiego człowieka, z którym nawet po latach można
kontynuować rozmowę tam, gdzie kiedyś się ją urwało.
Joanna M. Chmielewska swojej książce nadała piękny tytuł.
Zresztą wszystkie jej powieści mają poetyckie, silnie przemawiające do wyobraźni
tytuły, a do takich mam słabość. Autorka oddała w nasze ręce fabułę z
przesłaniem, mądrą, o czymś mówiącą. „Sukienkę z mgieł” gorąco polecam; wiem,
że będę do niej wracać. A Joannę M. Chmielewską dopisuję do grona pisarek
ulubionych.
faktycznie, zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI tak jest:)
UsuńCzytałam, lekka, ciepła lektura, idealna na wakacje.
OdpowiedzUsuńZgadzam się:)
UsuńNa mojej półce stoją dwie książki tej autorki, muszę się w końcu zmobilizować i je przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Moim skromnym zdaniem powinnaś to zrobić jak najszybciej;)
UsuńWidzę,że Pani Chmielewska pisze na prawdę ciekawe powieści:) Koniecznie muszę się z nimi zapoznać. Tylko skończę to co już zaczęłam:))
OdpowiedzUsuńTo kończ szybciutko i zabieraj się za te;)
UsuńJa również dopisałam autorkę do moich ulubionych. Muszę koniecznie przeczytać tę książkę, już czuję jej klimat.
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że udało mi się oddać nastrój;)
UsuńKolejna bardzo ciekawa pozycja:) Tytuł rzeczywiście niesamowity!!
OdpowiedzUsuńMamy bardzo podobny gust czytelniczy Paulinko, także myślę, że to będzie również moja jedna z ulubionych autorek powieści:)
Mam taką nadzieję, że przypadnie Ci do gustu. U Ciebie też dzisiaj ciekawa pozycja:)
UsuńNareszcie coś nowego dodałam. Marnie mi idzie czytanie i pisanie również:(
UsuńW poniedziałek wyjeżdżam znowu na trzy dni, to będę całą podróż czytała. Tym razem nie wyrzucę książki przez okno,
bo "Pożegnanie z Afryką" nie wzbudza takich skrajnych emocji:):)
No powiem Ci szczerze, że zdziwiłabym się bardzo, jakbyś "Pożegnaniem" rzuciła przez okno;) I znów będzie smutno bez Ciebie.
Usuń:):) Szybko miną trzy dni:):)
UsuńPewnie tak, ale mimo wszystko;)
UsuńCzytałam i bardzo dobrze wspominam. Mam za sobą także "Poduszkę w różowe słonie", a przede mną "Karminowy szal". :)
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że mamy takie samo zdanie:)
Usuń