Jan Głuszenia „Maria Rodziewiczówna: strażniczka kresowych
stanic”, Wyd. Alfa 1997, ISBN 83-7179-019-8, stron 208
Maria Rodziewiczówna jest autorką – moim zdaniem – jednego z
najpiękniejszych tytułów w literaturze polskiej: „Między ustami a brzegiem
pucharu” – nie wiem, co on w sobie ma, ale pozostaję pod jego urokiem już od
kilku lat. Ze wstydem muszę przyznać, że w ogóle nie znam twórczości pisarki,
ale może kiedyś przyjdzie czas na nadrobienie tego zaniedbania. Na razie
postanowiłam poznać samą autorkę.
Jan Głuszenia pierwsze wydanie książki napisał w 1992 r.
Fala listów, jakie otrzymał po jej publikacji, skłoniła go do stworzenia
drugiej wersji, uzupełnionej i prostującej popełnione nieścisłości. Archiwum
rodzinne pisarki uległo zniszczeniu podczas pożaru jej dworu w 1939 r., stąd
też materiałów źródłowych nie ma zbyt wiele, a dodatkowo są rozproszone. Autor
starał się dotrzeć do każdego z nich, co nie było łatwym zadaniem.
Państwo Rodziewiczowie wracają po 7 latach, ale że
obowiązuje ich zakaz osiedlania się na Litwie, na nowe miejsce do życia
wybierają Warszawę. Maria uczęszcza na pensję elementarną Józefiny Kuczyńskiej,
a jej wielką pasją jest przyroda; to z biologii będzie mieć najlepsze oceny.
Kiedy ojciec dziedziczy po bracie majątek w Hruszowej na Polesiu, Marysia
zostaje oddana do zakładu dla panien sióstr Niepokalanek w Jazłowcu. Ma wtedy
12 lat, a zdobyta tam wiedza będzie przynosiła owoce przez całe życie.
Zakonnice zaszczepią w niej wiarę, stanowiącą otuchę i podporę w
najtrudniejszych chwilach, jakie los dla niej przeznaczył.
Swoją edukację w szkole Maria kończy na szóstej klasie z
powodu klopotów finansowych rodziny. Nie będzie jej dane zrealizować marzeń o
wyjeździe za granicę i studiowaniu nauk medycznych oraz przyrodniczych. Po
śmierci ojca zostaje z matką w dworze, ciężko pracując, by spłacić brata. Pod
wpływem Marii Konopnickiej angażuje się w rozprowadzanie książek zakazanych
oraz organizację tajnej oświaty.
Już początki pisarskiej kariery przynoszą jej uznanie:
„Straszny dziadunio”, „Dewajtis”, który zdobywa drugą nagrodę „Kuriera Warszawskiego”.
Autorka zawsze wiedziała, czego chce, walczy o to, by jej utwory drukowane w
krakowskim „Czasie” były nie zmieniane. Jej książki tłumaczono m. in. na
angielski, niemiecki, czeski. Mistrzem literackim był Henryk Sienkiewicz.
Twórczość pani Marii nie była zbyt ceniona przez krytyków; jej kolejne
jubileusze były traktowane ironicznie lub nie wspominano o nich wcale;
czytelnikom jednak ich opinia nie była do niczego potrzebna i książki te
cieszyły się olbrzymią popularnością. Caly czas jednak pisarka borykała się z
trudnościami finansowymi; prowadzenie dworu wcale nie było sprawą lekką,
zwłaszcza że dopiero po 27 latach udało jej się spłacić długi brata.
Nie było rozdźwięku między tym, co robiła, a tym, co
opisywała. Poświęcała się pracy społecznej, miała jasno sprecyzowane poglądy.
Brała udział w organizowaniu pomocy nie tylko w czasie I wojny światowej, ale i
okupacji hitlerowskiej, kiedy sama potrzebowała wsparcia, będąc w podeszłym
wieku, schorowana.
Biografia Marii Rodziewiczówny jest dość nierówna. Wynika to
z faktu, że część życia pisarki przedstawiona jest w formie zbeletryzowanej,
natomiast część opiera się bardzo dokładnie na dokumentach i czyta się ją
zdecydowanie gorzej. Mam tutaj na myśli przedstawienie ostatniego roku życia, w
którym prowadziła „Kalendarzyk” (18 I – 2 XI 1944), notując wydarzenia z
własnego życia oraz przebieg wojny w kraju i na świecie. Autor opisuje każdy
ten dzień, przedstawiając, kto pisarkę odwiedził, co i od kogo otrzymała, i co
na froncie. Lepszy efekt dałoby chyba przytoczenie tych zapisków w całości jako
aneks, bo takie wymienianie nie przyniosło dobrego rezultatu. Lekturę
utrudniają też liczne błędy interpunkcyjne i literówki.
Jednocześnie jednak Jan Głuszenia pięknie przedstawił uroki
poleskich wsi, ich przyrodę, tradycje czy zwyczaje domowe. Udało mu się także
oddać etos pracy pisarki i dziedziczki, jej przywiązanie do ziemi – nie tylko
ojczystej, ale też rodzinnej, oraz głęboki patriotyzm wyrażany w czynach. Na
pewno „Strażniczka kresowych stanic” przyczyniła się do poszerzenia mojej
wiedzy o Marii Rodziewiczównie i czasach, w których żyła.
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony http://xarchiwum.pl/gluszenia-jan-maria-rodziewiczowna-i1996172984.html.
Nie lubię czytać biografii, gdyż nie interesuje mnie czyjeś prywatne, czy zawodowe życie, więc i przypadku Marii Rodziewiczówny spasuje, ale wiem, komu mogę polecić tę pozycje.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że chociaż na tyle Ci się przyda;)
UsuńU mnie nastrój na biografie przyszedł z wiekiem; gdy byłam młodsza, ani mi w głowie były takie "nudy", jak wówczas o nich myślałam;)
Paulinko Maria Rodziewiczówna to ukochana autorka mojej mamuśki:) Mamy w domu wszystkie jej książki, niektóre z nich jak na przykład "Lato leśnych ludzi" dwa egzemplarze, gdyż pierwszy jest dosłownie w częściach(został zaczytany) :))
OdpowiedzUsuńTo coś musi być w tych książkach, że aż zostały zaczytane:))
Usuń
OdpowiedzUsuńLubię czytać biografie, ale przyznam się, że rzadko po nie sięgam, bo czyta się je dość wolno, a ja mam tyle planów i tak dużo książek do przeczytania i zależy mi na czasie.
Około 12 lat temu miałam taki okres, w którym czytałam tylko książki napisane przez M.Rodziewiczównę. Przeczytałam wszystkie pozycje dostępne w kilku bibliotekach. Byłam oczarowana jej twórczością.
Paulinko kochana, Słoneczko moje, ja nie wiedziałam, że to Twoje urodzinki były. Dla Ciebie to specjalne życzenia bym przygotowała i wpisałabym się u Ciebie na blogu!
UsuńZ całego serca życzę Ci powodzenia w życiu osobistym, dużo miłości, pociechy z siostrzeńca, mnóstwo uśmiechu na co dzień, przeczytania wielu wspaniałych książek, Powodzenia w prowadzeniu bloga,spełnienia marzeń i wszystkiego naj...!!!!
:):):):):):)
Ja też lubię biografie, tylko muszą dotyczyć osób, które w jakimś tam stopniu lubię, bo w innych przypadkach wyznaję podobną zasadę, szkoda mi czasu, jak tyle jeszcze książek w kolejce:)
UsuńTo może mnie też kiedyś natchnie do poznania twórczości Rodziewiczówny, skoro Ty, Aguś, byłaś oczarowana, to mnie to bardziej zachęca.
Agniesiu moja, bardzo Ci dziękuję za tak piękne życzenia:))
Przyznam się szczerze, że mam w swojej biblioteczce kilka książek tej autorki, ale jeszcze ich nie czytałam.
OdpowiedzUsuńCzyli obie czekamy chyba na lepszy moment;)
Usuń