Michael Morys-Twarowski „Polskie Imperium. Wszystkie kraje
podbite przez Rzeczpospolitą”, Ciekawostki Historyczne.pl 2016, ISBN
978-83-240-3078-1, stron 352
Polską politykę historyczną i ogólnie myślenie o naszych
dziejach zdominowało podejście martyrologiczne. Upamiętniamy raczej wydarzenia
tragiczne; w przestrzeni publicznej spotykamy częściej informacje o tym, co
nam, Polakom, nie wyszło, gdy przywołuje się np. historię nieudanych zrywów
narodowo-niepodległościowych. Z uwagi na pamięć i szacunek dla ich ofiar – to
dobrze, bo bez pamięci nie ma tożsamości narodu, ale zastanawiałam się już
parokrotnie, dlaczego obok porażek nie stawiamy na piedestale tego, co naprawdę
warte przywołania, czemu nie mówimy głośno o sukcesach? Może czas by był
wreszcie inaczej rozłożyć akcenty także w nauczaniu historii? Do pewnego
stopnia próbuje to robić Michael Morys-Twarowski, prawnik, amerykanista, doktor
historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. W znakomitej serii Znaku – Ciekawostki
Historyczne.pl – sięga on do czasów, kiedy to Polska podbijała, a nie była
podbijana.
Biorąc po uwagę to, jak dziś wszystko próbuje się tłumaczyć
naszym kiepskim, mówiąc eufemistycznie, położeniem geograficznym, czyli między
Niemcami a Rosją, a patrząc już choćby na sam spis treści niniejszej
publikacji, naprawdę trudno nie pomyśleć, że coś poszło bardzo nie tak. Polacy
wkraczali do Kijowa, na Krym, zajmowali Mołdawię i Wołoszczyznę, byli nawet w
Moskwie i Berlinie; a w 1598 r. liczący ponad 8 tysięcy mieszkańców Sztokholm
przejęło dwunastu Polaków z rotmistrzem Samuelem Łaskim na czele. Do
regionów podbitych czy stanowiących lenno, należy również zaliczyć Kurlandię i
Semigalię (dzisiejsze południe i zachód Łotwy); dziedzictwo królowej Bony,
czyli włoskie Bari i Rossano; starostwo spiskie na Słowacji. Były także akcenty
egzotyczne – do tej pory myślałam, że największą egzotyką były snute w
dwudziestoleciu międzywojennym plany polskiej kolonii na Madagaskarze, gdy
tymczasem w II połowie XVI w. skrawek Polski znajdował się też... na Tobago,
będącym lennem księcia Jakuba Kettlera z Kurlandii, oraz w Afryce, u ujścia
rzeki Gambii – niegdysiejsza Wyspa Św. Andrzeja nosi nazwę Kunta Kinte i nawet
obecnie można tam zobaczyć ruiny fortu zwanego kiedyś Fort Jakob na cześć
księcia Kurlandii.
Książkę Michaela Morysa-Twarowskiego czyta się świetnie.
Każdy rozdział ma swoją dramaturgię, a dzięki temu czytelnik nawet i wypieków
może dostać z emocji. Nie zmienia to jednak ogólnego wydźwięku publikacji,
którym jest żal, bo „Polacy, jak mieszkańcy każdego imperium, zlekceważyli
kołatanie barbarzyńców do swoich bram” (str. 313). Mimo tego jednak, warto
„Polskie Imperium” przeczytać i pamiętać o tym, że Polska była kiedyś
prawdziwą, europejską potęgą. Mamy być z czego dumni.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.
Tym razem nie jestem zainteresowana, ale może kolejna Twoja propozycja bardziej trafi w moje literackie gusta :)
OdpowiedzUsuńW najbliższej kolejności same powieści, więc coś, do czego Ci na pewno bliżej:)
UsuńA ja jestem zainteresowana i nawet już tę książkę dostałam do przeczytania. Tylko czasu brak.
OdpowiedzUsuńPowinna Ci pójść szybko, bardzo dobrze się ją czyta:)
UsuńMuszę się zaopatrzyć w tę książkę :)
OdpowiedzUsuńLektura idealna dla mojego wuja. On uwielbia takie książki.
OdpowiedzUsuńPolecaj w ciemno:)
UsuńZastanawialam się nad tym tytułem, ale jakoś się nie przełamałam. Szkoda. Chwilowo przenoszę się w czasie do PRL-u. W końcu! :)
OdpowiedzUsuńI chyba nawet wiem, co będziesz czytać;)
UsuńCieszę się, że książkę tak świetnie się czyta, bo miałam co do niej pewne obawy. Już nie mogę się doczekać, kiedy sama będę miała okazję ją poznać! :)
OdpowiedzUsuńJa w sumie też miałam lekkie obawy, ale nie dałam im zwyciężyć, uznałam, że poprzednie dwie w nowej serii były świetne, więc i ta musi być taka:)
Usuń