Magdalena Knedler „Winda“, Wyd. JanKa 2016, ISBN
978-83-62247-42-4, stron 240
Jedna winda, a tyle osób już widziała, tyle emocji
doświadczyli ci, których już przewiozła. Dziesięciopiętrowy blok we Wrocławiu,
jedna winda i oni, ludzie, trochę zwyczajni, a trochę niezwykli. Wykonują różne
zawody, inne rzeczy ich pochłaniają, ale łączy jedno – każdy chciałby być tak
po prostu szczęśliwy, na swoją miarę.
Wanda w windzie szuka inspiracji, które chciałaby przełożyć
na haiku. Alicja jest psychologiem, z zabagnioną historią związków z rodzicami.
Do Matyldy, która niedawno urodziła dziecko, przyjeżdżają ze wsi rodzice, ale
stary Gajewski ani myśli długo tu zabawić, bo on na wszystko ma „swój oglund”,
a wokół same „mjastowe pomietła, ni jinaczej” (str. 40) – ten rozdział to
prawdziwy majstersztyk. Jest Eli, młody Żyd z Kanady, którego babcię Rifkę tak
bardzo ucieszyło, że jej wnuk chce studiować w Polsce. Maryla, które kiedyś
była gospodynią na plebanii, teraz co czwartek blachę ciasta drożdżowego z
żurawinami zostawia pod drzwiami wywodzącego się z arystokratycznego,
lwowskiego domu pana Stanisława. Romek gra na skrzypcach, ale ciągle nie
wychodzą mu dwadzieścia cztery kaprysy Paganiniego. Dżela jest nauczycielką
plastyki, ale żeby przekonać uczniów do swojego przedmiotu, musi im opowiadać
historie z życia artystów, pełne alkoholu i narkotyków. Jest jeszcze Iwona,
Anna, Dariusz, albinoska Wiktoria, Japonka Aya, kiedyś gejsza i windziarka w
domu towarowym, a także Maniek i Edward, który niegdyś był „Edłordem”.
„Windę” chciałam przeczytać od razu, wystarczyła mi sama
okładka. A opis tylko spotęgował wrażenie, że to będzie coś wyjątkowego.
Intuicja mnie nie zawiodła, a autorka pokonała „syndrom drugiej książki” –
„Winda” jest utworem całkowicie innym od „Pan Darcy...”, ale to nadal jest
najwyższa jakość pisarstwa. Mam tylko nadzieję, że trafi ona na czytelników,
którzy docenią jej wartość. Bo trzeba zaznaczyć, że nie jest to powieść, która
ma dostarczyć tylko rozrywki, to znacznie więcej.
Inspiracją do powstania niniejszej książki była głównie
sztuka artysty o nazwisku Koji Kamoji, który łączy elementy charakterystyczne
dla kultury polskiej i japońskiej. Jednocześnie „w głowie miałam ciągle ten
żydowski śpiew i japoński flet”, jak napisała sama autorka o wystawie „Wieczór
– łódki z trzciny”, którą kiedyś obejrzała i która została w jej pamięci na
długo. Stąd w powieści obecność Japonki i Żyda, haiku i kaligramów. Ale można
odnieść jeszcze jedno wrażenie – że tak naprawdę największą inspiracją dla
pisarki są po prostu ludzie. Przed oczami mam taką scenę: pani Magda ma przed
sobą wielki blok zbudowany z małych pudełek, będący symbolem bloku, w którym
toczy się akcja. Zagląda do każdego z tych mniejszych pudełek i patrzy na jego
mieszkańców. Ale robi to z wyczuciem i taktem, a przy tym z pełnym zrozumieniem
i – tak, to chyba dobre słowo – z ciepłem. Jej postaci są, jakie są, ale ona
ich nie ocenia, bo każdy jest inny, inaczej kieruje swoim życiem. I ma do tego
prawo. A ona śmieje się razem z nimi i razem z nimi cierpi. Kreuje związki
między użytkownikami windy, a ich osobiste problemy i radości stają się
zwierciadłem naszych przeżyć. Myślę, że niejeden z nas mógłby zamieszkać w tym
bloku i pasowałby do wspólnoty, jaką – mimo różnych doświadczeń – stworzyli
jego mieszkańcy.
„Winda” jest jedną z tych książek, które zasługują na
wyjątkową recenzję, a niekoniecznie taka mi wyszła. I tak nie oddam słowami
wszystkich tych uczuć, jakie wywołała we mnie powieść Magdaleny Knedler; mogę
tylko powiedzieć, że stworzenie tylu pełnokrwistych postaci musiało być nie
lada wyzwaniem, a pisarka w pełni mu podołała. Zbudowała świat fascynujących
osobowości i jestem jej bardzo wdzięczna, że mnie do niego zaprosiła. Biorąc po
uwagę, że osobiście mam uraz do wind, boję się nimi jeździć i unikam ich jak
mogę, inaczej bym ich nie spotkała, poszłabym schodami. Gratuluję autorce
pomysłu i sposobu jego wykonania. Trzymam z całych sił kciuki, by o „Windzie”
było głośno, by nie okazała się powieścią niszową. Jedno mam tylko pytanie na
koniec: dlaczego tak krótko...?
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce i
Wydawnictwu JanKa.
Nie znam twórczości autorki, ale mam na swojej półce „Pan Darcy nie żyje”, zatem jak znajdę wolną chwilę to zajrzę do tej książki.
OdpowiedzUsuńKoniecznie, debiut autorki jest znakomity:)
UsuńNo i cudownie, lektura wciąż przede mną, cieszę się z Twoich jakże pozytywnych odczuć! :)
OdpowiedzUsuńA ja mam nadzieję, że Twoje wrażenia również będą pozytywne:)
UsuńWidzę, że książka zrobiła Tobie wielkie wrażenie. Z chęcią ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz, bo nie paradoksalnie nie było łatwo o niej napisać:)
UsuńNa pewno po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuń