środa, 3 lutego 2016

Przemysław Semczuk "Wampir z Zagłębia"



Przemysław Semczuk „Wampir z Zagłębia”, Znak 2016, ISBN 978-83-240-4095-7, stron 384

W ostatnich latach możemy obserwować prawdziwy wysyp książek poświęconych czasom Polski Ludowej. Dla mnie to dobrze, lubię czytać o tej epoce, więc mam z czego wybierać. Sporo z nich mam już na swoim koncie i na pewno w co najmniej jednej („Zimne. Polki, które nazwano zbrodniarkami” Marka Łuszczyny) zetknęłam się z historią Zdzisława Marchwickiego, człowieka, który został zapamiętany jako „Wampir z Zagłębia”. U Łuszczyny wydarzenia były przedstawione z perspektywy siostry tego, jak chciały media, największego seryjnego mordercy w Polsce. Gdy zobaczyłam zapowiedź książki w całości poświęconej Wampirowi, nie wahałam się ani chwili, od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Tym bardziej że nazwisko Przemysława Semczuka jest mi znane; poznałam „Magiczne dwudziestolecie” jego pióra, które uważam za rzetelne, merytoryczne i przystępne w odbiorze opracowanie. Teraz liczyłam na równie udaną książkę.   

Na początku listopada 1964 r. znaleziono w Dąbrówce Małej zwłoki Anny Mycek. Z czasem sprawca „się rozkręcił” i napaści na kobiety było coraz więcej. Sześć z nich przeżyło atak. Wśród ofiar znalazła się Jolanta Gierek, bratanica pierwszego sekretarza KC PZPR. Śledztwo prowadzono na naprawdę szeroką skalę, był czas, że pod lupą znalazły się nawet 23 tysiące mężczyzn. Za informacje o zbrodniarzu wyznaczono gigantyczną nagrodę – milion złotych. W 1972 r. wreszcie powiał wiatr ulgi – aresztowano Wampira. Miał nim być Zdzisław Marchwicki. Tylko czy faktycznie to ten człowiek był odpowiedzialny za ujęte w akcie oskarżenia czternaście morderstw i sześć usiłowań?

W 1975 r. zapadł wyrok w tej głośnej sprawie, wykonano go dwa lata później. Czy powieszono właściwego człowieka? Na to pytanie szuka odpowiedzi Przemysław Semczuk. Jego opracowanie jest podzielone na cztery części – „Proces”, „Pościg”, „Wyrok” i „Mgła”. Opiera się on na aktach sprawy, dokumentach (a czasami tylko na ich wspomnieniach, bo nigdzie ich nie ma, a wiadomo, że istniały) oraz relacjach prasowych i rozmowach z żyjącymi jeszcze osobami, które miały styczność ze sprawą Marchwickiego. Podoba mi się to, że „Wampir z Zagłębia” nie był pisany pod gotową tezę, a przynajmniej moim zdaniem, widać to w toku narracji. Semczuk dokonuje wnikliwej wiwisekcji wydarzeń: zadaje pytania, szuka odpowiedzi, ale wspomina też o swoich wątpliwościach. Jakkolwiek da się wyczuć, ku której wersji się skłania, to jednak nie stawia jednoznacznej tezy – bo też i chyba nie da się już takiej postawić – pozwalając czytelnikowi na wyrobienie sobie własnego zdania. 

Jaka jest więc moja opinia? Zarzekać się nie będę, ale wydaje mi się, że to nie Zdzisław Marchwicki był mordercą. Jego obraz, jaki wyłania się z kart publikacji Semczuka, w moich oczach nie ma nic wspólnego ze zwyrodnialcem, który potrafił napadać na kobiety i tak brutalnie pozbawiać je życia. Ja widziałam go raczej jako mężczyznę, który miał w życiu niebywałego pecha, a ten zaczął się w chwili, gdy poznał swoją żonę. A później pech objawił się jeszcze raz, gdy Marchwicki zaczął pasować do koncepcji zbrodni forsowanej przez organa ścigania. Patrząc na całokształt historii, nie wierzę, że Marchwicki byłby zdolny kamuflować się do tego stopnia, chyba że naprawdę był aż takim psychopatą, by mordować kobiety, a potem twierdzić, że jest niewinny i ich nazwiska ani opisy mu nic nie mówią. A jeśli nie był chorym zwyrodnialcem, to, jak dla mnie, był zbyt zwyczajny, zbyt prostolinijny, by wymyślić taką akcję i późniejszą obronę. Trudno mi pogodzić się z myślą, że mógłby mieć dwie aż tak różne twarze.

Jeśli ktoś był tutaj winny, to zdecydowanie prokuratura i sąd oraz dziennikarze. Jedni i drudzy wydali wyrok na długo przed tym prawomocnym. Muszę jeszcze wspomnieć, że czytałam „Wampira...” prawie natychmiast po „Zabić. Mordy polityczne w PRL”. Po tym, czego dowiedziałam się od Patryka Pleskota, jestem w stu procentach przekonana, że peerelowski wymiar „sprawiedliwości” nie miał nic wspólnego z praworządnością i poświęcenie niewinnego człowieka po to, by „odtrąbić” sukces milicji, prokuratora i sądu, nie było dla nich niczym niewłaściwym czy nieetycznym. Wniosek, że Zdzisław Marchwicki był jeszcze jedną ofiarą polityczną komunizmu, nasuwa się sam i chyba nie jest zbyt przesadzony – choć okoliczności całej sprawy są zupełnie inne, niż w przypadkach prezentowanych przez Pleskota, to już działania służb były co najmniej równie niepokojące.    

Przemysław Semczuk swoją najnowszą książką sprawił, że zdanie na temat jego prac podtrzymuję: są doskonałe merytorycznie, znakomicie się je czyta, a polecać można z całą mocą. Do lektury „Wampira z Zagłębia” zachęcam nie tylko miłośników historii, ale wszystkich tych, którzy interesują się przykładami zetknięcia jednostki z pozbawionym skrupułów systemem.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak. 

http://www.wydawnictwoznak.pl/ksiazka/Wampir-z-Zaglebia/7142


8 komentarzy:

  1. No proszę. Czyli mógł być niewinny jednak. Zaintrygowałaś mnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka to by Cię dopiero zaintrygowała. Ciekawa jestem, jakie byłoby Twoje zdanie po lekturze.

      Usuń
  2. Tym razem jestem zainteresowana i to bardzo. Muszę koniecznie rozejrzeć się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie czytam te książkę i też uważam, że skazali niewłaściwego człowieka.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.