Maciej Krupa „Kroniki zakopiańskie”, Muzeum Tatrzańskie w
Zakopanem, Czarne 2015, ISBN 978-83-8049-149-6, stron 288
Rzadko mam okazję pojechać w góry (a przecież nie mam do
nich jakoś bardzo daleko), ale rekompensuję to sobie (a przynajmniej staram
się) lekturami na ich temat. Uwielbiam czytać o polskich pasmach górskich,
szczególnie o Tatrach i o samym Zakopanem, choć do miasta jako takiego i jego
otoczki można mieć wiele uwag. Z sentymentem wspominam dwa tomy opowieści
snutych przez Paulinę Młynarską i Beatę Sabałę-Zielińską oraz „Sklep potrzeb
kulturalnych po remoncie” Antoniego Kroha, który zresztą rekomenduje „Kroniki
zakopiańskie”. Nie wytłumaczę racjonalnie, dlaczego tak mnie ciągnie do
publikacji tego typu, po prostu tak jest. Stąd też na widok opracowania Macieja
Krupy oczy mi się zaświeciły i natychmiast powędrowało ono na listę lektur
obowiązkowych. A teraz z radością mogę o nich napisać kilka słów.
„Kroniki zakopiańskie” to jedna z tych publikacji, które
można czytać na wyrywki lub rozdział po rozdziale. Mnie porwała na tyle, że pochłonęłam
ją jednym tchem, choć obiecywałam sobie - po kilku pierwszych tekstach, gdy już
wiedziałam, że to będzie znakomita rzecz - że będę się delektować i dawkować
sobie przyjemność. Obietnica sobie, a rzeczywistość sobie. Myślę, że sukces
„Kronik...” tkwi w tym, iż Krupa oddał specyfikę tej miejscowości wyrosłej u
stóp Tatr. Króciutkie teksty, każdy niby o czym innym, a jednak składają się
one na malowniczy portret miasta i regionu jedynego w swoim rodzaju, z
niepowtarzalną historią.
Na kartach książki przewija się cała plejada postaci
tworzących polską kulturę. Józef Ignacy Kraszewski, Helena Modrzejewska, Ignacy
Jan Paderewski, Artur Rubinstein, Joseph Conrad, Kornel Makuszyński, Rafał
Malczewski oraz ten, bez którego legenda Zakopanego byłaby o wiele uboższa,
czyli Stanisław Ignacy Witkiewicz. Jest mowa o tych pierwszych, o właścicielu
dóbr zakopiańskich, którym był hrabia Władysław Zamoyski, i o tych najbardziej
zasłużonych, jak doktor Tytus Chałubiński czy Andrzej Chramiec. Jest tekst o
przewodnikach górskich, także o „górskim świętym”, czyli Klimku Bachledzie.
Dowiemy się również, jak stawiano krzyż na Giewoncie, kto pierwszy wszedł zimą
na Gerlach, czym była Rzeczpospolita Zakopiańska, jak wyglądało wesele na
Rojach i czemu mówiło się o klątwie Zamarłej Turni. A to i tak jeszcze nie
wszystko; co tekst, to perełka, a jednocześnie miniaturka arcyciekawa i
fascynująca, zachęcająca także do zgłębiania tematu na własną rękę.
„Kronik zakopiańskich” nie chce się kończyć. Jak dla mnie,
ta książka mogłaby mieć co najmniej trzy razy taką objętość. Klimatyczna,
nastrojowa, budzi sentyment za czasem minionym. W mojej opinii, Maciej Krupa
stworzył publikację idealną.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Księgarni
ArtTravel.
Nigdy nie byłam w górach, ale marzę o tym, żeby kiedyś je zobaczyć.
OdpowiedzUsuńMyślę, że byłabyś zachwycona:)
UsuńNo proszę, nie miałam jeszcze okazji przeczytać czegoś w tym rodzaju, a szkoda, bo góry mają swój klimat. :) O wiele bliżej mi do morza, więc w górach bywam rzadko, więc tym bardziej... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hon no Mushi
Namawiam do lektury i tej pozycji, i tych wspomnianych w pierwszym akapicie:)
UsuńDla miłośników gór to nie lada gratka. Nie mówię nie, ale póki co mam inny zestaw lektur w planach.
OdpowiedzUsuńZgadza się, cenna książka.
UsuńJadę w góry na weekend majowy (akurat do Zakopanego) więc książka w sam raz do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńSkoro jedziesz, to polecam też te duetu Młynarska-Sabała-Zielińska. Krupa bardziej, jeśli chce się szukać śladów z przeszłości; dziennikarki bardziej współcześnie.
UsuńNa książkę mam ogromną chęć, ale jeszcze bardziej chciałabym pojechać do Zakopanego. Byłam tam tylko raz w podstawówce, już jakieś 15 lat temu :))
OdpowiedzUsuńTo ja ma trochę krótszy czas od ostatnich odwiedzin. Ale miejsc do zobaczenia ciągle dużo.
Usuń