Marta Kisiel
„Nomen Omen“, Uroboros 2014, ISBN 978-83-280-0837-3, stron 336
Salka ma już wszystkiego po kokardę. Nie dość, że trafili
jej się rodzice dysponujący nieskrępowaną wyobraźnią, która kazała starsze
dziecię obdarzyć imionami Salomea Klementyna, przy nazwisku Przygoda, to na
dodatek ojciec jest kompletnie niedzisiejszy, a matka chce, by córka zerwała
„kajdany fałszywej cnotliwości” i uwolniła „nieokiełznany erotyzm” (str. 9). Do
tego dochodzi nieużyty brat Niedaś, a właściwie użyty, czy raczej używający –
np. rzeczy Salki – aż za bardzo. Jedynie babcia Przygodowa daje pozory jakiejś
normalności w tej rodzinie. Dwadzieścia pięć lat to jednak dobry wiek na
wyprowadzkę, więc Salka wprowadza myśl w czyn i trafia na Lipową 5. Uprzejma,
uwielbiająca wafelki papuga na dzień dobry pytająca dziewczynę, jak się ma, to
pikuś w porównaniu ze starszymi paniami, właścicielkami jej nowego mieszkania.
A Salka, zgodnie z mianem rodowym, na brak przygód narzekać nie będzie. O ile
topienie w Odrze przez własnego brata można nazwać przygodą...
Oprócz świetnie skonstruowanej fabuły, „Nomen Omen” to
przede wszystkim bohaterowie. Co jak co, ale żadnemu z nich niczego nie
brakuje. Salka ze swoją skłonnością do upadku, fizycznego rzecz jasna;
przepaścisty Niedaś, który złapie nić porozumienia z panią Jagą; wyjątkowo
barwna Kalina; Basia, no i Roy Keane, niebiesko-żółta papuga. Moje słowa i tak
nie oddadzą tej plejady tak kolorowych postaci, to rzeczywiście trzeba
przeczytać, by zrozumieć, czym tak urzeka Marta Kisiel.
A urzeka jeszcze czymś. Językiem i stylem. Rany, jak ta
kobieta pisze, jakie ona ma skojarzenia! Niezbadane są chyba ścieżki, jakimi
podążają jej myśli, ale ile się człowiek uśmieje, śledząc je, to jego. W ogóle
to bywały takie chwile, że niektóre fragmenty, zwłaszcza dialogi, przypominały
mi ukochaną Joannę Chmielewską. Pewnie wiecie, że organicznie nie znoszę
porównań jednych autorów do drugich z tego względu, że najczęściej twórczość
tych porównywanych nijak się do siebie ma. A już jeśli chodzi o Chmielewską, to
od razu czuję dystans, gdy ktoś zachwala mi autora/rkę mianem „druga
Chmielewska”. Drugiej Chmielewskiej nie ma i nie będzie, ale podobny pazur na
pewno mają Marta Obuch i Olga Rudnicka. Od teraz, w mojej opinii, dołącza do
nich Marta Kisiel.
„Nomen Omen” trafił do mnie całkowicie. Obiecuję, że więcej
taka głupia na pewno nie będę i następnym razem, jak będą polecać, to będę
czytać czym prędzej, a nie marudzić i zastanawiać się, czy to w ogóle mój
gatunek (tym bardziej że powieść Marty Kisiel łączy ich trochę ze sobą, co
razem dało perfekcyjną całość). Z lekturą „Dożywocia” nie mam zamiaru czekać
tak długo. Naprawdę.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Za twórczość Maty Kisiel mam zamiar zabrać się już od kilku miesięcy. Cieszę się, że powieść trafiła do Ciebie, czytałam wiele pochlebnych opinii. Z dużą chęcią nadrobię. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie każ jej dłużej czekać, mówi Ci to ta, która zastanawiała się nie wiem nad czym;) Nie pożałujesz:)
UsuńNie znam twórczości Marty Kisiel, ale mam na półce jakąś jej książkę, bodajże Dożywocie, ale nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz wolną chwilę, to czytaj:)
UsuńSłyszałam już o tej pisarce, ale na jej książki nie miałam okazji trafić.
OdpowiedzUsuńTo ja kilka razy miałam ją w ręce w bibliotece, ale ciągle rezygnowałam. Jak to dobrze, że w końcu któregoś dnia przyniosłam ją do domu;)
UsuńHa ha po przeczytaniu Twojej recenzji mam wielką ochotę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńNie popełniaj mojego błędu i nie zwlekaj zbyt długo;)
Usuń"Dożywocie" jest jeszcze lepsze!
OdpowiedzUsuńJak tylko będzie dostępna w bibliotece, porywam z półki i czytam;)
UsuńAle się zgrałyśmy z "Nomen Omen", w ten sam dzień :) Tego pazura rzeczywiście autorce nie brakuje i czytało mi się ją z ogromną przyjemnością. Teraz czas na "Dożywocie" :)
OdpowiedzUsuńOtóż to, czas na "Dożywocie":)
Usuń