środa, 12 lutego 2014

Sue Eckstein "Przemilczenia"



Sue Eckstein „Przemilczenia”, Prószyński i S-ka 2013, ISBN 978-83-7839-539-3, stron 272

Pod wpływem artykułu w gazecie, doktor antropologii Julia Rosenthal zaczyna wspominać swój dom rodzinny. W tekście wypowiada się jej córka Susanna oraz brat Max. Gdy dziewczynka miała dziesięć lat, postanowiła wyjechać do swojego wuja do Anglii, zastawiając matkę w Afryce, gdzie wówczas mieszkały. W swoich rozważaniach o przeszłości, Julia zastanawia się nad tym, jak jej i Maxa rodzina wpłynęła na nich samych i ich wybory życiowe. Ona nigdy nie związała się z ojcem swojej córki, nie czuła też potrzeby urzędowego potwierdzenia swojego partnerskiego związku; Max wybrał egzystowanie w komunie.
I tak jak dziewczyna w artykule napomina o swojej babci, tak Julia analizuje to, co działo się w ich domu, a co warunkowane było zachowaniem matki. Ta nigdy nie mówiła o swojej młodości, czasem znikała w tajemniczy sposób, zaliczyła też kilka pobytów w szpitalu psychiatrycznym. Nie pozostawało to bez znaczenia nie tylko dla jej dzieci, ale i męża, znanego i szanowanego chirurga, który ukojenia i zapomnienia coraz częściej szukał w alkoholu.

Pewna kobieta rozmyśla nad swoją przeszłością. Podczas rozmów z lekarzem, sięga pamięcią do tego, co nigdy nie zostało zapomniane, co towarzyszyło jej dzień i noc, w myślach. Wraca do czasów młodości, która upłynęła jej w Niemczech lat trzydziestych, gdy do głosu coraz mocniej dochodził nazizm.

Nie ukrywam, że wiele sobie obiecywałam po „Przemilczeniach” i stąd chyba wynika moje wielkie nimi rozczarowanie. Zacznijmy od samej fabuły i narracji. Już sam jej opis może się wydawać dość zagmatwany, i początek faktycznie taki jest. Prowadzona jest na dwóch, a właściwie trzech płaszczyznach czasowych. Mamy więc zwierzenia kobiety dyskutującej z doktorem, oraz relację Julii, z tym że ta bohaterka odnosi się zarówno do przeszłości, jak i tkwi w teraźniejszości, a obie te struktury splatają się ze sobą, niestety nie na tyle płynnie, by nie męczyć się w czasie czytania; przez jej większość musiałam się zastanawiać, o jakich wydarzeniach teraz opowiada. Zabrakło mi tutaj pewnego uporządkowania i bardziej wyrazistego podziału.

Założenia autorki wydawały się być naprawdę ciekawe. Pragnęła skupić się na tym, na ile definiuje nas nasze wychowanie. Chciała także „zgłębić doświadczenie dorastania wkrótce po drugiej wojnie światowej, ukazać pragnienie wielu ludzi, by stworzyć dystans między teraźniejszością a straszną przeszłością. I dylematy przeciętnych młodych ludzi, którzy dorastali w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku, a wiele dziesięcioleci później żąda się od nich, by się włączyli w doświadczenie zbiorowego wstydu” (str. 270). W mojej opinii Eckstein zupełnie nie sprostała postawionym sobie celom. Ta książka powinna aż kipieć od emocji, oczywiście tych trudnych, skoro mówimy o wojnie. A tak wcale nie jest, wręcz przeciwnie, wszystkie uczucia są przedstawione całkowicie bez wyrazu, są płaskie i nijakie, bezbarwne, przez co nie potrafiłam się zaangażować w przeżycia którejkolwiek z postaci. Owszem, rozumiałam racje każdej z nich, ale miałam wrażenie, jakby tkwiły one za jakąś szybą, przez którą nie mogłam się przebić; nie udawało mi się wyzbyć dystansu, który mnie ogarnął już na samym początku, zanim się zorientowałam w sytuacji. Odniosłam wrażenie, że ta historia jest zbyt krótka; sądzę, że nie da się zawrzeć wojennej traumy w kilku rozdziałach, ledwie dotykających głębi uczuć z niej wynikających. Więcej tu zdarzeń (choć nie akcji), niż rysów psychologicznych, co zaburzało harmonię; aby w jakikolwiek sposób dotrzeć do czytelnika, należało raczej, moim zdaniem, zastosować odwrotne proporcje.

Nie będę się bardziej rozpisywać, ponieważ nie przekonała mnie ani fabuła, ani styl, jakim została poprowadzona. Oczekiwałam treści, która mną wstrząśnie lub choćby odrobinę poruszy, a tego nie dostałam. Może to nie jest zła książka, nie wiem, ale nie powiem też, że dobra, a ja miałam nieodpowiedni na jej lekturę nastrój. Tworząc powieść osadzoną w czasach drugiej wojny światowej, lub jakiejkolwiek innej, trzeba mieć coś do przekazania i umieć to odpowiednio zaprezentować. Sue Eckstein może i miała przesłanie, nie udźwignęła jednak jego formy. Szkoda.        

Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści obyczajowe” oraz „Grunt to okładka”.

18 komentarzy:

  1. Skoro nie przekonała cię ani fabuła ani styl to ja tym bardziej nie zamierzam ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I raczej wiele nie stracisz, nie ma w niej żadnego z elementów, które lubisz.

      Usuń
  2. Dzięki za ostrzeżenie, bęę pamiętać żeby :omijać" ten tytuł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia, że najlepiej przekonywać się samemu, ale w tym przypadku nie będę do tego zachęcać.

      Usuń
  3. Szkoda, miałam zamiar przeczytać. Może jeszcze się skuszę, ale nie będę się do tego spieszyła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tym razem nie potrafię się przemóc i zachęcić;)

      Usuń
  4. W tego typu książce psychologia postaci to ważna rzecz. Szkoda, że książka nie została dopracowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, a tu szwankowała na całej linii.

      Usuń
  5. Znaczy się nie ma co o niej nawet myśleć, zapamiętam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również sporo wymagam od tej książki. Szkoda, że się na niej zawiodłaś, trochę się do niej zniechęciłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbować zawsze możesz, ale twierdzę, że lepiej poszukać czegoś innego.

      Usuń
  7. Szkoda, że ta książka Cię nie przekonała, bo wydawała się być ciekawa i chciałam ją przeczytać. Przynajmniej wiem, że nie warto po nią sięgać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem rozczarowana, bo tak dobrze się zapowiadała.

      Usuń
  8. Mi również się nie podobała :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to dobrze, że nie jestem sama w swojej opinii.

      Usuń
  9. W takim razie nie mam na nią chęci...

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.