Maja i Jan Łozińscy „Historia polskiego smaku. Kuchnia,
stół, obyczaje”, Wyd. Naukowe PWN 2013, ISBN 978-83-7705-269-3, stron 296
Moim pierwszym spotkaniem z Mają Łozińską były „Smaki
dwudziestolecia”, które oczarowały mnie każdym aspektem: motywem, podejściem do
tematu, stylem prezentacji, wydaniem. Po ich lekturze zaczęłam się zastanawiać,
jak kwestia pożywienia kształtowała się na przestrzeni wieków. Na takie
rozmyślania odpowiedź przynosi „Historia polskiego smaku”, nad którymi Maja
Łozińska pracowała z mężem Janem.
Zaczynamy od „Kuchni Piastów i Jagiellonów”. Wtedy podstawą
wyżywania było zboże, towar bardzo cenny głównie ze względu na fakt, iż można
je było długo przechowywać, czyli gromadzić zapasy.
Z mięsa najpopularniejsza
była wieprzowina (choć historycy do dziś spierają się, w jakim stopniu było ono
dostępne dla wszystkich warstw społecznych). Spożywano dużo ryb, ale też warzyw
i owoców. W środowisku zamożniejszych jedzenia nie brakowało, podobnie jak
umiaru, który często, po długich okresach postu, nie dawał się tak łatwo
zaspokoić i mógł prowadzić nawet do tragedii. Zmiany w kulinariach nastały wraz
z zawitaniem na ziemie polskie królowej Bony.
„Przy sarmackim stole” traktuje o czasach, w których
zarysowały się znaczące różnice między szlachtą a chłopami, nie tylko w kwestii
samego jedzenia, ale przede wszystkim warunków życiowych. Bazą posiłków chłopów
były kasze, zniknęło mięso; kuchnię pańską natomiast nadal charakteryzowała
obfitość i wystawność. W tym rozdziale poznajemy bliżej Stanisława Czernieckiego,
który „wydając w 1682 roku Compendium ferculorum zasłużył na tytuł
pioniera polskiego piśmiennictwa kulinarnego” (str. 74). Pozycja ta doczekała
się około dwudziestu wydań i cieszyła się popularnością jeszcze na początku XIX
wieku.
„Od Sasów do króla Stasia” to epoka, w której „prawdziwie
szczęśliwego, idealnego życia nie wyobrażano sobie bez obfitego jedzenia i
dobrych trunków, a rozkosze stołu ceniono znacznie wyżej niż jakiekolwiek inne
przyjemności” (str. 12). To czas, gdzie królował alkohol w postaci piwa,
pojawiła się też wódka i rosnący snobizm na wino, choć nie chciałabym spróbować
takiego, które podrabiano i łatwo sprzedawano niewyrobionym klientom. W XVIII
wieku na magnackich dworach rozpoczęła się europeizacja kuchni, a zmianom patronował
sam król Stanisław August Poniatowski.
„Kuchnia ziemiańska, czyli narodowa”: „przez ponad sto lat
zaborów ziemiański dwór pozostał ostoją narodowej tradycji. Jego mieszkańcy
kultywowali staropolskie obyczaje, również kulinarne (...). To niezwykłe, że
właśnie wówczas, w XIX wieku, kiedy Polska pozbawiona była własnej
państwowości, ukształtowała się jej narodowa kuchnia” (str. 128). W takiej
kuchni dominowało sięganie po miejscowe i świeże produkty. Każdy dwór mógł się
pochwalić sadem, a spiżarnie i piwnice zapełniano po brzegi przetworami, by
zapewnić samowystarczalność majątku, którego rytm życia wyznaczały pory roku i
święta.
„Przedwojenne smaki” to część, która okazała się mi już
znana i bliska z poprzedniej książki Łozińskiej. Pisząc w skrócie, dążono do
gotowania szybko (wobec tego, że kobiety zaczęły pracować zawodowo), tanio (w
obliczu kryzysu gospodarczego) i zdrowo (odchodząc o przepisów
wieloskładnikowych i czasochłonnych). Oczywiście w ziemiańskich dworach
przywiązanie do tradycyjnych obrządków nadal trzymało się mocno.
„Za Bieruta i Gomułki” – ten fragment zainteresował mnie
najbardziej, aż szkoda, że jest taki krótki, ale czemu się dziwić, skoro w
tamtych latach na pierwszy plan wysuwały się braki w zaopatrzeniu. Przejmujące
są zdjęcia, na których widać raczkujący po wojnie handel w ruinach Warszawy.
Już w latach pięćdziesiątych pojawiały się absurdy tak typowe dla epoki PRL-u,
jak np. gotowe jadłospisy i receptury potraw, które miały obowiązywać w
gastronomii na terenie całego kraju. Choć dla ludności wprowadzano kartki,
władza ani myślała ograniczać się w czymkolwiek. Pod koniec lat
sześćdziesiątych rozkwitło zainteresowanie kuchnią międzynarodową, choć
oczywiście propagowano znajomość sztuki kulinarnej bratnich narodów, co miało
podtrzymywać przyjaźń krajów socjalistycznych.
Ciekawym doświadczeniem było spojrzenie na dzieje Polski „od
kuchni”. Łozińscy piszą barwnie, z polotem i nawet jeśli ktoś nie przepada za
historią, powinien czuć się usatysfakcjonowany lekturą, tym bardziej że jakby
na to nie patrzeć, jeść musi każdy, a potrawy, które aktualnie goszczą na
naszych stołach, wyewoluowały przez lata doświadczeń naszych mam, babć i
kolejnych pokoleń przodków. „Historia polskiego smaku” to fascynująca podróż
przez wieki i zmieniające się obyczaje. Małżeństwo historyków ma dar snucia
intrygujących, wciągających opowieści, więc tym bardziej się cieszę, że jeszcze
niejedna publikacja ich autorstwa przede mną.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Nie tylko
literatura piękna...”, „Polacy nie gęsi”, „Trójka E-PIK”.
Raczej nie dla mnie książka ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo naprawdę ciekawa:)
UsuńŚwietna prawda? To tutaj zdaje się był opisane historie jak to w XVIII wieku rozbijali sobie kielichy z winem na głowach i słynne obiady czwartkowe się odbywały, a na nich też wiele się działo:)
OdpowiedzUsuńMnie a propos kielichów rozwaliła ta słynna gościnność, kiedy gospodarz na dzień dobry częstował kufelkiem, niczego sobie rozmiarów, a wypadało wypić na raz;)
UsuńInteresuje mnie książka o arystokracji tych autorów, chociaż myślę o całej serii. Na pewno jest ciekawa
OdpowiedzUsuńO arystokracji mam, jeszcze nie czytałam, ale po dwóch książkach tej pary wiem, że będzie super. A seria wciąga;)
UsuńSłyszałam o poprzedniej książce. Ta publikacja jest idealna dla mojej mamy.
OdpowiedzUsuńSerdecznie mamie polecam:)
UsuńNie lubię takich książek, ale ta wyjątkowo mnie zaintrygowała. Myślę, że mogłaby się okazać dla mnie całkiem ciekawa :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie przekreśliłaś jej od razu na wstępie:)
UsuńTematycznie nie jest to książka w moim guście, ale polecę ją cioci. Myślę, że ona znacznie bardziej doceni jej atuty.
OdpowiedzUsuńW takim razie miłej lektury dla cioci:)
UsuńSłyszałam o tej książce bodaj w Trójce. Od jakiegoś czasu jest w kręgu moich zainteresowań. Czekam w kolejce w bibliotece, trzy osoby są przede mną:)
OdpowiedzUsuńTo powiem Ci, że jesteś szczęściarą, bo ja musiałam sobie kupić, żeby przeczytać, u mnie w bibliotece nie uświadczysz;)
UsuńRaczej nie sięgnę po nią. Już na tego typu lektury w ogóle brakuje mi czasu:)
OdpowiedzUsuńA wiesz, Aguś, że mnie to się coś przestawiło, im więcej czytam książek historycznych, tym bardziej widzę, ile jeszcze chciałabym przeczytać;)
UsuńRaczej nie jest to książka, która trafia w mój gust :)
OdpowiedzUsuńNie namawiam na siłę;)
Usuń