Juliet Grey
„Maria Antonina. W Wersalu i Petit Trianon”, Bukowy Las 2013, ISBN
978-83-63431-21-1, stron 392
Umarł król, niech żyje król! Maria Antonina wie, że właśnie
nadeszła chwila spełnienia. Po śmierci Ludwika XV, wreszcie zostanie królową,
czyli zacznie się realizować w roli, do której jest przeznaczona. To będzie
triumf: jej i męża, to oni będą najważniejsi, nadając ton życiu poddanych. A
więc czas rozwinąć skrzydła.
Z mężem udało jej się zaprzyjaźnić, łączą ich ciepłe
uczucia, ale nie wszystko układa się tak, jak Toinette by sobie tego życzyła. I
nie tylko ona, jej matka, cesarzowa Maria Teresa, także jest rozczarowana, że
młoda władczyni nie ma wpływu na polityczne decyzje Ludwika, na dobór jego
najbliższego otoczenia też nie.
Sen z powiek spędza jej też ciągle
nieskonsumowane małżeństwo. Lata płyną, a jej strach przed odesłaniem do
Austrii wcale nie maleje. A przecież ona tak bardzo pragnie maleństwa! Wie, że
musi dać Francji dziedzica, delfina, ale przede wszystkim chciałaby doświadczyć
tego szczęścia trzymania w ramionach własnej perełki. Kocha dzieci, więc jak
długo jeszcze ma czekać na to, co wszystkim innym dookoła przychodzi tak łatwo?
Zapomnienia szuka w Petit Trianon, pałacyku podarowanym jej
przez męża. Od razu czuje, że pokocha to miejsce, które będzie tylko jej, musi
tylko dopasować je do swoich potrzeb, zaczynając od zmiany dekoracji. Nie może
też zapominać o sobie, przecież jako królowa jest obserwowana na każdym kroku,
a potem naśladowana, staje się więc wyrocznią w kwestiach mody, strojów i
fryzur. Jej nowe toalety i wymyślne koafiury budzą zachwyt, zwłaszcza jej
samej. Swoją świtę ogranicza do osób naprawdę bliskich, którym chciałaby nieba
przychylić za ich dobre serce i wsparcie, którego jej udzielają.
To wszystko coraz mniej podoba się poddanym. Ich sytuacja
materialna daleka jest od zadowalającej, kryzys gospodarczy zatacza coraz
szersze kręgi; oni nie mają na chleb, a Antonina stroi się w coraz piękniejsze
fatałaszki. Do tego dochodzą plotki, pamflety i karykatury, napięcie społeczne
rośnie, a królowa staje się uosobieniem doznawanych krzywd...
„Maria Antonina. W Wiedniu i Petit Trianon” to druga część
trylogii poświęconej najsłynniejszej bodaj królowej Francji. Naprawdę trzeba
mieć wielki talent, żeby historię, której koniec tak dobrze wszyscy znamy,
spisać z pasją dającą się odczuć na każdej stronie. To napięcie, o którym
wspomniałam, jest niemal namacalne i ściska żołądek w supeł. Muszę też oddać
autorce szacunek za dokonanie rzeczy niebywałej: jej bohaterka w niniejszej
części nie wzbudza już tak wielkiej sympatii, o nie; im dalej, tym coraz
mocniej nurtowało mnie, na jak wiele rzeczy pozostanie ona jeszcze ślepa, ale z
drugiej strony mimo wszystko trzymałam za nią kciuki i życzyłam sobie, żeby
jakimś cudem to wszystko wiodło do innego epilogu. Ale historia jest
nieubłagana.
Ta odsłona życia Marii Antoniny mocno skłania do przemyśleń.
Cały czas towarzyszyły mi myśli, na ile zachowanie królowej wynikało z
osobistego nieszczęścia, jakim była niemożność zostania matką. Czy wysoce
rozrywkowy tryb życia i próżność zaspokajana wyszukanymi sukniami i tworzeniem
nowych mód stanowiły pewien substytut, czy może ona naprawdę taka była? Gnuśna,
samolubna kokietka, której do pełni radości potrzebny był tylko kolejny ciuszek
i schlebianie ze strony podejmowanego dworu? Nawet gdy zdobywała się na
autorefleksję, i tak nie miała sobie wiele do zarzucenia, a to, co o niej
mówiono, było tylko krzywdzące, bez dania racji. Wniosek z tego taki, że
najsłynniejsza w dziejach Francji królewska żona nie poddaje się jednoznacznym
ocenom.
Paradoksalnie „W Wiedniu i Petit Trianon” podobało mi się
jeszcze bardziej, niż pierwszy tom trylogii, a powinno być przecież na odwrót,
skoro to tam Toinette bardziej do siebie przekonywała. Tym większy ukłon w
stronę autorki. Pod względem merytorycznym i językowym, druga część w niczym
nie ustępuje pierwszej, dalej utrzymując ten wysoki poziom przygotowania, który
wywiera tak duże wrażenie. Na ostatnie spotkanie z Marią Antoniną czekam z
zaciekawieniem, jakie tym razem młoda królowa wywoła uczucia. Wiedząc, do czego
razem z nią zmierzamy, może być ciężko.
Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy książki
historyczne”.
Ja już nie mogę się doczekać ostatniego tomu!
OdpowiedzUsuńWiesz, kiedyś myślałam, że królewska para sama sprowokowała swój los, na szczęście zgłębianie tematu w dużym stopniu zmieniło mój surowy ich osąd :)
Cieszę się, że trylogia tak bardzo przypadła ci do gustu:)
Też bym już chciała ostatnią część, one są tak pisane, że chciałoby się od razu czytać dalej:)
UsuńDobrze, że są takie książki, które prostują myślenie. Ta na wiele niuansów otwiera oczy.
Ja też niecierpliwie czekam na III tom.
UsuńFajnie, że nie jestem sama w tym oczekiwaniu:)
UsuńTym razem nie czuje zainteresowania powyższą książką.
OdpowiedzUsuńNo tak, czasy niewspółczesne.
UsuńA ja nawet nie czytałam jeszcze pierwszego tomu. Muszę nadrobić zaległości.
OdpowiedzUsuńKoniecznie:) Albo poczekać na trzeci tom i "załatwić hurtem";)
UsuńUwielbiam powieści historyczne i ta trylogia bardzo mnie interesuje. Muszę się zaopatrzyć w dwie pierwsze części przed premierą ostatniej :)
OdpowiedzUsuńTo chyba będzie najlepsze rozwiązanie, bo jak pisałam do Karoliny, po każdej chce się od razu czytać następną:)
UsuńAleż u Ciebie ładnie:) Muszę poznać tę trylogię:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, etap na minimalizm nastaje:)
UsuńW Wersalu i w Petit Trianon :)
OdpowiedzUsuńSłuszna uwaga, dzięki:)
UsuńBardzo chcę przeczytać tę serię! Uwielbiam takie klimaty :)
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam;)
UsuńPowoli, dzięki Tobie i Karolinie, zaczynam przychylniej patrzeć na tego typu książki, ale z lekturą chyba jeszcze trochę poczekam. ;)
OdpowiedzUsuńNie ma co ukrywać, że Karolina jest inspiracją, jeśli chodzi o powieści historyczne:) Poczekaj, aż Cię najdzie, a potem może już poleci lawinowo;)
Usuń