Emily Brontë „Wichrowe Wzgórza”, MG 2014, ISBN
978-83-7779-174-5, stron 448
Majątek
Wuthering Heights. To tam rozegra się dramat, który już na zawsze zmieni
życie jego mieszkańców. To do tego domostwa jego właściciel, pan Earnshaw,
przywozi z kolejnej podróży chłopca znalezionego na ulicach Liverpoolu. Jest on
bezdomnym Cyganem, ale nowy pan szybko zaczyna w nim widzieć swojego ulubieńca.
Swoim własnym dzieciom zapowiada, że mają traktować Heathcliffa jak brata.
Początkowo Hindley i Cathrine są mocno niezadowoleni, mieli przecież dostać od
papy prezenty, a nie jakąś brudną istotę. Ale szybko między Cathy a
Heathcliffem rodzi się niebywale silna więź, jedno staje się nieodłączną
częścią drugiego. Dokazują, broją, włóczą się po wrzosowiskach, za nic mając sobie
napomnienia i przestrogi.
Z klasyką bywa u mnie różnie, uważam, że nie do wszystkich
dzieł jeszcze dojrzałam (choć jeśli chodzi o kryteria doboru lektury, wiele się
w moim przypadku zmieniło, więc kto wie, czy i czas klasyki powoli nie
nadchodzi), ale „Wichrowe Wzgórza” to książka, którą uwielbiam i sądzę, że
każdy powinien ją znać. To jest tak niesamowita opowieść, że chyba żadna inna
nie może się z nią równać. Moja miłość do niej zaczęła się w wieku szkolnym,
około szóstej klasy szkoły podstawowej; najpierw obejrzałam ekranizację z
niezrównaną rolą Ralpha Fiennesa i Juliette Binoche, dopiero po niej
przeczytałam literacki oryginał. Przez te wszystkie lata, które upłynęły od
tamtej chwili, sięgałam po niego jeszcze parokrotnie, za każdym razem
odnajdując coś nowego. Myślę, że jest to jeden z największych atutów tego
arcydzieła: po pierwsze, jakkolwiek dobrze nie znałoby się fabuły, zawsze czyta
się tak, jakby to był pierwszy raz; po drugie – zapewnia ono niezliczone
możliwości interpretacji, bo każdy czytelnik może ją odebrać zupełnie inaczej.
Bo tak naprawdę o czym są „Wichrowe Wzgórza”? O miłości czy o nienawiści? Ja
pozwolę sobie twierdzić, że jednak o miłości, o namiętności tak wielkiej, że aż
destrukcyjnej, o uczuciu tak silnym, że gdy zabraknie jego obiektu tu, na
ziemi, chce się świat obrócić wniwecz, unicestwić, zniszczyć tak doszczętnie,
by nie zostało już nic. Samemu tkwiąc w piekle samotności nie dającej się
ukoić, chce się jego przedsionka dla innych. Ale czy ta nienawiść, objawiająca
się aż taką podłością charakteru, nikczemnością, brakiem jakichkolwiek ludzkich
uczuć, ma szansę zwyciężyć? Czy to może jednak porywy serca potrafią się
wznieść ponad wszystko inne i pokonać wyrządzone zło? A może pod podszewką tych
afektów kryje się drugie dno? A czy Heathcliff był człowiekiem zdolnym do uczuć
wyższych, czy może jednak diabłem wcielonym? Oceńcie sami.
Emily Brontë bez najmniejszych wątpliwości udało się
stworzyć dzieło wybitne. Bo jak inaczej można nazwać historię, która fascynuje
od ponad stu sześćdziesięciu lat? Jak skwitować książkę, która po dziś dzień
pasjonuje badaczy i interpretatorów? Jak inaczej, niż w podniosłych słowach,
pisać o powieści, która charakteryzuje się taką magią przyciągania i
oddziaływania, a przecież wykreowała bohaterów, z których każdy, choć stworzony
z pełną wyrazistością, może budzić raczej odrazę i chęć odrzucenia, bo ma swoje
na sumieniu? Czy da się nie podziwiać autorki jednego utworu, ale za to
takiego, za pomocą którego przenosimy się na wietrzne wrzosowiska w
dziewiętnastowiecznej Anglii i tkwimy na nich nadal, nawet po przewróceniu
ostatniej strony? Ja nie potrafię.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu MG.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Czytamy powieści
obyczajowe” oraz „Trójka E-PIK”.
Mam nadzieję, że niedługo sama będę mogła przeczytać i ocenić. Chociaż... klasyków oceniać się już nie powinno :)) Jedyne co mnie martwi, to fakt, że wydawnictwo wydało tę powieść w oprawie miękkiej, a nie twardej jak reszta powieści sióstr Bronte.
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie może trochę martwić i drażnić, ale powiem Ci, że w sobotę oglądałam gazetkę z Empiku i była podana cena wydania w twardej oprawie, więc nie wiem już sama, jak to jest.
UsuńKolejna świetna książka, którą koniecznie muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie, tego przedstawiciela klasyki trzeba znać:)
UsuńMam podobnie z klasyką, nie do wszystkich książek dojrzałam. Ale "Wichrowe wzgórza" uwielbiam!
OdpowiedzUsuńHa, super, że mamy tak samo:)
UsuńCzekałam na Twoją recenzję tej książki, tym bardziej, że czytałam ją kilka lat temu, mam na półeczce i wciąż czuje do niej szczególny sentyment. Uwielbiam takie klimaty. Historia zawsze jest interesująca i mocniej wciąga niż to co tu i teraz.
OdpowiedzUsuńPięknie wszystko opisałaś :)
Ja się bardzo cieszę, że wreszcie mam swój egzemplarz:) Teraz mogę sobie do niego wrócić w dowolnej chwili.
UsuńMam tę książkę na półce i z przyjemnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :>
Ciekawe, jakie będą Twoje wrażenia:)
UsuńŚwietna książka, choć jej bohaterów nie polubiłam :) Kiedy myślę o Heathcliffie i Catherine zawsze mam przed oczami Finnesa i Binoche :)
OdpowiedzUsuńBo oni w zasadzie nie dają się lubić, choć ja Heathcliffa uwielbiam;) Mnie też ci aktorzy utkwili w myślach na dobre.
UsuńKupiłam ostatnio w innym wydaniu:) Chętnie przekonam się jakie wrażenie zrobi na mnie:)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa, jak ją odbierzesz:)
UsuńUwielbiam "Wichrowe Wzgórza". Takie mroczne, tajemnicze i ten wiatr!
OdpowiedzUsuńNastrój ma niesamowity, to prawda:)
UsuńW przeciągu tygodnia, zawitam na "Wichrowe Wzgorza" mam nadzieję, że tym razem mnie chwyci, bo do tej pory, jakoś bez rewelacji było.
OdpowiedzUsuńTrzymam więc kciuki, żeby to podejście było udane:)
UsuńZa każdym razem, gdy czytam tę książkę znajduje w niej coś nowego. Niebawem zabieram się za nią po raz kolejny!
OdpowiedzUsuńCiekawe, co znajdziesz teraz, ja tym razem skupiłam się na klimacie wrzosowisk.
UsuńNie wiem, muszę jeszcze raz przeczytać, albo przypomnieć sobie film, bo dla mnie ta miłość jest zbyt przerażająca ;) zresztą już Ci o tym pisałam, jednak może własnie o to Emily Bronte o to chodziło? Przekazać inne oblicze tego jakże silnego uczucia. jak napisałaś destrukcyjnego...
OdpowiedzUsuńAle zobacz, co w niej musiało siedzieć, skoro potrafiła napisać tak mroczną historię...
Usuń,,Wichrowe wzgórza" wciąż czekają na mnie na półce. To nie jest książka, którą można czytać w autobusie.
OdpowiedzUsuńNo zdecydowanie nie, trzeba znaleźć czas, żeby móc się delektować.
UsuńNajcudowniejsza moja książka! :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się:)
UsuńKsiążkę próbowałam czytać, lecz z mizernym skutkiem. Natomiast oglądałam ekranizacje, która o dziwo mi się szalenie podobała.
OdpowiedzUsuńTo może jeszcze nie przyszedł na nią Twój czas;)
UsuńKlasyka... A wstyd się przyznać że jeszcze nie czytałam :) Niedługo będę miała okazję :)
OdpowiedzUsuńJa nie napiszę, że wstyd, bo jest mnóstwo klasyki, której też nie czytałam;)
UsuńJedna z moich ulubionych książek :) Klasyk, cudowny klasyk.
OdpowiedzUsuńPrzyklaskuję:)
UsuńNa wszystkich blogach ogólny zachwyt, a ja robiłam dwa podejścia (w rożnych, długich odstępach czasu) i nie przebrnęłam... Koszmar jakiś, zupełnie się nie wciągłam i sama historia mnie nie obchodziła. Może kiedyś spróbuję jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńA próbowałaś zacząć od filmu? Wprawdzie zazwyczaj stosuję kolejność książka, dopiero potem film, ale w tym wypadku zaczęłam od filmu, jak młoda byłam, a on trochę rozjaśnia zawiłości fabuły.
UsuńPrzeczytałam niedawno i przyznam, że zakochać się nie zakochałam, bohaterów w większości nie polubiłam, ale mimo wszystko cała ta historia ma w sobie coś takiego, że nie pozostałam obojętna i myślę, że zapamiętam na długo. A na deser zaserwowałam sobie ekranizacje :)
OdpowiedzUsuńTwój stosunek do bohaterów jest w pełni zrozumiały, bo to same cholery w gruncie rzeczy;) Choć jak pisałam wyżej, ja Heathcliffa kocham;)
UsuńJak ekranizację z Fiennesem, to ja na nią teraz poluję.