środa, 11 grudnia 2013

Colin Campbell „Królowa"


Colin Campbell „Królowa. Nieznana historia Elżbiety Bowes-Lyon”, Znak 2013, ISBN 978-83-240-2396-7, stron 576

Brytyjska Królowa Matka kojarzyła mi się z zawsze uśmiechniętą staruszką ubraną w pastelowe kostiumiki, towarzyszącą swojej córce, królowej Elżbiecie II. Zawsze też wydawała mi się sympatyczniejsza od następczyni jej męża, właśnie ze względu na widoczną pogodę ducha i naturalność. Z filmu „Jak zostać królem” też wyniosłam jej całkiem pozytywny obraz, jako kochającej żony, wspierającej na każdym kroku swego męża, walczącego z jąkaniem (pomijam fakt, że myśląc o mężu Elżbiety, królu Jerzym VI, już chyba do końca będę widzieć Colina Firtha). Nie powinno więc dziwić, że gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach publikację poświęconą tej słynnej kobiecie, postanowiłam ją kupić. Ale jakoś tego nie zrobiłam, a jej pierwsze recenzje zupełnie mnie od tego odwiodły. I słusznie, bo strasznie się nad nią umęczyłam. Już wyjaśniam dlaczego.

Lady Colin Campbell, jak sama pisze w podziękowaniach, nie miała w planach stworzenia tej książki (i szkoda, że się tego nie trzymała). Wydawcy jednak uznali, że skoro obracała się w kręgach osób, które znały Elżbietę Bowes-Lyon, i była z nimi spokrewniona, dysponuje więc ogromną wiedzą, która powinna zostać utrwalona. Już kolejne zdania mogą wzbudzać niepokój, tak jak to było w moim przypadku: „(...) wiele z przytoczonych (...) spostrzeżeń pochodzi od osób, które nie spodziewały się, że ich komentarze kiedykolwiek ujrzą światło dzienne. Gdyby wiedziały (...), prawdopodobnie próbowałyby swoje uwagi stonować” (str. 7). Ona uważa, że dobrze, że tak się nie stało; podkreśla również, że swoje informacje zdobywała celowo, ale i przypadkiem. Nietrudno wysnuć z tego wniosek, że dużą rolę będzie tutaj odgrywać plotka. I tak właśnie jest. Następny cytat jest jeszcze gorszy: „Elżbieta i opinia publiczna zasługują jednak na więcej, zwłaszcza teraz, gdy Królowa Matka i wiele osób biorących czynny udział w jej życiu odeszli” (str. 13). Czyli: „mogę napisać, co mi się żywnie podoba, bo nikt tego nie wyprostuje”, tak? Biorąc pod uwagę całość, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby takim zamysłem kierowała się autorka.

Mój główny zarzut to nieobiektywizm. Campbell wcale nie ukrywa, że nie lubiła Elżbiety i nie lubi jej nadal. Jest to widoczne na każdym kroku. Skupia się prawie wyłącznie na jej wadach, a nawet jeśli przytacza jakiś komplement, lub sama się na niego zdobywa, natychmiast następuje kontra, do każdego jest jakieś „ale”. Każde jedno zachowanie jest od razu ocenione; owszem, czytelnik może sobie wyrobić swoje własne zdanie, ale stale jest ukierunkowywany. Dodatkowo ustawiła się ona w pozycji narratora wszechwiedzącego, co wyjątkowo mocno mi nie odpowiadało. Jestem zdania, że nawet jeśli – bo tego „jeśli” nie mam zamiaru się wyrzec – Królowa Matka była taka, jak to zostało przedstawione, to ta forma narracji mnie nie przekonała. Lepszy efekt dałoby zestawienie cytatów, ale tych osób, które na to samo, konkretne wydarzenie patrzyły z różnych perspektyw. Tymczasem Campbell przytacza wypowiedzi głównie tych, którzy odpowiadają jej linii narracji i zakładanej tezie.

A teza jest jedna. Z „Królowej” wyłania się wysoce niepochlebny obraz Elżbiety Bowes-Lyon na każdym etapie jej życia. Dostajemy portret wrednej, wyrachowanej, egoistycznej kobiety (ciśnie mi się na usta jedno, bardzo niekulturalne słowo), która dla własnej korzyści, a czasem nawet tylko dla przyjemności, potrafiła zniszczyć komuś życie. Nie chce mi się wierzyć, że przez cały jej długi żywot tylko garstka osób „niby” się na niej poznała. Nie potrafię również się przekonać, że Elżbieta mogła się tak zachowywać w stosunku do własnych córek, zwłaszcza młodszej Małgorzaty, jak to jest przedstawione. Na papierze wygląda to rzeczywiście źle, ale takie relacje międzyludzkie składają się z tylu niuansów, że prawdziwy obraz mogą mieć tylko te osoby, których one dotyczą. A przecież autorki nie było przy tamtych wydarzeniach.

Zawsze wydawało mi się, że tytuły szlacheckie do czegoś zobowiązują. Pozwolę sobie stwierdzić, że wystawiając świadectwo Elżbiecie, lady Colin Campbell wystawiła je także samej sobie. I wcale nie jest ono pozytywne. Mam wrażenie, że autorka chciała sobie coś zrekompensować tą biografią. Rzuca się w oczy jej niechęć (i jakby zawiść) do większości przedstawicieli rodziny królewskiej (np. do królowej Marii, teściowej Elżbiety, czy księżnej Diany), nie tylko do głównej bohaterki. Pisząc o jej wyglądzie stwierdziła, że królowa miała „pośladki rozmiaru kanału La Manche” – czy na takie złośliwe porównanie pozwoliłby sobie rzetelny, poważny biograf? Nie sądzę.

„Życie Elżbiety było rzeczywiście wyjątkowe, a ona sama dokonała w jego trakcie wspaniałych i wielkich rzeczy. Nawet jeśli miała swoje wady, większość jej działań prowadziła do zmian na lepsze, a ponieważ nie istnieją ludzie idealni, przywary Elżbiety nie powinny przesłonić tego, jak wyjątkowym była człowiekiem” (str. 534). To podsumowanie chyba nie dotyczy tej książki, bo jest zupełnie nieadekwatne do treści. Przecież na ponad pięciuset stronach Campbell robiła wszystko, byleby tylko nie pisać o zaletach. Wszystko, co Królowa Matka robiła, oceniła negatywnie, a tu nagle wyskakuje z tą wyjątkowością i ciepłym słowem. Ja naprawdę nie chciałam laurki, ale od każdej biografii oczekuję przede wszystkim rzetelności i obiektywizmu. Po to mam swój rozum, żebym sama mogła na takiej podstawie wyciągnąć wnioski i dokonać oceny. Ale widać Colin Campbell uznała, że nikt, kto nie ma takich koneksji jak ona, nie jest w stanie tego zrobić, więc trzeba mu wszystko wyłożyć do końca i jeszcze zinterpretować. Szkoda.

Pozytywem jest to, że autorka niezaprzeczalnie posiada dużą wiedzę o świecie brytyjskiej arystokracji. Książka pełna jest szczegółów oraz przykładów dla porównania jakiegoś zjawiska czy sytuacji. Przedstawia też obraz zmian zachodzących w społeczeństwie angielskim. Ale ten jeden plus – w moich oczach – ginie przy całej reszcie o tak negatywnym wydźwięku. Naprawdę źle się czyta biografię, która jest pełna jadu i złośliwości wylewanych na opisywaną postać. Odetchnęłam z ulgą, gdy ją skończyłam. A nie tak to miało wyglądać.               

Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy książki historyczne” oraz „Nie tylko literatura piękna...”.

16 komentarzy:

  1. Dokładnie ten brak obiektywizmu, wręcz ziejąca nienawiść, pisanie o plotkach i domysłach jakby były to potwierdzane fakty sprawiają, że książka ogromnie traci w odbiorze. Jest tam wiele ciekawych informacji, ale trudno je wyłowić spod steku bzdur, kłamstw i plotek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. I jeszcze to, jak namiętnie przypisuje Elżbiecie najgorsze intencje, a gdy pisze o czymś dobrym, to najchętniej stwierdziłaby, że to tylko przypadkiem tak wyszło.

      Usuń
  2. Rzadko czytuje biografię, praktycznie wcale, dlatego i w przypadku powyższej książki nie zrobię wyjątku, ale jestem zdziwiona, że zawiera ona w sobie tyle jadu i złośliwości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet gdybyś czytała, to tej akurat bym Ci nie polecała. A jak widzisz, w swojej opinii nie jestem odosobniona. Nie spotkałam się jeszcze z taką formą pisania o kimś.

      Usuń
  3. Brak obiektywizmu skutecznie mnie zniechęca do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się wcale, parę razy miałam ochotę ją odłożyć, no ale się zawzięłam.

      Usuń
  4. Rzeczywiście biografie powinny być pisane (w miarę) obiektywnie, bo w innym wypadku wiele tracą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, w tym przypadku zabrakło tego "w miarę".

      Usuń
  5. Przez brak obiektywizmu w tej książce, które ujawniły rencnezje, które czytałam nie kupiłam tej książki i to była dobra decyzja.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, to jest nas dwie, bo też chciałam ją kupować, a dzięki recenzjom zrezygnowałam.

      Usuń
  6. Myślałam, że to coś lepszego... Po co pisać książkę, aby publicznie wyrażać niechęć do jakiejś osoby? No to jest bez sensu. Na pewno po nią nie sięgnę. Trzeba mieć choć trochę szacunku i taktu... :) Na plus u mnie zasługuje okładka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, że ona taką napisała, to jeszcze, ale ktoś to wydał, więc tu chyba rządził tylko i wyłącznie marketing.

      Usuń
  7. Jestem zaskoczona. Cieszę się w takim razie, że nie dałam się kiedyś skusić tej książce.
    Co do królowej Matki, to spotkałam się z licznymi niepochlebnymi zdaniami na jej temat. Już dawno przestała być dla mnie tylko słodką staruszką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat nie spotkałam się z takimi opiniami. Ale wiesz, nawet jeśli ona faktycznie była taką wredną, nieczułą francą, to autorka powinna się zdobyć na inny sposób przedstawienia takiego jej oblicza po to, by czytelnik sam sobie mógł wyrobić własne zdanie, a nie narzucać je mu tak nachalnie. Osiągnęła tym chyba odwrotny od zamierzonego efekt, bo jej się zwyczajnie nie wierzy.

      Usuń
  8. Szkoda, że książka raczej słaba, nie sięgnę po nią..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może słaba to nie do końca właściwe określenie, bo ona jest raczej dopracowana, ale wszystko rozbija się o ten stosunek autorki do Królowej Matki.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.