Cecilia Samartin „Mofongo”, Bukowy Las 2013, ISBN
978-83-62478-87-3, stron 384
Wielki stadion, wypełniony po brzegi kibicami,
entuzjastycznie wyrażającymi swój doping. Na płycie boiska on, zręcznie
omijający przeciwników, pewnie prowadzący piłkę, celnym strzałem posyłający ją
w światło bramki. Kibice szaleją, gdy odbiera puchar dla najlepszego strzelca
wszech czasów. Taki obrazek to największe marzenie Sebastiana. Chłopiec ma
dziesięć lat i niestety jest świadomy, że najprawdopodobniej nigdy się ono nie
spełni. Ma chore serce i ta wada skutkuje fizycznymi ograniczeniami, nie
pozwalając się forsować – biegi, gra w piłkę i nadmierny wysiłek są zakazane.
Lubię od czasu do czasu przeczytać powieść o kuchni.
Fascynujące jest to, że coś, czego sama nie znoszę, może stanowić dla kogoś
pasję. W „Mofongo” ta pasja jest widoczna w każdym przepisie, z którego
korzystają Lola i jej wnuk. Przedstawione plastycznym językiem sprawiają, że aż
czuje się ulatujący w powietrze aromat, a apetyt na coś pysznego rośnie z każdą
stroną. Te cudowne wonie powodują, że do domu Loli zaczynają się schodzić
goście, potrzebujący rodzinnego ciepła. Jak wspomniałam, najlepiej czuje się
tam Sebastian, który znajduje u babci radość oraz chwilę zapomnienia i
oderwania od przykrych emocji. A te go nie omijają – nie dość, że musi się
borykać z prześladowaniami w szkole, to jeszcze jego rodzice wiecznie się kłócą
i decydują zamieszkać osobno. To zbyt wiele, jak na małego chłopca, stojącego
między młotem a kowadłem, chcącego zadowolić i mamę, i tatę.
Cecilia Samartin, amerykańska pisarka kubańskiego
pochodzenia, splotła swą opowieść z kilku nitek, z których każda przejmuje
emocjami, a z nich najsilniejsze jest wzruszenie. Sebastian i jego
prześladowca, Keith, którego ciężko polubić, a jednak nasz bohater zdobywa się
na to. Kolejna nitka to zaszłości rodzinne; matka Sebastiana, Gloria, lata temu
popadła w konflikt ze swoją szwagierką i ani myśli ustąpić, nawet jeśli wie, że
rani to matkę, brata, a przede wszystkim ją samą. Choroba chłopca, która nie
pozwala mu spełniać się w tym, co chciałby robić. A wszystko to przyprawione
szczyptą realizmu magicznego, który uświadamia, że często sami doskonale wiemy,
co mamy zrobić w danej chwili, ale potrzeba nam małego impulsu, bodźca do
działania.
Jak mocno kibicuje się Sebastianowi oraz wspiera przemianę
Loli, tak zupełnie przeciwstawne uczucia wzbudza Gloria. Choć jej zachowanie
wynika z troski i strachu, tak jest w tym okropna. Swoją matkę najchętniej by
ubezwłasnowolniła, bo nagle zachowuje się nie tak, by spełniać oczekiwania
dzieci; co by nie zrobiła, jest źle. Uważa, że najlepszym rozwiązaniem byłoby
umieszczenie Loli w jakimś domu opieki, nie bacząc na to, że przecież matka
jest w pełni władz umysłowych i wcale tego nie chce. Można się przy okazji
zastanawiać, od którego momentu my, dorosłe dzieci starszych rodziców, mamy
prawo decydować o ich losie; gdzie kończy się troska, a zaczyna dominować
wygoda i chęć pozbycia się „problemu”. Przynajmniej tak to wyglądało w
przypadku Glorii, która lubiła i przyzwyczajona była stawiać na swoim za
wszelką cenę. Nie inaczej zachowywała się, gdy chodziło o operację syna. Czasem
miałam wrażenie, że chciała tylko zrobić na złość swojemu mężowi, ponieważ
ośmielił się być odmiennego zdania. Wysoce irytująca postać.
Jeśli zastanawia Was tytuł, to mofongo jest potrawą złożoną
m. in. z zielonych bananów i boczku. Przepis na ten smakołyk oraz pozostałe, o
których mowa w książce, znajdują się w aneksie. Do wykonania niektórych pewnie
nie udałoby nam się zdobyć składników, ale część z nich wydaje się przystępna i
zachęca do spróbowania.
Klimatem „Mofongo” poczułam się urzeczona od samego
początku. Oczywiście największa w tym zasługa Sebastiana, uroczego chłopca,
który musiał dorosnąć szybciej, niżby chciał, oraz Loli, której pogodzenie z
losem przyniosłaby tylko zgoda w rodzinie. Polecam „Mofongo”. To pięknie
napisana historia o tym, że miłość i przebaczenie stanowią klucz do
szczęścia.
Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytamy powieści
obyczajowe”.
Pierwszy raz widzę/słyszę o tej książce, ale muszę przyznać, że jej fabuła i klimatyczna okładka oraz twoja zachęcająca recenzja skutecznie mnie przekonują do sięgnięcia po ową pozycje.
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo to książka naprawdę godna zainteresowania:)
Usuńw sumie nie wiem... Opis jakoś mnie nie pociągnął, chociaż recenzja zawsze jak na najwyższych obrotach napisana :) na razie nie będę jej planować :)
OdpowiedzUsuńDzięki za uznanie, ale jednak chyba nie na najwyższych, skoro Cię nie całkiem przekonałam;)
UsuńCudna książka, cieszę się że dane mi było ją przeczytać. Ciągle czuję uczucia jakie mną targały, zapachy karaibskiej kuchni, słony smak łez. Wystarczy, że rzucę okiem na okładkę i już widzę Plac Litewski w Lublinie, na którym zaczytywałam się tą książką ;)
OdpowiedzUsuńUczucia, zapachy i łzy, bardzo trafnie podsumowałaś:)
UsuńNo cóż, chyba muszę przeczytać. Czyli muszę znaleźć czas, gdy czasu absolutnie brak...
OdpowiedzUsuńMusisz;)
UsuńO książce dowiaduje się od Ciebie i muszę przyznać, że narobiłaś mi apetytu
OdpowiedzUsuńTym bardziej jestem zadowolona:)
UsuńPatrząc na okładkę, od razu zastanowiłam się co oznacza tytuł. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale widzę, że jest warta uwagi.
OdpowiedzUsuńTytuł naprawdę intryguje, bo też się nad nim zastanawiałam:)
UsuńNie słyszałam o Mofongo, ale wydaje się być faktycznie klimatyczna, ostatnio coś dużo książek z wątkiem kulinarnym pojawia się to tu to tam ;)))
OdpowiedzUsuńPrawda. I najciekawsze, że lubię takie czytać, a wiesz, jak ja uwielbiam gotować;)
UsuńO tak, czuję że ta książka spodoba mi się, będę jej szukać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że gdzieś na nią trafisz:)
UsuńNigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, ale wydaje się być bardzo zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńBo taka jest, niepostrzeżenie wciąga, a potem nie można się oderwać:)
UsuńCiekawe, wcześniej nie słyszałam o tej książce...
OdpowiedzUsuńCzas więc nadrobić to niedopatrzenie;)
UsuńMam tę powieść:) Cieszę się bardzo, że jest tak dobrą książką od której nie idzie się oderwać! Tylko kiedy ja ją przeczytam...?
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, Aguś, że zarwiesz kiedyś dla niej jakąś noc:)
Usuń