Diana Walsh „Pusta kołyska”, Znak 2013, ISBN
978-83-240-2404-9, stron 352
W życiu Diany Walsh od zawsze najważniejsza była rodzina.
Najpierw był klub pięciorga, czyli ona, siostry i brat. I ich sielskie
dzieciństwo, nad którym pieczę trzymała matka. Ojciec był alkoholikiem i nigdy
nie było wiadomo, w jakim stanie będzie, gdy wróci się do domu, czy zastanie
się przystojnego, miłego mężczyznę, czy niechlujnego, wulgarnego pijaka. Taka
sytuacja, o dziwo, jeszcze mocniej cementowała rodzinę, trzymali się razem,
byli ze sobą na dobre i na złe. Potem dołączył Glenn, mąż Diany, i małżonkowie
rodzeństwa; rodzina się rozrastała, ale bliski kontakt nadal był podstawą ich
egzystencji. Dla Diany naturalne było, że w rodzinie muszą być dzieci. Najpierw
na świat przyszedł Michael, potem córeczka zwana Beauty, i na końcu Shelby, na
którą mówiono Aniołek (Angel). Wydawało się, że już piękniej być nie może.
Los Diany i Cienia przetnie się w dramatycznych
okolicznościach. Nie miały ze sobą nic wspólnego, ale szereg zbiegów wydarzeń
doprowadził do ich zetknięcia. Diana Walsh jeszcze długo miała sobie zadawać
pytanie: „co by było, gdyby...”.
Porwanie dziecka. To chyba jeden z największych koszmarów
każdego rodzica. Myśl, że ktoś może zabrać największy skarb i szczęście, jakie
dostało się od życia, jest pewnie spychana gdzieś na samo dno świadomości.
Autorka książki też o tym nie myślała. Wszystko układało się pomyślnie, miała
już dwoje dzieci, teraz nadszedł czas, żeby z trzecim wracać po narodzinach do
domu. Tym bardziej że następnego dnia przypadała Wigilia, czyli ten magiczny
czas, gdzie bliscy muszą być razem. A tu nagle zjawia się osoba, która zakłóca
ten ład, wprowadzając chaos. Dla niej nie liczy się, że kogoś zrani, że złamie
mu serce; ona ma swój plan i prze do niego, nie zważając na nikogo. Nie
zastanawia się, jak sama czułaby się na miejscu matki, której to robi.
Diana Walsh pisała tę opowieść, gdy od tamtych wydarzeń – od
najgorszego dnia w życiu jej i rodziny – minęło piętnaście lat. Ta książka
miała być swoistą terapią. Przez długi czas nie potrafiła mówić o tym, co ją
dotknęło, ale odkryła, że pisanie dawało jej siłę, by uporać się z traumą.
Wróciła do dokumentów sprzed lat także po to, by przedstawić losy porywaczki,
by ją zrozumieć i jej wybaczyć.
„Pusta kołyska” to niewielka książeczka, którą czyta się
błyskawicznie, ale nie da się powiedzieć, że łatwo. Dla osób, które mają
dzieci, będzie trudną drogą do przebycia. Nie podejmuję się jej oceny, bo to
nie jest historia tego rodzaju. Mogę tylko powiedzieć, że lubię tę serię Znaku,
ponieważ jest pełna emocji, o których wolę tylko przeczytać, niż sama je
kiedykolwiek przeżywać. Diana Walsh miała szczęście. A co z tymi, których
dzieci rozpłynęły się jak we mgle? Co z tymi, którym na co dzień towarzyszy
świadomość, że nie wiadomo, gdzie jest ich dziecko i czy w ogóle jeszcze żyje?
Książka bierze udział w wyzwaniu „Nie tylko literatura
piękna...”.
Nie potrafię się oprzeć poruszającym książkom, choć tematyka poruszana w "Pustej kołysce" jest przerażająca! Jedynym minusem jest dla mnie wersja kieszonkowa, których nie lubię, choć mam kilka na półce właśnie ze Znaku. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJest przerażająco okrutna, tu masz całkowitą rację. Też nie przepadam za pocketami, przeczytać z biblioteki to jeszcze, ale kupować to nie za bardzo;)
UsuńJuż o niej słyszałam.. i mam na nią chęć...
OdpowiedzUsuńPolecam, choć emocji trudnych nie brakuje.
UsuńJak piękna, słodka okładka. Wyjątkowo zachęca do lektury i tak też zrobię.
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście śliczna:) Tym większe wrażenie wywiera treść.
UsuńCiężkie są takie książki; z reguły nie czytam, nie tylko dlatego, że jestem matką; jakoś nigdy nie przepadałam za opowieściami z cyklu: "historie prawdziwe".
OdpowiedzUsuńU mnie wszystko zależy od historii i niemałe znaczenie ma fakt, w jakim wydawnictwie się ukazała. Te małe książeczki ze Znaku czytam.
UsuńTakich historii rzeczywiście nie można oceniać. Wydaje mi się, że jest to bardzo wyczerpująca lektura.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze Ci się wydaje, ciężko sobie nawet wyobrażać, co czuła matka.
UsuńBardzo trudna książka i chyba żadna z nas nie chciałaby czegoś takiego przeżyć, nawet nie chcę myśleć co przeżywała autorka, bo to musiał być koszmar, na pewno warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńDlatego właśnie tak napisałam, że przeczytać można, ale przeżywać... oby nigdy w życiu.
UsuńO jej... Porwanie dziecka to okropna rzecz... Opowieść tragiczna, ale warta poznania. Szczerze współczuję Dianie, że musiała przez to przejść.
OdpowiedzUsuńWidziałam u Ciebie zdjęcia Twojego malucha, więc zakładam, że Tobie też ciężko będzie czytać tę książkę.
Usuń