Karolina Monkiewicz-Święcicka „Taniec z przeszłością”, Świat
Książki 2013, ISBN 978-83-7943-267-7, stron 272
Autorkę „Tańca z przeszłością” znam z jej powieści „Lalki”.
Treść trochę mi się już zatarła, ale do tej pory doskonale pamiętam jej
tajemniczy i mroczny klimat, od którego dreszcze przechodziły po plecach. Z
niniejszą książką jest podobnie i dlatego, ze względu na ten nastrój, zupełnie
nie pasuje mi ona do serii „Leniwa Niedziela”, w której została wydana. Nie
jest to zarzut, po prostu zestawienie tych dwóch słów nasuwa mi inne
skojarzenia, niż te, które dotyczą „Tańca...”.
W dniu pogrzebu matki Renata czuje, jakby jej życie straciło
cały sens. Od tylu lat zajmowała się chorą, podporządkowując się opiece nad
nią, że z początku nie potrafi znaleźć sobie miejsca w tak innym nagle domu, a
jej ciało dalej stosuje się do dawnych nawyków. Ale gdy minie pierwsze
odrętwienie, Renata weźmie się za porządki w mieszkaniu i w piwnicy, pozbywając
się licznych „przydasiów”, których matka nie pozwalała wyrzucić. Wśród tych
szpargałów odnajduje swoje stare baletki i dwa pamiętniki, które skonfrontują
ją z wiedzą o własnej rodzinie.
Piękna, zadbana, z modnie uczesanymi włosami, elegancko
ubrana. Mąż prawnik, dwójka dzieci, które chodzą do prywatnych placówek edukacyjnych, a swoje talenty szlifują na
zajęciach pozalekcyjnych. Życie na wysokim poziomie, z gronem znajomych, dla
których liczą się te same wartości. Diana ma wszystko, ale tylko z pozoru jest
idealnie. W środku coraz więcej rys i pęknięć, a ona coraz gorzej radzi sobie z
tym, jak ją to denerwuje. Jej metoda relaksacji też powoli przestaje działać.
Jak długo jeszcze wytrzyma?
Trzeba przyznać, że Karolina Monkiewicz- Święcicka wie, jak
utrzymać napięcie. Zastosowała zabieg naprzemiennego pisania o poszczególnych
wątkach, dzięki czemu prawie do samego końca nie wiadomo, jak to wszystko się
rozstrzygnie. A nawet gdy obraz zdarzeń zaczął mi się klarować, jedno
rozwiązanie wbiło mnie w fotel i sprawiło, że w bardzo brzydki sposób wyraziłam
na głos rozmiar swojego szoku. Powiedzieć, że byłam mocno zaskoczona, to mało.
Ogromne uznanie dla autorki nie tylko za to, ale za całość misternie splecionej
intrygi, która nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po odłożeniu książki.
Wszystkie wątki są tak pieczołowicie dopracowane i dopowiedziane, że płynnie
łączą się ze sobą w zadziwiającym finale.
„Taniec...” opiera się na motywie wpływu wydarzeń sprzed lat
na teraźniejszość. Z książki można wynieść przesłanie, że wszystko, co działo
się kiedyś, może w znaczący sposób odbijać się na chwili obecnej i trzeba
ogromnej siły wewnętrznej, że poradzić sobie z tym, co było złe. Święcicka
wykorzystała wiedzę o terapii stosowanej w psychologii, która może wzbudzać
kontrowersje, mianowicie ustawienia rodzinne Hellingera. Za mało mam wiadomości na ten temat, by
wyrobić sobie jednoznaczne stanowisko, ale póki co podchodzę do tego z
dystansem. Choć przyznaję, że autorka przedstawiła przebieg takich ustawień na
tyle spójnie, że zasiała element prawdopodobieństwa - wyglądało to bardzo
realistycznie. Ale mimo wszystko nie wiem, czy zdecydowałabym się poddać takiej
terapii.
Jestem pełna podziwu dla pisarki za jej wyobraźnię i kunszt,
dzięki któremu przekuła ją na słowa. Lektura jej powieści zapewniła mi moc
elektryzujących wrażeń, które tak lubię. I jak tu nie kochać polskich
autorów...
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści
obyczajowe”, „Polacy nie gęsi” oraz „Trójka E-PIK”.
Dobrze, że akurat na targach kupiłam "Lalki" tej autorki. Jeśli spodoba mi się styl tej pisarki to z chęcią przeczytam i tę książkę.
OdpowiedzUsuńJak skończyłam, to poczułam ogromną chęć powrotu do "Lalek":)
UsuńO mamomoomm normalnie tak mnie zaciekawiłaś,że już bym z chęcią zabrała do czytania, aachh ja ją chcę, chcę:))
OdpowiedzUsuńBo to naprawdę świetna książka:) A to, co mnie tak zszokowało, dalej we mnie siedzi, aż nawet dzisiaj mężowi opowiadałam całą treść, żeby tylko się tym z kimś podzielić;)
UsuńWidzę że to coś dla mnie, do tego polska autorka, bardzo chętnie przeczytam książkę - będę się za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuńZa całą odpowiedzialnością polecam:)
UsuńTym razem bardzo mnie zaciekawiłaś swoją recenzją i chociaż nigdy nie słyszałam o tej autorce, to jednak poczułam ogromne zainteresowanie jej twórczością.
OdpowiedzUsuńCieszę się, bo starałam się tak napisać, żeby właśnie zainteresować. Dziwię się nawet, że książka nie ma jakiejś bardziej wyrazistej promocji, bo na to zasługuje.
UsuńNiestety ostatnio często tak bywa, że prawdziwe literackie perełki są zepchnięte na boczny tor zaś na fali królują dziadowskie ,,bestsellery''.
UsuńŚwięta prawda, niestety.
UsuńI mnie książka ogromnie się podobała. Czekam na kolejne utwory pani Karoliny :)
OdpowiedzUsuńJa też, bo wrażenie serwuje niesamowite:)
UsuńTo musi być niezwykła książka. Z przyjemnością bym przeczytała. Lubię takie rodzinne opowieści, odkrywanie tajemnic... Okładka również zachęca! :)
OdpowiedzUsuńTajemnic rzeczywiście tutaj nie brakuje, a okładka na żywo jest jeszcze piękniejsza:)
UsuńTym razem Paulinko jestem bardzo zaintrygowana tą powieścią. To musi być niesamowita książka i można mieć tylko pretensje do autorki, że jest zbyt mało obszerna. Szkoda, że to tylko 270 stron:)
OdpowiedzUsuńFakt, że też bym się nie obraziła na więcej stron, ale za to gwarantuję Ci, że na tych 270 stronach emocji nie brakuje:)
UsuńŚwietna recenzja, potrafisz przekonać :) Po raz kolejny jestem zainteresowana książką, którą polecasz ;)
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to ogromnie, tym bardziej że uwielbiam zachęcać do literatury polskich autorów:)
Usuń