Ewa Kasprzyk, Maciej Kędziak „Mił.ość”, G + J Książki 2013,
ISBN 978-83-7778-428-0, stron 152
Opis ze strony wydawcy: „30 lat temu Ewa Kasprzyk, która
jeszcze wtedy nie była aktorką, a dopiero myślała o tym zawodzie i marzyła, aby
go uprawiać pisze na kartce ,,Mił.ość"....Kilkanaście miesięcy temu, razem
z autorem książki, Ewa odnajduje pożółkłą stronę z zeszytu...I tak rozpoczyna
się jej książkowa ,,podróż" - w głąb siebie oraz do zdarzeń i ludzi, które
nierozerwalnie będą kojarzyć się aktorce z miłością i mił.ością. Dlaczego i dla
kogo Ewa zapisała swoje ciało imieniem ukochanego? W kim tak bardzo była
zakochana, że paląc miłosne listy na wykładzinie w pokoju omal nie wywołała
pożaru? Jak wyglądało pierwsze spotkanie Ewy i jej męża Jerzego, który przekonany
był, że zakochał się w...wyczynowej pływaczce? Mił.ość - miły, miło, miłe
chwile, ale kiedy ością staje w gardle, to można się od niej udusić - mówi
aktorka. Czy Ewa Kasprzyk obgryzła miłość do ości?”
„To nie jest spowiedź, to takie dywagacje na temat życia”
(str. 143). Trafny to cytat, pasujący do całości. To rozmowa przeplatana
fragmentami pamiętników i dłuższych monologów aktorki. Opowiada o swoich
rolach, mężu, córce, rodzinie; o wszystkim, co wypełnia jej życie. Nie potrafię
określić, na ile jest w tym szczera, ale podoba mi się to, jak podkreśla, że
żyje dla siebie, w tym sensie, że nie liczy się dla niej to, co pomyślą inni.
Albo akceptuje się ją taką, jaka jest, albo trudno. Ona godzi się na siebie w
pełni, co widać również na zamieszczonych zdjęciach. Nie wstydzi się swojego
ciała i chyba zwyczajnie lubi je pokazywać.
Nie odnosząc tego do pani Ewy, bo w sumie nic do niej nie
mam, zastanawiam się jednak, czy wszyscy aktorzy, piosenkarze, gwiazdy
telewizji czy celebryci muszą pisać książki. Rozumiem pełna biografia
uwzględniająca całość dorobku artystycznego i życiowego, wywiady rzeki. Ale
pozycja w stylu tej? Przeczytałam parę wynurzeń aktorki, pooglądałam ładne
zdjęcie z odrobiną golizny, ale czy tak naprawdę poznałam dzięki niej Ewę
Kasprzyk jako aktorkę i kobietę? Nie. To za mało, tematy tylko lekko
zarysowane, bez nadania im większej głębi. Przeczytałam, ale już jutro nie będę
pamiętać, o czym była ta publikacja.
Jagoda Opalińska, Roman Kłosowski „Z Kłosem przez życie”,
Prószyński i S-ka 2013, ISBN 978-83-7839-490-7, stron 216
Opis ze strony wydawcy: „W tym roku przypada sześćdziesiąta
rocznica pracy artystycznej Romana Kłosowskiego, zwanego w środowisku aktorskim
Kłosem, Romulą lub Romusiem. Osobiście wolę Go nazywać Romanem lub Romkiem.
Bohater tej książki nie wymaga dodatkowej rekomendacji. Jest artystą wszechstronnym – aktorem, reżyserem, a nawet dyrektorem i w jakimś sensie celebrytą nominowanym przez publiczność, mimo swojej wrodzonej skromności, nieśmiałości i wielkiego poczucia humoru na swój temat. Jest jednym z najlepszych i najpopularniejszych współczesnych aktorów komediowych. Widzowie Go pokochali w kultowej postaci Maliniaka. Ta w gruncie rzeczy drugoplanowa rola w serialu telewizyjnym Czterdziestolatek Jerzego Gruzy i Krzysztofa Teodora Toeplitza dzięki kunsztowi aktorskiemu i wdziękowi Romana Kłosowskiego stała się Jego wielkim sukcesem i… zmartwieniem zarazem. Zmajoryzowała wszystkie Jego dotychczasowe dokonania artystyczne, a było ich wiele zarówno w filmie i teatrze, jak i na estradzie czy w kabarecie. Jest przecież Romek czarującym, powszechnie lubianym aktorem mimo nienadmiernego wzrostu, nienachalnej urody ani rzucającej się w oczy zbyt szczupłej sylwetki; jak sam o sobie mówi – jest przystojny inaczej… A jednak potrafił rozkochać w sobie tłumy wielbicielek i wielbicieli. Swoją pozorną nieporadnością ruchową, ciągłym zdziwieniem na pełnej naiwności i melancholijnej tęsknoty za wiedzą, pięknej fioletowej twarzy – wywołuje huragany śmiechu i zaraża radością całą widownię. Oczywiście jak każdy rasowy komik marzy o rolach dramatycznych czy lirycznych. Zagrał ich zresztą kilka z pełnym zaangażowaniem swojego aktorskiego warsztatu, budząc szacunek i uznanie widzów, lecz publiczność kocha Go ciągle za… Maliniaka. Osobiście cenię Go najwyżej jako aktora filmowego i uważam, że w tej dziedzinie jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Wiem jednak, że On sam najczulej kocha teatr, a w nim role romantyczne i tragiczne. Zagrał na scenie wiele znakomitych postaci, których wspomnienie znajdą Państwo w tej książce. Zbigniew Korpolewski”.
Bohater tej książki nie wymaga dodatkowej rekomendacji. Jest artystą wszechstronnym – aktorem, reżyserem, a nawet dyrektorem i w jakimś sensie celebrytą nominowanym przez publiczność, mimo swojej wrodzonej skromności, nieśmiałości i wielkiego poczucia humoru na swój temat. Jest jednym z najlepszych i najpopularniejszych współczesnych aktorów komediowych. Widzowie Go pokochali w kultowej postaci Maliniaka. Ta w gruncie rzeczy drugoplanowa rola w serialu telewizyjnym Czterdziestolatek Jerzego Gruzy i Krzysztofa Teodora Toeplitza dzięki kunsztowi aktorskiemu i wdziękowi Romana Kłosowskiego stała się Jego wielkim sukcesem i… zmartwieniem zarazem. Zmajoryzowała wszystkie Jego dotychczasowe dokonania artystyczne, a było ich wiele zarówno w filmie i teatrze, jak i na estradzie czy w kabarecie. Jest przecież Romek czarującym, powszechnie lubianym aktorem mimo nienadmiernego wzrostu, nienachalnej urody ani rzucającej się w oczy zbyt szczupłej sylwetki; jak sam o sobie mówi – jest przystojny inaczej… A jednak potrafił rozkochać w sobie tłumy wielbicielek i wielbicieli. Swoją pozorną nieporadnością ruchową, ciągłym zdziwieniem na pełnej naiwności i melancholijnej tęsknoty za wiedzą, pięknej fioletowej twarzy – wywołuje huragany śmiechu i zaraża radością całą widownię. Oczywiście jak każdy rasowy komik marzy o rolach dramatycznych czy lirycznych. Zagrał ich zresztą kilka z pełnym zaangażowaniem swojego aktorskiego warsztatu, budząc szacunek i uznanie widzów, lecz publiczność kocha Go ciągle za… Maliniaka. Osobiście cenię Go najwyżej jako aktora filmowego i uważam, że w tej dziedzinie jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Wiem jednak, że On sam najczulej kocha teatr, a w nim role romantyczne i tragiczne. Zagrał na scenie wiele znakomitych postaci, których wspomnienie znajdą Państwo w tej książce. Zbigniew Korpolewski”.
Lubię czytać książki o aktorach starszego pokolenia z jednej
prostej przyczyny – w moim odczuciu lata temu sztuka aktorka stała na naprawdę
wysokim poziomie, podbudowana solidnymi fundamentami warsztatu. Nie wystarczyło
wtedy zagrać byle epizod w serialu telewizyjnym, by obwoływać się od razu
gwiazdą. Wówczas to słowo zarezerwowane było dla tych prawdziwie wielkich i
wybitnych. Myślę, że Roman Kłosowski zalicza się do tego grona. Większości z
nas kojarzy się pewnie z rolą Maliniaka z „Czterdziestolatka”. Ja zapamiętałam
go jako charakterystyczną postać kasiarza Maksymiliana Konieczko z
„Rzeczpospolitej babskiej”.
Biorąc tę książkę do ręki, spodziewałam się wywiadu – rzeki.
A tu niespodzianka: jest to monolog aktora, przedstawiony w kilku odsłonach. Ze
wstępu i zakończenia wynika, że formę literacką nadała mu Jagoda Opalińska. Nie
wiem, czy to faktycznie jej zasługa, czy samego Kłosowskiego, ale ta wypowiedź
jest napisana specyficznym językiem. Nie mówię, że źle się ją czyta, ale na
pewno jest to tekst wymagający większego skupienia. W pewnym stopniu zachowano
układ chronologiczny, ale nie brak w nim dygresji, luźniejszych myśli,
przeplatanych wspomnień. Ale bez wątpienia na pierwszym planie jest esencja
treści. Mogłam poznać nie tylko samego pana Romana, ale i widzianych jego
oczami bliskich, przyjaciół, czy osoby, które wywarły wpływ na jego wizerunek
sceniczny. To, co najistotniejsze, zarówno w osobowości aktora, jak i w jego
wypowiedzi, to dystans do siebie, a zwłaszcza do własnego wyglądu, który nabył
w szkole aktorskiej i towarzyszy mu on po dziś dzień.
Celowo zestawiłam te dwie książki, bo choć obie dotyczą tego
samego środowiska, są zupełnie różne. Jeśli celem było przybliżenie sylwetek
aktorów, to więcej dowiedziałam się o Romanie Kłosowskim i jego rolach. Pod
względem wydania nie ma ich nawet co porównywać, bo publikacja G + J bije
Prószyńskiego na głowę kredowym papierem i kolorem. Ale którą z nich wybrać,
zdecydujcie sami zgodnie z własnymi upodobaniami.
Książki biorą udział w wyzwaniach „Nie tylko literatura
piękna...” oraz „Polacy nie gęsi”.
Denerwuje mnie wysyp książek napisanych przez celebrytów. Gdzie nie spojrzę to widzę twarz jakiejś osoby z pierwszych stron gazet. Nic do nich nie mam, lecz wolałabym, aby dali szansę innym, wartościowym pisarzom.
OdpowiedzUsuńCo do obu książek, tym razem podziękuję. Nie poczułam zainteresowania ich tematyką.
Zgadzam się z Cyrysią. Nie lubię książek celebrytów, gdyż często są nijakie i prawdę mówiąc beznadziejne..
UsuńA ja się zgadzam z Wami. Od trzech lat jestem rok w rok na Targach Książki w Krakowie i czasem przeraża mnie fakt, że właśnie do tych celebrytów jest większa kolejka, niż do prawdziwych pisarzy z dorobkiem. Też nic do nich nie mam, ich książek nie muszę czytać, ale coś tu jest wielce nie halo...
UsuńJakoś nie dla mnie, aktorzy to aktorzy a pisarze oddzielna jednostka, swoją drogą odnoszę wrażenie,że aktor zaczyna pisać u schyłku swej kariery gdy jego twarz jest na tyle rozpoznawalna by czytelnik sięgnął po książkę z czystej ciekawości...
OdpowiedzUsuńWiesz, pół biedy właśnie, jak pisze pod koniec życia, bo może rzeczywiście ma coś do powiedzenia i przekazania, gorzej jak za pisanie bierze się osoba, która nie za wiele osiągnęła, ale już uważa, że wszyscy chcą o niej czytać...;)
UsuńTym razem żadna z powyższych książek mnie nie zainteresowała. Chodzi oczywiście o postacie celebrytów.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, jakoś nie miałam złudzeń, że wzbudzę zainteresowanie tymi pozycjami;)
UsuńNie dla mnie, chyba ani jedna nie znajdzie się w moich łapkach :)
OdpowiedzUsuńTym razem muszę chyba stwierdzić, że wiele nie stracisz;)
UsuńTym razem obie książki mnie nie przyciągają, także odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie ma się co zmuszać;)
Usuń