Izabella Frączyk „Dziś jak kiedyś”, Prószyński i S-ka 2013,
ISBN 978-83-7839-602-4, stron 432
Korporacja. Słowo, które do tej pory stanowiło sedno życia
Aleksandry. I byłoby tak pewnie nadal, gdyby nie pech. Ten niefart polega na
tym, że pracuje w niej również jej były mąż, a Ola jakoś nie ma ochoty
codziennie go oglądać. Czuje, że nawet miasto jest dla nich dwojga za małe i
najchętniej wyjechałaby na koniec świata. To życzenie właśnie ma szansę się
ziścić. Przyjaciółka ma dla niej ofertę nie do odrzucenia: stanowisko
wiceprezesa starej winiarni w małym miasteczku. Na miejscu okazuje się, że
Bąszynek zatrzymał się w czasach głębokiego PRL-u, a warunki pracy drastycznie
odbiegają od przestawionych i o służbowym samochodzie, laptopie czy choćby
komórce Ola może zapomnieć. Najlepszym klientem firmy jest sam jej prezes,
który lubi zaczynać dzień od kawy z małym co nieco, choć właściwsze byłoby
stwierdzenie, że od małego co nieco z naparstkiem kawy.
Izabella Frączyk, z której książkami jeszcze nie miałam
przyjemności obcować, sięgnęła po dość powszechny motyw ucieczki z miasta na
prowincję. Zazwyczaj jednak bohaterowie, którzy się tego podejmują, wracają do
rodziny, zaczynają budować dom w nowym miejscu lub inne wariacje na ten temat.
Tym razem główna postać jedzie do pracy, przełamując stereotyp, że za chlebem
to tylko do miasta. Wprawdzie jej przyszły „zakład pracy” w pełni zasługuje na
to miano, ale od czego doświadczenie i kompetencje Aleksandry? Zestawienie
oczekiwań pani z wielkiego miasta, przyzwyczajonej do luksusu i wszelkich
wygód, z zastanymi warunkami, wzbudza zaciekawienie i pozwala wciągnąć się w
fabułę.
Choć sama nie wiem kiedy pochłonęłam całość, bohaterka nie
do końca mnie do siebie przekonała. Myślę, że znaczenie ma tu mój stosunek do
życia w określonym miejscu. Sama opuściłam wieś dla miasta, ale nie jestem z
tego powodu szczególnie szczęśliwa i chętnie wróciłabym tam, gdzie panuje
spokój i cisza, gdzie natura jest blisko, a hałas i nieustający ruch miasta
zostaje daleko. Z takim nastawieniem nie potrafiłam zrozumieć Aleksandry, jej argumenty
za powrotem do świata galerii handlowych, kawiarni i innych tego typu
przybytków, dla mnie były zwyczajnie śmieszne i mało przekonujące. Żeby tego
było mało, czasem zachowywała się egoistycznie; drażniło mnie jej przekonanie,
że na takiej prowincji ona się marnuje, a wielki świat tylko na nią czeka.
Autorka wprowadziła również wątek kryminalny, którego
zakończenie wprawdzie łatwo dało się przewidzieć, ale jednak sam pomysł był
dobry, bo bazujący na niskich instynktach człowieka. Pokazała również, jak
pracują korporacje – w przerysowany lekko sposób, ale obawiam się, że
prawdziwy: one coraz mocniej ingerują w intymną sferę zatrudnianych osób.
Zawsze mnie zastanawia, jakim prawem stawiają takie wymagania i przeraża to, że
nie ma tam miejsca na zwyczajne zrozumienie i bycie po prostu ludzkim.
„Dziś jak kiedyś” okazało się być całkiem przyjemną lekturą,
która mnie pochłonęła, wzbudziła szereg emocji, a także rozbawiła. Poza pewnymi
cechami osobowości Oli, nie mam się do czego przyczepić. To dobra powieść
obyczajowa o tym, jak miłość, przyjaźń oraz zmiana otoczenia i perspektywy mogą
wpłynąć na człowieka.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści
obyczajowe” oraz „Polacy nie gęsi”.
Trochę nie moja tematyka, ale polecę ją mojej koleżance :-)
OdpowiedzUsuńJeśli lubi taką literaturę, to powinna być zadowolona z podpowiedzi;)
UsuńDobre czytadło na pochmurne dni.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, albo takie, gdzie człowiek liczył na śnieg;)
UsuńMam w planach od jakiegoś czasu, ale właśnie czasu ciągle mi brak...
OdpowiedzUsuńA może wykorzystać jako przerywnik między innymi?:)
UsuńKsiążkę czytałam i wspominam bardzo mile. To naprawdę ciekawa, optymistyczna powieść.
OdpowiedzUsuńPamiętam Twoje wrażenia i tytuł recenzji; cieszę się, że mogłam porównać odczucia i że są podobne:)
UsuńWłaśnie ją czytam. Moja perspektywa jest nieco inna, bo zachwycona jej poprzednimi książkami sięgnęłam po "Dziś jak kiedyś" z myślą, że będzie równie dobra, ale mam poczucie (choć jeszcze jej nie skończyłam, więc wszystko się może zdarzyć), że "Pokręcone losy Klary" i "Kobiety z odzysku" miały w sobie więcej dowcipu i szaleństwa. Gorąco je polecam, spróbuj!! :)
OdpowiedzUsuńJak tylko uda mi się je gdzieś dorwać, to na pewno przeczytam:)
UsuńNiestety nie czytałam, ale nie omieszkam, bo tematyka fajna :)
OdpowiedzUsuńPolecam, dla odprężenia zwłaszcza:)
Usuń