Robert Schneider „Pierwsze damy Francji”, Muza 2015, ISBN
978-83-287-0013-0, stron 384
Było kilka powodów, dla których zdecydowałam się na lekturę
książki Roberta Schneidera, francuskiego dziennikarza i pisarza. Przede
wszystkim spotykają się w niej moje dwie pasje: historia XX wieku ogólnie, a w
szczególe rola w niej kobiet. Niezmiennie ciekawią mnie te panie, które
zapisały się w powszechnej pamięci oraz na kartach książek czy stronach gazet.
Taki też los spotkał żony prezydentów Piątej Republiki, począwszy od małżonki
Generała de Gaulle’a, po te, których poczynania sama mogłam śledzić, czyli
Cécilię Sarkozy i Carlę Bruni (te dwie najbardziej utkwiły mi w pamięci z
przekazów medialnych). Nie ma co ukrywać, że najbardziej interesowały mnie te
rozdziały dotyczące dawniejszej historii, poświęcone tym pierwszym damom, które
zeszły już ze sceny polityki i życia. Ale ostatecznie całość okazała się być
świetną lekturą.
Claude Pompidou zawsze stała u boku męża, nie w jego cieniu.
Jednak gdy wprowadziła się do Pałacu, nie rezygnując z własnej rezydencji,
mówiła sobie, że to tylko siedem lat, a potem odzyskają wolność i utraconą
swobodę. Poglądy zmieniła po śmierci męża, walcząc o jego pamięć i dzieło ich
życia: Centrum Pompidou.
Anne-Aymone Giscard d’Estraing wywodziła się z arystokracji.
Podobnie jak pani de Gaulle, „dorastała w elitarnym otoczeniu”, „została
wychowana zgodnie z zasadami surowego katolicyzmu i całe życie będzie bardzo
pobożna”; nauczyła się, „będąc dzieckiem, skrywać swoje uczucia”; „pisana jej
była kariera żony i matki” (str. 120-121). Jej mąż widział ich małżeństwo jako
nowych Kennedych, co nie przysporzyło im sympatii i to Anne-Aymone będzie
„najbardziej krytykowaną spośród pierwszych dam Piątej Republiki” (str. 143).
„Danielle Mitterand nie była kontynuatorką trzech pierwszych
dam, które ją poprzedziły w Pałacu Elizejskim. Wolna, buntownicza, związana na
całe życie z ruchem oporu, nie należała do kobiet, które podporządkowują się
mężczyźnie (...). Działaczka, która nigdy nie lękała się polityki (...). Pałac
prezydencki więzieniem, klasztorem? Może i tak, ale jej głowa w tym, by nie dać
się zamknąć” (str. 151). Z wiekiem radykalizowała się coraz bardziej i do końca
walczyła o prawa człowieka.
„Bernadette Chirac, przez siedem lata pierwszej kadencji
spychana na margines przez małżonka i własną córkę, tłumiła gniew, powtarzając
sobie w duchu: „Jestem nikim”, lecz „gdy osiągnęła zaawansowany wiek, wstąpił w
nią demon polityki” (str. 8-9).
Nicolas Sarkozy to jedyny prezydent Piątej Republiki, który
swe dość burzliwe życie prywatne wiódł na oczach całego świata. Najpierw się
rozwiódł, a niedługo potem znów ożenił.
Cécilia Sarkozy „była pierwszą damą niewiele ponad pięć
miesięcy (...). Wniosła do Pałacu Elizejskiego sporo nowego: była pierwszą
rozwódką, naruszyła protokół podczas ceremonii przekazania władzy, lekceważyła
oficjalne uroczystości (...). Kończy jeszcze mocniejszym akcentem, trzaskając
drzwiami Pałacu. Rezygnuje dobrowolnie z bycia żoną prezydenta, aby pozostać
sobą” (str. 287).
Carla Bruni „jest pierwszą kobietą, która poślubiła prezydenta
w trakcie pełnienia przez niego obowiązków (...). Będzie też pierwszą kobietą,
która urodzi dziecko prezydentowi Piątej Republiki w trakcie sprawowania
przezeń mandatu” (str. 289). To kobieta, która „nie tylko nie kryła się ze
swoim życiem Don Juana w spódnicy, ani temu nie zaprzeczała, ale wręcz
przeciwnie, obnosiła się z nim” (str. 298). Z czasem postawi na wizerunek
„najbardziej dyskretnej, ostrożnej i układnej z żon prezydenta” (str. 305).
Valérie Trierweiler, partnerka François Hollande’a, ani myśli
rezygnować ze swojego zawodu, chce nadal pracować jako dziennikarka, a przy tym
być samodzielną pierwszą damą, na pewno nie figurantką. Jej sytuację zmienia
jeden wpis na portalu społecznościowym, który bardzo jej zaszkodzi - w oczach
wszystkich, łącznie z prezydentem.
Osiem kobiecych portretów, pół wieku historii Francji, z
której część działa się na naszych oczach. Choć wydawać by się mogło, że od
czasów Yvonne de Gaulle świat poszedł z postępem, to jednak rola pierwszej damy
nadal postrzegana jest w tradycyjny sposób, o czym chyba najboleśniej
przekonała się ostatnia z zaprezentowanych, Trierweiler. Być pierwszą damą
oznacza stać wiernie obok męża, odpisywać na listy i zajmować się działalnością
dobroczynną – na jakąkolwiek samodzielność lub własne ambicje polityczne nie ma
tutaj miejsca. Akceptowały taką sytuację lub nie, ale i tak zdecydowana
większość z nich twierdziła, że Pałac Elizejski nie przyniósł im szczęścia.
Schneiderowi udało się pokazać, z czego wynikało takie przekonanie. Choć część
z nich mogła być przygotowana do pełnienia swojej funkcji, uważać, że sprawdzi
się w nowej roli, bo ma ku temu kwalifikacje i chęci, to jednak polityka
zabierała im prywatność, a z tym niełatwo było się pogodzić.
Początkowo trochę się bałam, że w części bardziej
współczesnej, że tak powiem, zgodnie z duchem czasu, pojawi się ton plotkarski,
tabloidowy; na szczęście autor chciał osiągnąć coś więcej, niż tylko
powierzchowną relację. Nie skupiał się jedynie na okresie, w których bohaterki
były żonami najważniejszych osób w państwie, ale przedstawiał ich wcześniejsze,
a także późniejsze życie. Pewnie mógł poświęcić wszystkim postaciom jeszcze
więcej uwagi, ale i tak mam wrażenie, że nakreślił pełny obraz każdej z pań. Ja
w każdym razie śledziłam kolejne życiorysy z niesłabnącym zainteresowaniem, a
dzięki temu „Pierwsze damy Francji” mogę ocenić bardzo pozytywnie, jako
publikację godną polecenia.
Za możliwość przeczytani bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.
Miałam możliwość zrecenzowania tej pozycji, ale zrezygnowałam. Temat pierwszych dam Francji jakoś średnio mnie interesuje. Ale cieszę się, że Tobie publikacja przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńTeż się cieszę, nie lubię się rozczarowywać;)
UsuńZastanawiałam się nad tym tytułem, ale miałam zbyt wiele mieszanych uczuć.
OdpowiedzUsuńJa też długo nad nią myślałam, na szczęście ryzyko się opłaciło;)
UsuńTematyka książki nie przekonuje mnie tak do końca. Generalnie lubię historię, ale wiele razy zawiodłam się na zbiorach, które traktują ją nieco zbyt powierzchownie.
OdpowiedzUsuńFakt, czasem trafia się takie powierzchowne potraktowanie tematu, ale zawsze można je potraktować jako punkt wyjścia do szukania innych publikacji.
UsuńOstatnio zrobiłam się bardzo wybredna, jeśli chodzi o czytanie książek i mało co mnie interesuje. Również powyższa pozycja nie przykuła mojej uwagi, dlatego odpuszczę ją sobie.
OdpowiedzUsuńTak czasem bywa;)
UsuńNiestety badz stety nie czuję się zainteresowana tą lekturą. Być może to dobra ksiażka, ale zupełnie nie moja tematyka.
OdpowiedzUsuńRozumiem.
UsuńZ jednej strony ta książka mnie ciekawi, z drugiej - nie wiem czy by mnie nie pokonała. Ale temat fajny, nie przeczę. Może kiedyś i ja się podszkolę z wiedzy o ciekawych postaciach XX wieku i z historii. :)
OdpowiedzUsuńTrochę wiary w siebie, dlaczego miałaby Cię pokonać? :P
UsuńA mnie, Paulo, przekonałaś i zachęciłaś swoją recenzją. Podobnie jak Cyrysia, od paru lat zrobiłam się bardzo wybredna, jeśli chodzi o lektury. Wynika to na pewno z faktu, że wśród tak wielu zajęć i obowiązków chcę znaleźć czas na czytanie pozycji naprawdę wartościowych. Pierwsze damy Francji" wydają się taką właśnie lekturą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło:)
M.
Bardzo się cieszę, bo to naprawdę wartościowa książka. I zawsze będę zdania, że po takie trzeba sięgać:)
UsuńKiedy dostałam ofertę recenzji tej książki poprosiłam o proponowany wywiad z autorem. Niestety, wywiadu nie ma, jest tylko książka, której nie zamawiałam i jakoś średnio chcę ją przeczytać, może za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńJa na Twoim miejscu, mimo wszystko książkę bym przeczytała.
UsuńCiekawy temat, kompletnie się w nim nie orientuję. Tym chętniej przeczytam książkę o pierwszych damach Francji :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie z takiego założenie wyszłam, że czas zdobyć jakąś wiedzę w temacie.
Usuń